Artykuły

Szewskie pasje Witkacego

Byłem na "Szewcach" trzy dni po premierze. Sala była pustawa, co zrazu wydało mi się dziwne, ale po kilkunastu minutach rzecz zaczęła się powoli wyjaśniać Usprawiedliwiam nieobecnych.

Otóż, pomimo dziarskich pokrzykiwań mistrzów pocięgła i! kopyta toczących w pretensjonalnym plebejsko-inteligenckim narzeczu dyskurs o dialektyce władzy, walki klas oraz awansie, degradacji, degrengoladzie lub wręcz skurwieniu elit, ze sceny wiało nudą. Straciły swą dramaturgiczną nośność pokraczny język i trochę mętnawa katastroficzno-demoniczna dialektyka tej przestrogi inkrustowana retoryką dziś już zupełnie wyblakłą, bo wobec zniesienia cenzury cała dwuznaczność i aluzyjność akcji doszczętnie wyparowała. A przy tym tyradowe dialogi pozlepiane miejscami z monologów rozdętych do granic wyporności semantycznej ustatyczniają akcję. I niewiele tu pomagają aktorzy wywrzaskujący swe kwestie. Na moje ucho czyniąc to zresztą o dwie oktawy za wysoko.

Witkacy został wykreowany na papieża wszystkich awangard teatralnych XX wieku. Jest niekwestionowanym klasykiem, z nabożeństwem cytowanym, wręcz ubóstwianym.

I choć pomysły miewał rzeczywiście fajerwerkowe, równouprawniające przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, to jednak sztuki jego, a szczególnie ich pretensjonalnie udziwniony język, źle zniosły próbę czasu. To, co było semantyczną prowokacją, wyzwaniem rzuconym belferskiej poprawności, próbą egzotyzacji polszczyzny przez sięganie po gwary, żargony, kolokwializmy i niekiedy dość udatnymi próbami ośmieszenia ich z hermetyczną terminologią naukową i filozoficzną, dziś jest ekspresywnie martwe. Podobnie nie szokują nas obscena Witkacego lub ich bełkotliwe kamuflaże oparte na dźwiękowym podobieństwie jego neologizmów do przekleństw.

Gdy Drugi Czeladnik powie o kobietach z wyższych sfer: "Ichnie dziwki nie śmierdziały jak nasze, sturba ich suka, malowana dziamdzia ich szać zaprząta", to widz dzisiejszy przyzwyczajony do grubego słowa, które już dawno zadomowiło się w teatrze, odczuwa tę maskaradę jako nieumotywowany wygłup.

Inscenizacja Macieja Prusa raczej zaciemnia niż rozjaśnia misterną dialektykę społecznych transformacji, które są treścią sztuki. Wizja przewrotów społecznych i rewolucji wznoszona jest na niewystarczających psychologicznie i socjologicznie przesłankach. Bo samo ujawnienie klasowych pasji społecznych, politycznych a przede wszystkim seksualnych majstra szewskiego i jego dwóch czeladników, księżnej i prokuratora nie implikuje bynajmniej nieuchronności przewrotów społecznych. Wprawdzie wykonawcy spektaklu robią wszystko, aby wydobyć z "Szewców" to wszystko, co jest dyskursem o konfliktach społecznych i dialektyce rewolucji, ale niestety ów dyskurs jest wsparty na dość rachitycznym rusztowaniu.

Również wizjonerstwo sztuki wydaje się - widzom znającym z autopsji lub z podręczników dwudziestowieczne totalitaryzmy, których definitywnego końca na razie nie widać - mało odkrywcze i rozmija się z doświadczeniami lub wiedzą dzisiejszych widzów teatralnych.

Witkacy napisał "Szewców" pięć lat przed wojną, w tym samym czasie co wizjonerskie "Nienasycenie". Tu trzeba zaznaczyć, że wizja nadciągającej Apokalipsy w prozie była bardziej wyrazista i zrównoważona, w dramacie natomiast przybiera kształt groteskowo-demoniczny. "Szewcy" to intencjonalnie przestroga, a realnie zgrywa i groteskowy stenogram przerażenia.

Oczywiście "Szewców" można odczytać i zagrać jako historiozoficzną przestrogę i zapowiedź końca świata, do Którego nieuchronnie doprowadzi mechanizacja i standaryzacja produkcji i myśli wydrążenie etyczne, atrofia uczuć wyższych i nihilizm. Tego Maciej Prus nie pokazał. Zresztą nie jest to odkrycie zbyt świeże. Witkacy podąża tu śladem katastroficznych proroków epok wcześniejszych.

Zagłada ludzkości i koniec świata są naturalnie możliwe, ale racjonalność diagnoz i proroctw Witkacego w tej mierze jest co najmniej wątpliwa. Toteż inscenizacja "Szewców" w Dramatycznym, choć reżyser próbuje tchnąć w nią życie i wydobyć uniwersalność przesłań |est widowiskiem, w którym aktorzy mogą się, jak to się mówi, wygrać. Ale ich konwulsyjne miotanie się na scenie to tylko cyrkowe szewskie pasje. Dialektyka dziejów proroctwa "Szewców" ujawniła płynącą z doraźności nie wystarczalność tej wizji. Zapewne sztuka ta zostanie zepchnięta do lamusa historii dramatu. Pewną siłę mógłby jej przywrócić tylko zakaz jej grania. Bo obecnie wszystkie jej głębie zbanalizowały się. Pod koniec lat trzydziestych byli przestrogą, w latach okupacji spełnieniem jednego wariantu tej przestrogi, po wojnie spełnieniem drugiego. Poza tym doszukiwano się w nich elementów demaskacyjnych, bo stawiały znak równości pomiędzy faszyzmem a komunizmem, jako religiami niewoli. Ale te czynniki przestały decydować o nośności ich groteskowej retoryki. Obawiam się, że odtąd "Szewców" będzie się grało wyłącznie z pietyzmu. Spektakl w Dramatycznym był pierwszym pogrzebem tego dramatu, uważanego za najwybitniejszy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji