Artykuły

"Hamlet"

Niewiele jest w literaturze światowej dzieł, które by tak jak "Hamlet" weszły w krwiobieg życia duchowego cywilizowanych społeczeństw. Każdy czas historyczny może w tym niezwykłym dramacie wyczuć rytm własnego pulsu, każdy wrażliwy artysta, niezależnie od noszonego kostiumu i wyznawanej estetyki, znajdzie w nim źródło ożywczych podniet dla myśli i wyobraźni - i to jest jedną z niezgłębionych tajemnic Szekspirowskiego geniuszu. Pasjonują się nim od lat z nie słabnącym zachwytem teatry, poeci i uczeni. Wokół Szekspira w ogóle, wokół zaś "Hamleta" w szczególności narosły takie góry rozpraw, studiów i komentarzy naukowych oraz literackich, takie mnóstwo koncepcji interpretacyjnych, że gdyby mierzyć jego znaczenie dla twórczej myśli ludzkiej zasięgiem inspiracji oraz ilością zapisanych kart - dałby się on pewnie wyprzedzić tylko "Boskiej Komedii" Dantego. A pozostało w nim jeszcze tyle niepokojących zagadek, tyle intrygujących sprzeczności, które powoli lecz stale rozszyfrowuje nowoczesna szekspirologia, odsłaniając coraz bardziej zdumiewające bogactwo znaczeniowe języka i metaforyki.

Już sama tedy ranga "Hamleta" podnosi wagę każdej jego realizacji teatralnej i sprawia, że na premierę czeka się zawsze z ciekawością - tym większą, że wersje sceniczne nigdy się właściwie nie powtarzają. Jak wiadomo, rozmiary "Hamleta" przekraczają niemal w dwójnasób zwyczajowe normy spektaklu, toteż nie grywano go w całości ani w teatrze elżbietańskim, ani później. W rezultacie to, co oglądamy na scenie, jest efektem mniej lub bardziej szczęśliwego wyboru reżyserskiego. A wybór ten dotyczy przecież nie tylko ilości tekstu; ważniejsze, że decyduje on także o rodzaju pozostawionych treści. "Hamlet", jak potężna, burzliwa rzeka, niesie w swych głębiach dziesiątki nurtów. Jest dramatem poetyckim, pełnym subtelności intelektualnych i refleksji filozoficznych, i jest mistrzowskim studium psychologicznym; jest renesansowo bujną, okrutną tragedią polityczną, historyczną, rodzinną; jest dramatem niszczących namiętności i wstrząsającą wizją załamania się porządku moralnego świata; ale jest także sztuką sensacyjną o porywającej fabule i świetnych efektach widowiskowych. Co wybrać, z czego zrezygnować? W znakomitym filmie Laurencea Oliviera skreśleniu uległy pewne wątki i niektóre osoby (nie ma tam np. Rosenkrantza i Guildensterna), których brak nie zubożył dramatu, a osobowości Hamleta nie odjął żadnego z istotnych rysów. Wydaje mi się, że metoda Oliviera jest chyba najidealniejszym rozwiązaniem kłopotów z nadmiarem tekstu.

Twórca najnowszej inscenizacji "Hamleta" w Teatrze Narodowym, Adam Hanuszkiewicz, obrał za naczelne hasło swojej koncepcji interpretacyjnej metaforę: "Dania jest więzieniem". W myśl tej intencji scenograf Marian Kołodziej zamknął dramat żelazną obudową ścian i uruchomił ciężką kurtynę przeciwpożarową, która unosi się, jak więzienne wrota, z przeraźliwym zgrzytem i chrzęstem. W scenerię włączony został również hałaśliwy przy jeździe w dół i do góry most z reflektorami, ukryty zazwyczaj za górną ramą prosceniową, tutaj wszakże służący za ekwiwalent zamkowych krużganków. Dźwięk żelaza jest jedyną muzyką towarzyszącą temu spektaklowi, a zimny połysk metalu dominującym akcentem kolorystycznym.

W dążeniu do uwydatnienia w "Hamlecie*' wyłącznie dramatu politycznego, inscenizator dokonał na tekście Szekspira bezlitosnych cięć, których pastwą padła przede wszystkim poezja. Tak się, niestety, dzieje w większości realizacji teatralnych Szekspirowskiego arcydzieła, dotychczas jednak zawsze nietykalny pozostawał wzruszający liryzm Ofelii. Tutaj - inaczej. Został on po prostu unicestwiony. Trudno doprawdy domyślić się, dlaczego obłędowi Ofelii kazano przyoblec wulgarną postać, dlaczego jej tragedię pozbawiono poetyckiego uroku. Nie podobna dla tej szokującej decyzji reżyserskiej znaleźć jakiejkolwiek motywacji artystycznej, przeciwnie, wyczuwa się w niej złośliwy grymas, rzutujący notabene na dalsze sceny. I kiedy później w kłótni z Laertesem na cmentarzu Hamlet woła; "Kochałem Ofelię. Sto tysięcy braci nie uzbierałoby tyle uczucia!" - nie wierzymy mu. W tym przedstawieniu nie ma miłości Hamleta. Ten Hamlet nie kocha Ofelii i nie kocha matki wobec obydwu jest jednako suchy i bezwzględny, jakby w ogóle pozbawiony cieplejszych, subiektywnych uczuć. Jeden raz tylko odzywa się w nim czułość, kiedy pochyla się nad czaszką Yoryka. Rozmowa z grabarzami (Gustaw Lutkiewicz i Jerzy Turek) należy zresztą do najlepszych scen w całym spektaklu: wspaniała partytura tekstu, komponowana z kontrastujących ze sobą akordów, została na szczęście odegrana czysto i prosto, bez nadbudowy inscenizacyjnej.

Kim jest bohater dramatu? U Szekspira osobowość Hamleta kształtuje się w nieustannym napięciu, w ciągłym, gorączkowym ruchu. Przeobraża się i rośnie wraz z rozwojem wydarzeń, pod ciśnieniem sił, które raz rozpętane nie dadzą się już okiełznać ("Wiemy, kim jesteśmy, lecz nikt nie wie, kim będzie..."). Jego dramat jest najbardziej przejmującym obrazem ludzkiego losu, jaki kiedykolwiek w literaturze stworzono. Oddać tę wielką przemianę środkami sztuki aktorskiej i nie popaść w patos lub szarżę - to zadanie piekielnie trudne i dlatego Hamleta grywają przeważnie aktorzy starsi, najzdolniejsi w zespole, o sugestywnej indywidualności i bogatym doświadczeniu artystycznym. Oczywiście, wszystkie te zalety nie gwarantują jeszcze sukcesu i by stworzyć kreację naprawdę wielką - trzeba być Olivierem. Tylko że podobne zjawiska aktorskie są niepowtarzalne.

Ale Hamlet jest młodzieńcem i ten właśnie walor autentycznej młodości posiada Daniel Olbrychski, grający duńskiego królewicza w Teatrze Narodowym. Jest to Hamlet porywczy, dynamiczny, pełen wewnętrznego żaru, naturalny i sugestywny w działaniu i bardzo nowoczesny w sposobie bycia. Jest atrakcyjnym bohaterem sensacyjnego dramatu - tego dramatu, jaki Hanuszkiewicz wykroił z arcydzieła Szekspira. Olbrychski jest aktorem bardzo utalentowanym, wrażliwym i wolno sądzić, że - mimo braku doświadczenia - mógłby stworzyć postać pełniejszą, gdyby inscenizator nie uprościł mu tak bardzo roli i gdyby nie oparł jej wyłącznie na prawach młodości.

Co do wieku Hamleta rozwinęła się zresztą w prasie dyskusja, zainicjowana działaniem ołówka reżyserskiego Hanuszkiewicza, który odmłodził bohatera o pięć lat, aby uczynić zeń rówieśnika Olbrychskiego. U Szekspira Hamlet ma lat trzydzieści, u Hanuszkiewicza - dwadzieścia pięć. To pozornie niezbyt ważne przeinaczenie można by zlekceważyć, gdyby nie było ono symptomem, charakteryzującym ogólny stosunek inscenizatora do tekstu Szekspira. Tekst ten jest dla niego przede wszystkim materią do cięcia. Hamleta odmładza nie tylko fizycznie, ale i intelektualnie, redukując do minimum jego mądrość i inteligencję; z Ofelii (Ewa Żukowska) robi postać odpychającą; śmierć Królowej (Zofia Kucówna) pozbawia majestatu i malowniczości - zamiast od zatrutej perły w kielichu wina, ginie ona od przypadkowego ukłucia zatrutą szpadą, co jest kompletnym nonsensem sytuacyjnym; Duch ojca Hamleta w osobie Adama Hanuszkiewicza interweniuje w akcji na równi z żywymi, a w sypialni Królowej dokonuje nawet symbolicznego aktu pojednania się z niewierną żoną (ten kompromisowy gest jest czymś absolutnie sprzecznym z duchem renesansowego dramatu, w którym żadne sprawy nie są nigdy rozstrzygane półśrodkami); Poloniusz (Mariusz Dmochowski) ginie od sztychu, przebijającego żelazną ścianę w sposób zgoła czarodziejski. I znowu jak poprzednio w "Kordianie", umowność przeplata się z naturalizmem, pomysły dziwaczne rozbijają napięcie, a reżyser raz po raz stara się wmówić w publiczność, że jest dramaturgiem lepszym od Szekspira.

Niedawno tzw. pomysły reżyserskie zostały mocno zaatakowane na łamach "Twórczości" i wkrótce potem "Teatr" podjął w artykule wstępnym obronę prawa twórcy przedstawienia teatralnego do pełnej swobody w gospodarowaniu tekstem dramatycznym. No cóż, jak widać, w kwestiach nawet talk delikatnych, i zdawałoby się bezspornych, jak prawo autorskie, zdania mogą być podzielone. Nie wdając się w tę jałową polemikę - jałową dlatego, że nie wynikają z niej żadne konsekwencje - wolę zacytować zdanie Tadeusza Różewicza, wzięte z jego eseju pt. "Gąbka i kamień": "Lepiej jednak słuchać Hamleta..." Hanuszkiewicz wolał go nie słuchać i pewnie z tego powodu skreślił wszystkie uwagi Hamleta o teatrze i grze aktorskiej.

OD REDAKCJI: Szanując zdanie stałej naszej recenzentki podkreślamy, że ocena przedstawienia "Hamleta" w Teatrze Narodowym zawarta w recenzji opublikowanej wyżej ma dla nas charakter dyskusyjny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji