Niepokojąca tajemnica Hamleta widziana przez Wajdę
"Hamlet" Szekspira jest dla polskiego reżysera Andrzeja Wajdy, tak jak firmowane jest przedstawienie w Teatro Petruzzelli, "Hamletem IV". W istocie Wajda po raz czwarty "odczytuje" "Hamleta".
Widziałem jego poprzednią wersję w Rzymie, w Teatro Argentina, w roku 1982. Bardzo mi się nie podobała: była to inscenizacja przeładowana - możliwe, że bez zamiaru reżysera - odniesieniami społeczno-politycznymi usprawiedliwionymi chwilą historyczną, w jakiej znalazła się Polska /Wajda jest członkiem Solidarności/, ale nie wysokiej próby scenicznej.
Wyczuwa się, oglądając tę wspaniałą inscenizację, że w stosunku do poprzedniej upłynęło wiele lat, może stulecie. Polska odzyskawszy wolność zaczyna snuć refleksje nad losem pojedynczych ludzi, nad ich stosunkiem do wydarzeń.
Inne są problemy, inne pytania, inne - jeszcze nie sformułowane odpowiedzi.
/.../Hamlet bardziej niż interpretowany sam interpretuje. /.../ Aktorzy zostają "zinterpretowani" przez Hamleta.
Wydaje mi się, że Wajda wyłuskał ten "sekret". Powierzył rolę Hamleta wielkiej aktorce: Teresie Budzisz-Krzyżanowskiej i prowadzi akcję w kierunku wytworzenia relacji widzowie-aktorzy oraz między samymi aktorami /na przykład między aktorami grającymi Króla i Dworzan a tymi, którzy grają członków wędrownej trupy komików; ale różne są "konfrontacje" techniki interpretacyjnej pomiędzy postaciami dramatu/, co sprawia, że zburzone zostają wszelkie interpretacje licznych prób i możliwości.
Hamlet - i to jest węzłowy punkt tragedii - w celu ujawnienia zdrady matki i zabójstwa ojca, każe odegrać aktorom scenę morderstwa i sam długo rozwodzi się nad profesją aktorską: metaforą rzemiosła życia, profesją wtłoczoną pomiędzy rzeczywistość a fikcję, prawdę a złudzenie. Życie aktora to życie Hamleta.
Hamlet nie ma innego problemu poza tym, by być Hamletem. Jako człowiek nie ma innego problemu - czy to Książę czy błazen - jak tylko ten, by żyć. Życie stale wymaga tego, by być albo nie być na wielkiej scenie świata, która nie skrywa nędzy przestrzeni, w jakiej żyjemy - wielkiej bądź małej.
Przestrzenią Hamleta jest jego pokoik, zbudowany w kulisach teatru, na którego scenie odbywa się przedstawienie "Hamleta". Tam zostaje zamknięty świat, uczucia badane są pod mikroskopem nic nie jest utracone z prawdziwego dramatu postaci, poza wyimaginowanymi ambicjami i władzą Dworów, chrzęstem zbroi strażników, poza zbiorowymi przywarami i cnotami.
Scena implikuje zatem istnienie widzów nie znajdujących się na widowni, ale - jak to było możliwe w Teatro Petruzzelli - siedzących w głębi sceny. Przed sobą mają teatr ... czerwone fotele ... Drugą stronę księżyca.
W czerni kulis izdebka Teresy Budzisz-Krzyżanowskiej - Hamleta: czerwona mała kanapa, lustro, przez które widać, być może, prawdziwe życie na ulicach, chmurę na niebie...
Izdebka ta będzie nawiedzana przez fantazmy, postaci szukające swego... autora - Hamleta, jedynego, który może nadać sens akcji i ich życiu. Ale Hamlet nie chce wstępować na scenę i wkraczać w życie, przegląda swój egzemplarz. . .
Kiedy przyjeżdżają aktorzy ubrani w stroje współczesne Hamlet wdaje się w niebezpieczną grę prawdy i fikcji, która obnaża błaznów przystrojonych przez króla i możnowładców i niszczy wszystko, nawet za cenę życia.
Hamlet jest grany przez teatr i kroczy naprzeciw przeznaczonej mu śmierci aż do przybycia Fortynbrasa w trenczu sprawiającego wrażenie bardziej menadżera niż zdobywcy królestw. Ale menadżera z aktorską melancholią. Hamlet - Teresa schodzi ze sceny, a on jest przygotowany do wdziania kostiumu dla odegrania partii, która dla tysięcy-tysięcy Hamletów nigdy się nie skończy /obojętne, mężczyzn czy kobiet/.
Spektakl obfituje w tysiące pomysłów: telewizja pochłaniająca sceny "pierwszego planu" tego "teatru w teatrze"; gra luster w zwielokrotnionych odbiciach tak jak w Pirandellowskim "Henryku IV", który poszukuje czasu i siebie samego; różne techniki sceniczne stosowane przez aktorów. Niektóre sceny są niezapomniane: spotkanie Ofelii z Hamletem; przybycie aktorów; modlitwa króla; monolog Ofelii.
Uwypuklenie ładunku treści religijnych odkrywa na nowo aspekt Szekspirowskiej poetyki być może zbyt zaniedbany, niedostrzegany. Gra na najwyższym poziomie... europejskim. Wyjątkowa Teresa Budzisz-Krzyżanowska jako Hamlet poprzez powściągliwość gestu, cała namiętność wyraża się w zdecydowanych intencjach. Naturalność i szorstka słodycz. Głos zapięty i czysty. Dorota Segda jako Ofelia: wątła ofiara, która staje się olbrzymem; Jerzy Grałek jako Król nie jest prymitywnym przywódcą spisku, przez który w końcu zostaje zmiażdżony, ale człowiekiem władzy, plastycznym i realnym. Trzeba byłoby wymienić wszystkich aktorów, wspomnę o Jerzym Bińczyckim /Poloniusz/, Dorocie Pomykale /Królowa/, Janie Peszku /Grabarz/. Doskonałe połączenie języka mówionego i harmonijności kwestii oraz rytmiczne skandowany tekst.
Widzowie siedzą w słuchawkach: tłumaczenie symultaniczne, wzorowo przystające do gry aktorskiej, jest dziełem reżysera Giovanniego Pampiglione eksperta w sprawach teatru polskiego.
Na zakończenie gorące oklaski. Trzeba właściwie podziękować Teatro Petruzzelli za ten spektakl.