Wielka poezja przyszła do domu
Każdy chyba, kto oglądał "Dziady" w Starym Teatrze miał przed ich telewizyjną emisją tremę nie mniejszą od aktorów i realizatorów. Jak ten silnie związany z przestrzenią teatru przy ul. Jagiellońskiej spektakl znajdzie się na małym ekranie? Jak przejmujący dreszczem wiersz zostanie odebrany przez widza siedzącego w fotelu i pijącego herbatę? - Myślę, że podobne obawy towarzyszą każdemu telewizyjnemu przeniesieniu wielkiego spektaklu teatralnego. Obawy - jak się okazuje - zbyteczne. Pod warunkiem oczywiście, że reżyser telewizyjny doskonale pojmie i uszanuje intencje inscenizatora teatralnego, że zespół aktorski nad swe teatralne przyzwyczajenie przeniesie umiejętność bycia przed kamerą.
Dwa teatralne wieczory poświęcone "Dziadom" dowiodły, że możliwy jest przekład z języka teatru na język telewizji. Może to ktoś uznać za przesadę, ale uważam, że w tym przypadku mieliśmy do czynienia z przekładem doskonałym. Nie pozostawił on nikogo, tak jak i oryginalny spektakl - obojętnym, nie pozwolił na oderwanie się od ekranu. Nie dziwią mnie zdania, po pierwszej części, że chętnie oglądano by te "Dziady" bez przerwy, tak silnie przywiązywały do siebie widza. Wszystko, co w intencji Konrada Swinarskiego było przestrzenne, było przestrzenne równiej w wersji telewizyjnej - powiedziane innymi sposobami, ale równie wymownymi. Wszystko co miało być kameralne - kameralne pozostało. Zespół aktorski grał przed kamerami jedno z najlepszych swych przedstawień, co - zważywszy technikę nagrań telewizyjnych - wydaje się prawie niemożliwe. Raz jeszcze potwierdził swą prawdziwą aktorską wielkość Jerzy Trela. Po nim naprawdę trudno być Konradem.
Wielki wysiłek zespołu artystycznego Starego Teatru, a także zespołu realizatorów telewizyjnych, którzy dali tu dowody najwyższych umiejętności artystycznych, mądrość tych, którzy na przedsięwzięcie to się zdecydowali pozwala dopisać do listy wielkich spektakli Teatru Telewizji jeszcze jedno najwyższej rangi wydarzenie.