Artykuły

Smak życia

- 24 lutego wystąpię w nowym spektaklu w warszawskim Kinoteatrze Bajka - w sztuce na podstawie książki Zyty Rudzkiej "Dziewczyny Bonda" - mówi KATARZYNA WALTER.

Mirosław Mikulski i Edyta Madej: - Mimo dużej popularności zrezygnowała Pani z aktorstwa na dziesięć lat. Dlaczego?

Katarzyna Walter: - Rzeczywiście w latach 80. byłam aktorką dosyć popularną. Grałam dużo w Polsce i zagranicą. Na Węgrzech miałam nawet swojego agenta. Pracowałam też ze Szwedami, Anglikami, Niemcami, a nawet z Australijczykami. Miałam szczęście i zagrałam w tym czasie w kilkunastu filmach i serialach. Ale miałam też na utrzymaniu dwoje małych dzieci, które sama wychowywałam, musiałam więc mieć stałą pracę i stałe dochody, i tak z dnia na dzień z aktorki stałam się producentką reklamową i telewizyjną. Byłam szefową produkcji w dwóch dużych agencjach i odpowiadałam za ogromne pieniądze. To niosło ze sobą duże napięcia i był to trudny czas w moim życiu. Jestem osobą żywą, lubię działać i pędzić, a nie siedzieć przy biurku. Czułam się trochę jak uwiązane zwierzę. Ale takie jest życie...

- Co jest potrzebne oprócz talentu, żeby aktor zrobił karierę?

- Siła i miłość, które nas otaczają. Ciepło, które jest potrzebne każdemu człowiekowi, bo daje nam siłę. Bez niej artyści nie mogą funkcjonować. Wiem to, bo sama jestem otulona miłością swoich bliskich. W świecie, gdzie wszyscy pędzą do przodu, potrzebna jest stabilizacja. Z drugiej strony po dziesięcioletniej przerwie w pracy przed kamerą dochodzę do wniosku, że wiele rzeczy jest konsekwencją przypadku, a wiele uporczywej pracy. Trudno je rozgraniczyć.

- Jako producentką telewizyjna musiała Pani zarabiać duże pieniądze. Łatwo było z nich zrezygnować i wrócić do aktorstwa?

- Jeśli mamy wyznaczony cel w życiu, który może nam przynieść radość i satysfakcję, to bardzo łatwo przesiąść się z luksusowego, służbowego "fordzika" do autobusu miejskiego. Nawet sprawia to radość! Musiałam zrezygnować z wielu przyzwyczajeń, oszczędzam na taksówkach, nie kupuję sobie co miesiąc nowych butów i... jestem szczęśliwa. Czuję się znowu sobą i jest mi dobrze. Dzieciom ta zmiana też się przyda. Muszą nauczyć się przyjmowania prezentów dwa razy tańszych niż kiedyś. Zdecydowałam się na skromniejsze życie, ale dzięki temu mam więcej czasu i mogę go poświęcić córce.

- Jak Pani spędza wolny czas? Co Panią cieszy?

- Uprawiam w domu dalekowschodnie ćwiczenia wyrównujące energię. Dużo jeżdżę konno. Kocham spać i łazić po mieście z moją córką, Kaśką. Spacerujemy po Warszawie, chodzimy do kina i jeździmy na wycieczki. Oprócz tego. że się kochamy, to się także przyjaźnimy. To wszystko odnowiło się przez ostatni rok, od kiedy jestem w domu.

- Porozmawiajmy teraz o serialu. Jest Pani podobna do Alicji, swojej bohaterki z "Pensjonatu Pod Różą"?

- Jestem temperamentna i zadziorna. Ale po pierwszej serii zdjęć stałam się osobą spokojną, spolegliwą i kochaną dla swojego otoczenia. Tyle tam zostawiłam złości, agresji i zawziętości na ludzi, Dobrze mi się gra Alicję, bo trochę staram się jej bronić. Takie jest zadanie aktora. Ksawery też nie jest bez winy, bo obiecał Alicji małżeństwo, i co? A ona jest osobą lekko starzejącą się i chciałaby się wreszcie ustabilizować. Oprócz żądła starałam się przemycić trochę kobiecej bezradności wobec całej sytuacji.

- Dojdzie w końcu do ślubu Ksawerego z Alicją?

- Tego sama nie wiem.

- Jak widzowie reagują na Pani postać?

- Podobno jestem straszna. Moja córka po każdej scenie mówi, że jestem coraz gorsza i zachowuję się jak upiór! Na szczęście nie spotkała mnie żadna przykra sytuacja ze strony widzów. Wręcz przeciwnie, ludzie mnie lubią. Reżyser Maciej Wojtyszko doradzał mi na początku zdjęć, żebym wynajęła jakąś obstawę, bo nie będę mogła spokojnie przejść po swoim osiedlu. Ale ludzie, których spotykam, rozgraniczają fikcję filmową od rzeczywistości.

- Zobaczymy Panią w innych filmach?

- 24 lutego wystąpię w nowym spektaklu w warszawskim Kinoteatrze Bajka - w sztuce na podstawie książki Zyty Rudzkiej "Dziewczyny Bonda". Mam też inne projekty, które nie są związane z filmem. Dwa z nich to nowe, cykliczne programy dla telewizji, które sama chciałabym poprowadzić. O czym będą, wolałabym jeszcze nie mówić. Chciałabym też napisać książkę - rozważania i spostrzeżenia o tym, jak żyjemy. To takie rozprawki o tym, co mnie spotyka i co widzę dookoła. Już to piszę, ale na razie do szuflady. Chciałabym jednak, żeby te kartki ujrzały światło dzienne.

Na zdjęciu: Katarzyna Walter.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji