Kobieta gra Hamleta
"Hamlet", który znalazł się w repertuarze Starego Teatru (sezon 1989-90), jest czwartą próbą sceniczną zmierzenia się Andrzeja Wajdy z arcydziełem Szekspira. Pierwsza - podjęta została przez Wajdę na początku jego drogi reżyserskiej, w r. 1960, we współpracy z Teatrem Wybrzeże. Następne - w latach osiemdziesiątych, w zespole Starego Teatru. Dwie inscenizacje z roku 1981, jedna - jako widowisko plenerowe, druga jako "normalny" spektakl teatralny były ważnymi wydarzeniami w kronikach życia teatralnego Krakowa. Ale dopiero ta czwarta próba- wydaje mi się - jest jakimś przełomem w spojrzeniu na "Hamleta". Wyraża "coś swojego", osobistego, które to coś stanowi o energii dramatycznej tego przedstawienia i żywości jego odbioru. Wajda składa świadectwo swojego podziwu dla teatru i zachwytu nad sztuką transformacji aktorskiej, niewyczerpanej w możliwościach tworzenia nowych form.
Cały spektakl opiera się na bardzo oryginalnym pomyśle, bardzo nośnym teatralnie, pomyśle sytuującym widza w garderobie aktorskiej. Aby się do niej dostać, trzeba najpierw przejść przez ogromną scenę. Garderoba jest niewielka, ciasna, zagracona tandetnymi mebelkami: toaletka z lustrem, taboret wyścielony pluszem, kozetka, parawan. Za ten parawan wchodzą aktorzy, by włożyć na siebie teatralny kostium. Widz ogląda aktora zmagającego się z rolą, ze słabościami swojego ciała. Śledzi z bliska jego gesty, mimikę, najdrobniejsze poruszenia. Ta bliskość, która zdaje się być na wyciągnięcie ręki, stwarza klimat intymności, zwierzeń. Między przestrzenią zarezerwowaną dla działań aktorskich a miejscem wyznaczonym dla widowni nie ma rampy, kurtyny ani żadnych innych zamknięć.
Przez cały czas spektaklu pozostajemy z Hamletem w garderobie. Jego wyjścia na scenę są krótkie i niewiele znaczące w tkance przedstawienia. Na scenie gra się intrygę polityczną: pojedynki, pantomimę w wydaniu wędrownych aktorów, przemarsze wojsk, to wszystko co jest teatrem i tylko teatrem. Większość tych obrazów jest niewidoczna dla widza. (Informacja o nich dochodzi poprzez słowa, odgłosy, muzykę.) Niektóre z nich ukazane są we fragmentach, zatrzymane na dłużej w taflach luster lub przekazane na ekranie monitora. Tak jak w filmie znaczącym elementem staje się przestrzeń, dialektyka zbliżeń i oddaleń obrazu, jego rozświetleń i zaciemnień.
Hamleta gra Teresa Budzisz-Krzyżanowska. Słyszałem opinie, że to szaleństwo, aby kobiecie powierzać tę rolę. Mam odmienne zdanie w tej kwestii i zgadzam się całkowicie z reżyserem. Aktor - płeć obojętna - jest ciałem, przez które przechodzi strumień życia postaci scenicznej". Hamlet Budzisz-Krzyżanowskiej ma wiele rysów i odcieni: jest liryczny i dramatyczny, zamyślony w sobie i całkowicie rozluźniony, spokojny i gwałtowny, łagodny i ostry, słaby i mocny, szalony i trzeźwy, a przede wszystkim ludzki w swym ogromnym bólu, którego nie może unieść, ale musi z nim żyć. Aktorka gra całym ciałem: twarzą, gestem rąk, skrętem tułowia, głosem, który przybiera różne natężenia i barwy: od szeptu do krzyku, od lirycznego westchnienia do dramatycznego forte. Jest znakomita dojrzałością sztuki aktorskiej, dla której nie ma rzeczy niemożliwych. Wszystko daje się wygrać i uwiarygodnić.
Spośród wykonawców wyróżniłbym jeszcze dwa nazwiska: Jana Peszka (Aktor I, Grabarz) i Jerzego Radziwiłowicza (Fortynbras). Obaj prezentują rzemiosło sceniczne na najwyższym poziomie.
W przedstawieniu Wajdy zagrała przede wszystkim wielka poezja, wspaniały tekst Szekspira, przetłumaczony przez Stanisława Barańczaka na zamówienie reżysera. "Hamlet" wystawiany dotychczas w przekładzie Józefa Paszkowskiego w wielu miejscach był niejasny, zawiły. A co istotniejsze, nie miał tej urody i dynamiki poetyckiej, jakie uzyskał w tłumaczeniu Barańczaka, wytrawnego filologa i wybitnego poety. Monologów Hamleta w wykonaniu Teresy Budzisz-Krzyżanowskiej słucha się z największą uwagą i napięciem. Ileż w nich prawdziwej wiedzy i mądrości o kondycji ludzkiej, skazanej na ułomność i kruchość, i niespełnienie. Szekspira można czytać niemalże jak Biblię. I Wajda w tym nam bardzo pomaga.