Artykuły

Sztuka na wyrost

Jeszcze na długo przed premierą, nim Janusz Głowacki ukończył swoją sztukę, utworzyła się wokół niej pewna aura tajemniczości, swoista legenda. Oczywiście głównym sprawcą owej legendy były media. Toteż zainteresowanie premierą "Czwartej siostry" przerosło wszelkie oczekiwanie. Trudno o lepszą reklamę dla przedstawienia. Rzecz okazała się jednak "na wyrost".

Sam pomysł, by akcję sztuki osadzić we współczesnej Moskwie, a jej głównymi bohaterkami uczynić postaci, które w jakiejś mierze mają być kontynuatorkami czy tylko odniesieniem do trzech sióstr Protozorow z dramatu Czechowa, a przy tym zachować przy życiu ich ojca (jak pamiętamy u Czechowa ojciec rodzeństwa nie żyje), no i w miejsce czwartego z rodzeństwa Protozorowych, Andrzeja, wprowadzić chłopca do posług udającego przez chwilę prostytutkę Sonię, czyli tytułową czwartą siostrę - wydaje się być interesujący. Szkoda tylko, że zawiodła jego realizacja.

Janusz Głowacki do swojej sztuki, niczym do kosza na śmieci nawrzucał rozmaitości tematów, mini- i maksiwątków, sytuacji, aluzji, nie dbając o ich posegregowanie i wyważenie proporcji. Wszystko to okrasił obscenami i wulgarnym słownictwem, nie znajdującym tu zresztą żadnego uzasadnienia artystycznego. Władysław Kowalski, reżyser spektaklu, a zarazem doskonały odtwórca roli generała, ojca sióstr, próbował poskładać "rozbiegane wątki", których mimo najlepszych chęci nie udało się jednak złożyć w jakąś logiczną całość, spójną artystycznie. Powstało coś na kształt tragifarsy, przybierającej na chwilę formę kabaretonu, by potem przemienić się w zwykłą komedię kryminalną, a pod koniec uderzyć łzawo i dramatycznie w ton tragiczny.

Spektakl sprawia chwilami wrażenie jakiegoś surrealistycznego chaosu. Być może ów chaos jest tu posunięciem zamierzonym i ma stanowić metaforę współczesnego świata. Jednak - na szczęście - nie przekonywającą. Choć, trzeba powiedzieć, że wykonanie aktorskie jest tu bez zarzutu, a zwłaszcza role sióstr znakomicie poprowadzone przez Edytę Olszówkę, Katarzynę Herman i Annę Moskal.

Modna ostatnimi czasy kultura nihilistyczna kreująca w różnych dziedzinach działalności artystycznej świat bez wartości, znalazła dla siebie wygodne miejsce w teatrze. Nie musi obawiać się o swoją egzystencję. Ma tutaj byt zapewniony. Teatry, reżyserzy najchętniej sięgają dziś po takie właśnie teksty, a dramaturdzy chętnie je piszą, vide Głowacki i jego najnowsza sztuka. Ci zaś autorzy, którzy owej ochoty nie podzielają, składają swoje sztuki do szuflady na inne czasy.

Rzeczywistość "Czwartej siostry" jest rzeczywistością stricte nihilistyczną. Świat przedstawiony, zarówno w wymiarze globalnym, jak i konkretnym, jednostkowym uległ tu całkowitej degradacji. Podobnie jak wszystkie - bez wyjątku! - występuje w sztuce postaci. Zatem, wymowa tekstu i, co za tym idzie - spektaklu, że świat jest totalnie zły, a zamieszkujący go ludzie, to istoty zdegradowane do poziomu najbardziej prymitywnych zachowań jest z gruntu fałszywa i nie do przyjęcia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji