Artykuły

Krakowska kocha Kraków

- Kocham Kraków. Przecież ja jestem Krakowska. Nazwisko do czegoś zobowiązuje - powiedziała dla "Gazety Krakowskiej" aktorka EMILIA KRAKOWSKA przed występem w Teatrze Bagatela.

Pani to pewnie lubi Kraków...

- No jakżebym miała nie lubić. Przecież ja jestem Krakowska. Nazwisko do czegoś zobowiązuje (śmiech). Od kiedy pamiętam, wszyscy pytają mnie, czy pochodzę z Krakowa.

I co im Pani odpowiada?

- Zgodnie z prawdą. Że nie, ale Kraków bardzo kocham. Zresztą kochać to miasto jest naszym świętym, narodowym obowiązkiem. Od najmłodszych lat byłam tu zawożona przez rodziców. Oczywiście zaczynałam od Sukiennic, Rynku, kościoła Mariackiego. Tak samo wychowywałam moje dwie córki. Jak tylko każda z nich kończyła 6-7 lat, przywodziłam je pod Wawel. Nie po to, by straszyć smokiem, ale żeby chłonęły skarby malarstwa polskiego, jakie znaleźć można w krakowskich muzeach.

W takim razie na pewno ma Pani w Krakowie jakieś swoje miejsca?

- Sama nie wiem. Ja po prostu jak tylko przyjadę, to wzdłuż i wszerz po tym Krakowie latam. Bo lubię. Kiedyś lubiłam też przesiadywać z przyjaciółmi w Piwnicy pod Baranami.

A kapelusze Pani w Krakowie kupuje?

- Niejeden kupiłam. Jak grałam w spektaklu "Wizyta starszej pani'', to kazałam sobie z Krakowa przywieźć aż trzy naraz. Zresztą nie tylko kapelusze w Krakowie kupuję. Kiedyś nabyłam też piękny gobelin, który wisi w moim mieszkaniu.

A skąd się wzięła Pani miłość do kapeluszy?

- To u nas tradycja rodzinna. Nosiła je moja mama i jej babka. Babcia była prawdziwą białogłową, nawet w domu nosiła biały czepek. Inaczej czuła się, jakby była trochę nieubrana.

W "Wakacjuszce" też można Panią podziwiać w szykownych nakryciach głowy. To prawda, że pomysł na ten spektakl narodził się w Krakowie?

- Tak. Kraków zbierał akurat pieniądze na pomnik wiernego psa. Po jednym z moich występów w teatrze Bagatela poznałam Zofię Mierzyńską, pisarkę i miłośniczkę zwierząt. Podarowała mi swoją książkę i zaproponowała, żebyśmy coś zrobiły razem. Przeczytałam ją i przez pewien czas nosiłam w sobie jak jajko. To historia kobiety, która wyjeżdża za ocean przekonana, że Ameryka to czerwony dywan i dolary, które leżą na ulicach. Postanawia tam rozkręcić swój "small biznes". W jej postaci znalazłam współczesną panią Dulską. Stwierdziłam też, że temat poruszony w sztuce jest mi bardzo bliski. Wyjeżdżać, czy nie wyjeżdżać do pracy za granicę? Ja także ze względu na moją pracę często wyjeżdżam i widzę, że to wielki problem wielu ludzi.

Problem poważny, ale monodram w Pani wykonaniu pełen jest humoru.

- Bo uważam, że nawet o bardzo poważnych rzeczach trzeba mówić z humorem. Dzięki temu słowa na dłużej zostają w pamięci.

Wystąpi Pani w roli Anielci już ponad setny raz. Nie znudziło się Pani ciągłe granie tej samej postaci?

- Nie. Każdy spektakl jest inny. Od pewnego czasu to publiczność reżyseruje mój monodram, wykrzykując bardzo często z widowni fragmenty tekstu, zanim ja zdążę je wygłosić ze sceny. To jest naprawdę cudowne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji