Śląska premiera "Gliwickich lat Tadeusza Różewicza"
Marii Dębicz i Krzysztofowi Korwin-Piotrowskiemu udało się pokazać wielkiego poetę, ale też wspaniałego, pełnego humoru człowieka - pisze Łukasz Kałębasiak w Gazecie Wyborczej - Katowice, po premierze filmu dokumentalnego o poecie.
Film rozpoczyna się od kapitalnej sceny we wrocławskim mieszkaniu Tadeusza Różewicza. Poeta zabiera się za przeczytanie wiersza "Złote góry". Ale najpierw mówi do kamerzysty: - Moja twarz jest teraz mało ważna, panie operatorze. I prosi figlarnie, żeby w filmie wmontować jego głos w obraz "drzewa, chmury albo księżyca".
Bo Różewicz to "śmiejący się poeta", pełen dystansu do siebie i własnej, niekwestionowanej wielkości. - On nie miał nic z pięknoduchostwa - wspominał Różewicza sprzed półwiecza Kazimierz Kutz.
- W nim jest niesamowity żywioł komediowy i śmiech - dodaje w filmie Piotr Lachmann, poeta i tłumacz działający m.in. z Wojciechem Pszoniakiem w gliwickim teatrze studenckim STEP (...) W Gliwicach pozwolił im wystawić po raz pierwszy swoje dramaty, choćby "Świadków". Oprowadzający nas w filmie po mieście Pszoniak przyznał, że uważa Różewicza za swojego "duchowego ojca".
20 lat, które Różewicz spędził w Gliwicach, przyniosły wielkie dzieła. Oprócz wspaniałych wierszy powstały wtedy jego największe dramaty, z "Kartoteką" na czele. Przywiodła go nad Kłodnicę miłość. W Gliwicach zamieszkała i pracowała po wojnie jego przyszła żona Wiesława Kozłowska. Od 1946 do ślubu w 1949 roku przyjeżdżał do niej z Krakowa - najpierw pociągiem, potem dwoma tramwajami. Przenosząc się na Śląsk, mógł też uciec od zebrań krakowskiego Związku Literatów, które w czasach stalinizmu zamieniały się nieraz w seanse nienawiści. W Gliwicach chadzał do muzeum w Willi Caro oglądać stare martwe natury. Do dziś pamięta, że wisi tam "Portret chłopca" przypisywany wcześniej Hansowi Holbeinowi (...)
Gliwice były też dla niego oknem na świat. Stamtąd wyjeżdżał w pierwsze podróże za granicę - na Węgry, do Czechosłowacji, Włoch, Niemiec (wschodnich i zachodnich) czy Francji. Na spotkania z wydawcami i tłumaczami. Twórcy "Gliwickich lat..." powtórzyli ten szlak, rozmawiając z ostatnimi świadkami wypraw sprzed 40 lub 50 lat. Dzięki temu film wzbogacił się o kolejne, smaczne anegdoty, ale też ważne wyznania. Dla mnie najcenniejszym efektem tych podróży były nagrane w Berlinie słowa niemieckiego pisarza prof. Olava Münzberga. - Różewicz jest autorem, który przybliżył mi głębię cierpienia Polaków - przyznał Münzberg. W czasach, gdy Polacy i Niemcy wciąż licytują się na doznane krzywdy, takie słowa urodzonego w 1938 roku w Gleiwitz i wyrzuconego stamtąd profesora są wyjątkowo potrzebne.
Film "Gliwickie lata Tadeusza Różewicza" zostanie pokazany w marcu 2010 roku z okazji 50-lecia wystawienia "Kartoteki" w TVP Kultura. Trwają też rozmowy, aby film wyemitowała wtedy także telewizyjna "Jedynka" lub "Dwójka".