Artykuły

Płatonow i ta Gabriela...

Kilku warszawskich krytyków teatralnych - i to takich, po których nigdy bym się tego nie spodziewał, ponieważ skądinąd wysoko ich cenię - wystąpiło z poważnymi pretensjami do Adama Hanuszkiewicza o to, że - ich zdaniem - niepoważnie potraktował "Płatonowa" Czechowa, którego premierę dał niedawno w Teatrze Narodowym. Innymi słowy, krytycy ci mają Hanuszkiewiczowi za złe, że komedię zainscenizował komediowo i że publiczność śmieje się, zamiast się nudzić.

No cóż, pamiętam sprzed kilku lat "Wujaszka Wanię", granego na jednej ze scen warszawskich w olśniewającej obsadzie, gromadzącej nasze największe aktorskie nazwiska. I pamiętam tę nudę, jaka wiała ze sceny i te wybuchy śmiechu, jakie wówczas także rozlegały się na widowni, tyle, że - niestety - w momentach, w których reżyser pragnął wywołać u widzów raczej dreszcz grozy. Smutne to, że, od lat zanudza się nas i straszy Czechowem, a gdy nareszcie znajdzie się ktoś, kto odważy się przełamać najgorsze tradycje, wtedy zarzuca mu się "szarganie świętości". Żałuję, że nie mogę szerzej rozpisać się tutaj o "Płatonowie", bo przedstawienie to zasługuje na większą rozprawę. Może napisze ją Roman Szydłowski, z którym wspólnie "Płatonowa" oglądałem i który - podobnie jak ja - był nim zachwycony. Chciałbym natomiast poświęcić jeszcze kilka słów innej premierze Teatru Narodowego - zaprezentowanej nam w Teatrze Małym - a mianowicie "Tej Gabrieli...".

Jest to - jak brzmi podtytuł spektaklu - "autoportret z listów", autoportret Gabrieli Zapolskiej. Dialog sceniczny, zbudowany z oryginalnych listów Zapolskiej pisanych w latach 1898-1921 do Ludwika Szczepańskiego i Stanisława Janowskiego, skonstruowała Tamara Karren, opracowała go jednak dla Teatru Małego Irena Eichlerówna, odtwarzająca też postać Zapolskiej. Partneruje jej - jako Stanisław Janowski, malarz, z którym Zapolska żyła przez szereg lat w związku małżeńskim - Andrzej Łapicki. Nietrudno się domyśleć, ze "Ta Gabriela..." jest więc przede wszystkim koncertem gry aktorskiej. Lecz dzięki odpowiedniemu dobraniu listów jest także dramatyczną opowieścią o scenicznym i pisarskim życiu autorki "Moralności Pani Dulskiej" o życiu, którego najbujniejsze lata przypadają na okres fin-de-sieclu i Młodej Polski, na okres dyrekcji Pawlikowskiego w teatrze krakowskim, na lata twórczości Sienkiewicza, Wyspiańskiego, Żeromskiego...

Jeśli za dobór tych listów należy czynić odpowiedzialną w dużej mierze Eichlerównę, to trzeba przyznać, że nie dała w nich portretu upiększonego czy uwznioślonego. Stało się to z pewnością z korzyścią dla przedstawienia, ukazującego nam Zapolską we wszystkich jej ambicjach i w całym jej egoizmie, lecz także w całym jej poczuciu samotności i zagrożenia, we wszystkich jej lękach i obsesjach... Nie będąc laurką dla Zapolskiej, spektakl "Tej Gabrieli..." ożywia i przybliża jej pamięć w sposób niejednokrotnie wzruszający.

Mój Boże, to już przecież historia, i to historia odległa, dla młodych nawet zamierzchła, a tak równocześnie bliska... Jedna tylko dziennikarka warszawska zwróciła uwagę na fakt, że oto na premierze "Tej Gabrieli..." w osobie znanego krytyka Jaszcza obecny był rodzony syn Ludwika Szczepańskiego, niegdysiejszego redaktora krakowskiego "Życia", dziennikarza i poety, w którym Zapolska się kochała i do którego adresowana była duża ilość tak wspaniale recytowanych przez Eichlerównę listów... A jeszcze ja sam doskonale pamiętam sędziwego już wówczas Szczepańskiego, autora świetnych felietonów w przedwojennym IKC, a w latach okupacji prowadzącego maleńki antykwariat przy ul. św. Tomasza... W programie spektaklu zamieszczono też fotografię wnętrza krakowskiego mieszkania Zapolskiej przy ul. Smoleńsk 20. Ileż podobnie urządzonych mieszkań istnieje jeszcze w Krakowie...

"Ta Gabriela...", zupełnie niezależnie od wciągania widza w życie i sprawy Zapolskiej i Janowskiego, budzi więc także bardziej ogólne refleksje, zmusza do zastanowienia się nad tym, jak szybko i niepostrzeżenie tak ludzie, jak i wydarzenia przechodzą do historii, zwłaszcza do historii kultury i obyczaju. Przecież już dzisiaj czytuję pięknie wydane tomy wspomnień o ludziach, z którymi niegdyś się przyjaźniłem, chodzę ulicami noszącymi ich nazwiska... Któż może wiedzieć, czy jutro nie zobaczę ich na scenie, czy ich postaci, ich myśli, ich wypowiedzianych niegdyś słów nie przypomną jacyś jutrzejsi aktorzy?

Na razie, wyznaję, dużym przeżyciem było zobaczenie Pierwszej Damy polskiej sceny, ukazującej w sposób przejmujący postać swej koleżanki sprzed lat kilkudziesięciu. Dużym przeżyciem było też obserwowanie znakomitej gry Andrzeja. Łapickiego, zarazem reżysera spektaklu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji