Artykuły

Połknięci przez teatr

Dwadzieścia, trzydzieści, czterdzieści lat pracy w jednym miejscu? Wielu osobom trudno to sobie wyobrazić. Pracownicy Teatru im. Wandy Siemaszkowej nie widzą w tym nic dziwnego. - Albo tu przychodzisz, teatr cię pochłania do reszty i zostajesz do końca, albo po miesiącu lub roku odchodzisz, bo to nie twoja bajka - mówią aktorzy i pracownicy teatru z wieloletnim stażem, którzy swojej pracy nie zamieniliby na żadną inną - pisze o nich Katarzyna Grzebyk w Super Nowościach.

Pracownia krawiecka. W przytulnym pomieszczeniu niemal po brzegi wypełnionym kolorowymi kostiumami i przyrządami krawieckimi Elżbieta Baran, Monika Ciołkosz, Gabriela Jakielaszek i Józef Podyma dbają o to, by stroje aktorów były świetnie skrojone i idealnie odzwierciedlały pomysł scenografa. - Jednym słowem, jest tu... fajnie - mówi Józef Podyma, kierownik pracowni. Dla innych jesteśmy dziwakami - Przerobiliśmy już wszystkie epoki. Jedynie współczesnych strojów nie szyjemy, bo wszystko można kupić - wyjaśnia Elżbieta Baran, od 30 lat w krawieckiej pracowni teatralnej.

- Tu się nie robi kariery, ani wielkich pieniędzy. Tu robi się sztukę i może właśnie dlatego ludzie spoza branży traktują nas jak dziwaków...- dodaje Monika Ciołkosz, która - jak sama przyznaje - w ciągu 10 lat pracy w teatrze nie doświadczyła co to nuda i rutyna. Gabriela Jakielaszek do zespołu dołączyła trzy lata temu. - Kiedy opowiadam, że pracuję w teatrze, ludzie pytają czy pracuję w szatni, skoro nie jestem aktorką ani bileterką. Nie mają pojęcia że teatr posiada własne pracownie. Czego nie wolno zrobić teatralnemu krawcowi? Kategorycznie nie można szyć na aktorze. - Chyba że ma nitkę w zębach, wtedy talentu się nie zabierze - wyjaśnia Józef Podyma. Aktora można ukłuć na szczęście, dobrze jest też przydeptać projekt, gdy spadnie na ziemię. Scenografowie jak ognia unikają pawich piór - podobno przynoszą pecha.

Zamiast strzału - przekleństwo

- Pewnego razu przyjechał do nas teatr rumuński, na stole manualnym porozkładali karteczki, by ułatwić sobie pracę, ale kartki się wymieszały. Oświetleniowcy wszystko robili na odwrót - śmieje się Sławomir Kawa, od 25 lat oświetleniowiec w rzeszowskim teatrze. - Innym razem na scenie miał paść strzał. Wtedy strzelało się jeszcze z korkowca. Strażak naciągnął łatę, ale nie usunął stopy... zamiast strzału rozległo się głośne "pach", a potem siarczyste "o, ku...a!". W pracy na żywo, a tak pracują oświetleniowcy Sławomir Kawa i Piotr Tomaka, trudno uniknąć nieprzewidzianych sytuacji. Podczas premiery, "Hioba" Karola Wojtyły nagle posłuszeństwa odmówił stół komputerowy, z którego programowane jest światło. Wybuchła panika. - Dosłownie na dwie minuty przed rozpoczęciem, kierownik techniczny wziął stół, uderzył nim o podłogę i...stół zaczaj działać - wspomina pan Stanisław. Praca w teatrze daje satysfakcję i stwarza możliwości zwiedzania świata. Wiąże się też z wieloma wyrzeczeniami. Nieraz pracuje się cały dzień, wieczorami, także w weekendy. - Żony i kochanki mogą być z tego niezadowolone - dodaje z przymrużeniem oka oświetleniowiec. - Praca nas rozwija ciągle uczymy się czegoś nowego. Po 25 latach w teatrze wiem, że nadal niewiele wiem.

Charakteryzatorkę kupili na targu

Zofia Tarkowska-Niemczuk, charakteryzatorka i perukarz, przyjechała do Rzeszowa dwadzieścia lat temu z lubelskiego teatru Osterwy. - Podkupiłem ją na targu w Zamościu - uśmiecha się Jerzy Lubas, kierownik techniczny.

Pani Zofia jest specjalistką od zarostów, warkoczy, tresek, peruk i upięć. Robi je z włosia sztucznego, brody tka z żyłki - co jest dość pracochłonne. - Do każdego spektaklu robi się nowe peruki, muszą pasować do charakteryzacji, kostiumu i epoki oraz do zamysłu scenografa - wyjaśnia Zofia Tarkowska-Niemczuk.

Pani Zofia jest również charakteryzatorka. Jej dziełem jest m.in. charakteryzacja aktora Pawła Gładysia na pobitego Łukasza Cieplińskiego z pamiętnego spektaklu. - To miejsce ma swój klimat, praca jest zarazem pasją i zabawą - dodaje Alicja Godek, od 29 lat w pracowni malarskiej.

Prowincja może być nawet w Paryżu

Zespół aktorski też nie kryje zadowolenia. Wbrew przekonaniu, że na prowincjonalne południe Polski prawdziwa sztuka dotrzeć nie może, aktorzy znają swoją wartość i są przekonani o wysokim poziomie Siemaszkowej.

- Prowincja może być nawet w Paryżu czy Londynie. Nasz zespół jest uważany za jeden z najlepszych zespołów w Polsce i to wcale nie nasza opinią tylko ludzi z zewnątrz - wyjaśnia Grzegorz Pawłowski, od 12 lat na rzeszowskiej scenie. - Pamiętajmy, że klimat i renomę tworzą ludzie, nie miejsce. Pawłowski dodaje, że w Teatrze im. Wandy Siemaszkowej, można się spełnić w zawodzie. Zwłaszcza gdy stawia się tu pierwsze aktorskie kroki. Młody aktor powinien dużo grać, a w Rzeszowie w ciągu roku do zagrania jest kilka ról.

- W Warszawie można dostać epizod, potem iść na casting do serialu* Co to jest serial? "Ble, ble, ble" i powtarzanie tego "ble, ble, ble" na polecenie reżysera

- nie urągając nikomu oczywiście. Czy to jest aktorstwo? My nawet czasu nie mamy, żeby na castingi chodzić - dodaje.

Małgorzata Machowska będzie obchodzić jubileusz 25-le-cia pracy aktorskiej. Trafiła tu z Wrocławia. W sezonie gra trzy - cztery role. - Czuję się spełniona. Owszem, bywają gorsze momenty, ale dla mnie praca tutaj jest wielkim szczęściem - przyznaje aktorka. - U nas wcale nie dzieje się mniej niż w Warszawie. Widownię mamy dużo lepszą niż kiedyś. Machowska dodaje, że właśnie w Rzeszowie miała okazję współpracować z najlepszymi reżyserami - Bogusławą Czosnowską która dała jej szkołę życia Robertem Glińskim, Jackiem Bunschem czy Tomaszem Dutkiewiczem.

Trzysta premier na koncie

Teatralnym rekordzistą jest Jerzy Lubas z 37-letnim stażem pracy, obecnie kierownik techniczny. - Przyszedłem do teatru jako młody chłopak i nadal jestem młody. Jak ten teatr pięknie rzeźbi człowieka... Oglądnąłem już prawie 300 premier. Mamy tu wspaniały zespół i ludzi wielu zawodów. Jedynie szewca nam brakuje - mówi Jerzy Lubas. Rzeczywiście, w teatrze nie można się nudzić. Każdy spektakl, każda próba obfituje w śmieszne, niespodziewane momenty. - Czasem komuś spodnie trzasną na scenie - żartują panie z pracowni krawieckiej.

- Podczas pewnych spotkań teatralnych jeden człowiek miał dać znać akustykom, kiedy należy puścić dźwięk. Umówili sie, że zapuka w szybę. Tymczasem przechodził tamtędy strażak, znajomy akustyka. Żeby się przywitać, zapukał w szybę. I poleciała muzyka... - opowiada Lubas.

***

Z okazji jubileuszu 65-lecia w piątek (6 listopada) odbędzie się premiera ..Pana Tadeusza" w reżyserii Ireny Jun. W spektaklu wystąpi cały zespół aktorski Teatru im. Wandy Siemaszkowej. Spektakl będzie też wstępem do rozpoczynających się Rzeszowskich Spotkań Teatralnych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji