Artykuły

Czekam w barze

Rozmowa z Januszem Głowackim, pisarzem

- Jak zrodził się pomysł wsparcia "Trzech sióstr" Czechowa "Czwartą..."?

- Przyszedł. Z dziesięć razy oglądałem "Trzy siostry" w teatrze. W Nowym Jorku w roku 1998 były trzy inscenizacje. Przyjechał z "Siostrami..." MCHAT, wystawiono je na Broadwayu i w La Mammie, czyli na Off, Off Broadwayu. To ostatnie wystawienie było dość okropne. Na przykład trzeci akt przeniesiono do Gułagu.

Mieszkam w Nowym Jorku, ale ostatnio często jeżdżę do Moskwy. Dużo mi tam sztuk wystawiają. Przyglądałem się, parę razy się przestraszyłem, i tak jakoś poszło. Ale moja sztuka to nie jest fabularna kontynuacja. To coś w rodzaju ironicznej aluzji. Taka próba spojrzenia na to, co się stało ze światem od czasów - nazwijmy je - Czechowowskich. Akcja dzieje się w Moskwie, ale mam nadzieję, że rzecz jest bardziej uniwersalna. Nie miałem zamiaru pisać satyry na Rosję. Bardzo podobną sztukę mógłbym napisać o Ameryce. Sztuka jest trochę śmieszna, trochę wzruszająca i mocno straszna. Ale ja w ogóle nie jestem sympatycznym pisarzem.

- W jakim celu napisał pan "Czwartą siostrę", by przedstawić pewien stan rzeczy, postawić diagnozę, czy po to, by samemu zrozumieć dzisiejszy świat?

- To, powiedzmy, obserwacja prywatna. Już dawno zrezygnowałem z prób zrozumienia tego, co się wyprawia na świecie. Dlaczego - na przykład - miliony biednych ludzi na całym świecie rozpaczają z powodu śmierci Lady Diany, a nikogo jakoś nie wzruszają rzezie kobiet i dzieci w Kosowie, Rwandzie czy Wschodnim Timorze.

- Tadeusz Różewicz mówił swego czasu: "Głupota przybiera rozmiary normalne", pan - przez Wierę - stwierdza: "Może kiedyś było okrutniej na świecie, ale głupiej na pewno nie". Czy to oznacza, że nie ma nadziei dla współczesnego świata?

- Na zmądrzenie to chyba nie. Na przetrwanie - całkiem duże. Koniec wieku to jest głównie wyrzynanie się i zarabianie, także na tym, pieniędzy. Niektórzy czują się w tym bardzo szczęśliwi.

- Czy po napisaniu tego dramatu może pan powiedzieć (jak Flaubert) "Wiera - to ja"?

- Mogę powiedzieć, że Tania, Katia, Wiera, Generał, a zwłaszcza Babuszka - to ja.

- Czy jest jakaś scena lub kwestia, która wydaje się panu najważniejsza dla pańskiej sztuki, jako przesłanie, ostrzeżenie?

- Całość jest najważniejsza.

- O czym, według pana, autora, jest "Czwarta siostra"?

- O miłości, straconych złudzeniach, pogubionych wartościach, ogólnym błazeństwie i szaleństwie końca wieku.

- Co się panu, autorowi, podoba w "Czwartej siostrze"?

- Tytuł.

- Podobno pisał pan ten dramat bardzo długo, jakie napotkał pan trudności?

- Trudności? Takie jak zawsze. Pisanie to nie jest łatwe ani przyjemne zajęcie. "Antygonę w Nowym Jorku" pisałem cztery lata. Tę sztukę - trzy.

- Czy to prawda, że pisząc "Czwartą siostrę", w roli Generała widział pan Władysława Kowalskiego? Czy prócz tej roli powstała jakaś inna z myślą o konkretnym aktorze?

- Władek to znakomity aktor. Jeden z największych w Polsce. To, że on gra Generała, jest gwarancją, że ta postać nie będzie karykaturą, tylko człowiekiem. A tylko tak grana ta sztuka ma sens w teatrze. Pisząc sztukę, wymyśliłem też, że bardzo dobrą Tanią mogłaby być Edyta Olszówka.

- Władysław Kowalski jest także reżyserem pańskiej sztuki. Czy rozmawiali panowie o sposobie jej wystawienia, prowadzeniu intrygi, podkreślaniu takich czy innych sensów?

- Bardzo niewiele rozmawialiśmy. W opowiedział mi parę pomysłów. Wszystkie były dobre. Więc chyba myśli o tej tragikomedii to, co i ja. Ma bardzo trudną pracę. W tej sztuce poplątane są miejsca, czasy i konwencje. Zobaczymy. Bardzo wiele zależy od wszystkich aktorów.

- Czy nie boi się pan, za każdym razem, gdy pańska sztuka trafia do teatru, konfrontacji pańskiego dzieła z materią dramatu upostaciowaną na scenie?

- Teatr to najbardziej bezwzględny dla autora rodzaj sztuki. Po prostu widzi się i słyszy reakcję. W Nowym Jorku nie chodzę na premiery. To za duże przeżycie. Czekam w barze naprzeciwko.

- "Czwarta siostra" ma być sfilmował w USA...

- Sztuka została kupiona do filmu, przez pierwsze niemieckie studio w Hollywood "Pacifica Entertiment". Mam nadzieję, że to zrobią. Ale najpierw to będzie w Nowym Jorku w teatrze.

- Parafrazując słowa pańskiego bohatera spytam: pan by nie powiedział ludziom, jak żyć?

- Nie mam żadnych oryginalnych pomysłów. A w ogóle jakie rady? Jakim ludziom? Nie ma tak w ogóle ludzi. Nie ma też tak w ogóle Polaków, Rosjan, Amerykanów czy np. homoseksualistów. Każdy jest osobno. Oczywiście, podejrzewam, że np. profesora Uniwersytetu w Harvardzie i członka serbskich oddziałów paramilitarnych coś tam łączy, np. strach przed śmiercią albo samotnością. Ale podejrzewam, że ich także sporo w oczekiwaniach od życia dzieli.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji