Artykuły

Wajda w Elsynorze

Była sto premiera oczekiwana. Spektakl, po którym wiele sobie obiecywano. Rolę Hamleta grać miał Gustaw Holoubek. Nie doszło jednak niestety ido spotkania dwu wielkich indywidualności artystycznych: reżysera Andrzeja Wajdy i aktora Gustawa Holoubka.

Po wielu zmianach obsadowych, w tempie na ogół niespotykanym w naszych teatrach, Państwowy Teatr Wybrzeże przygotował Hamleta Williama Szekspira. Jest t o drugie po Kapeluszu pełnym deszczu przedstawienie, które zrealizował na Wybrzeżu Andrzej Wajda. Tym razem reżyser sięgnął po klasykę. Po dzieło dobrze znane - utwór, który z okazji każdej premiery budził tyleż zachwytów ile sprzeciwów. Aktor grający Hamleta przechodził do historii teatru jako "ten, który grał Hamleta", a teatr, który wystawił to dzieło Szekspira mógł w swojej kronice wymienić dumnie: "graliśmy Hamleta".

Hamlet Wajdy wbrew oczekiwaniom nie jest przedstawieniem, które zrywa z tradycją. Nie przynosi wielkich zmian w rodzaju: "Hamlet we fraku, Hamlet na Tysiąclecie, Hamlet egzystencjalista". W swojej koncepcji reżyserskiej sięgnął Wajda do wielkiej, narodowej tradycji. Do Stanisława Wyspiańskiego "Myśli o Hamlecie". Znalazło to swój wyraz i w koncepcji ideowo-artystycznej sztuki, i w scenografii, której autorem jest także Wajda. W myśl wskazań Wyspiańskiego, akcja tragedii toczy się na "proscenium obszernym, a dopiero za proscenium budynek dwu- lub trzypiętrowy... Budynek ten dwupiętrowy był niejako przekrojem zamku Hamletów, przekrojem uwidaczniającym galerye i pokoje zamkowe, a zaś ponad pierwszym piętrem pałacu znajdowały się owe terasy, gdzie pojawiał się duch". W dalszym ciągu zdaniem Wyspiańskiego taka budowa sceny istnieje po to, "aby móc wyraźnie i jasno wykazać, jak dalece taka a nie inna budowa sceny dla dramatu Hamlet jest odpowiednia. Taka budowa sceny ujawnia przede wszystkim całość, taka budowa sceny pozwala widzowi całość tę objąć, taka budowa czyni widza świadkiem wszystkich tajemnic zamku Hamletów i pozwala aktorom dramat cały odegrać w ciągu dwu godzin".

A przecież pomimo dość wiernego wykorzystania wskazówek Wyspiańskiego spektakl gdański jest przedstawieniem bardzo Wajdowskim. Hamlet znajduje się na linii stylistyki Wajdy - na linii jego poszukiwań artystycznych, w których uczucie bierze górę nad myślą, a człowiek szukający prawdy i sprawiedliwości nie wychodzi z walki pokonany. Ginie, dając świadectwo swojej słuszności i prawdzie. Wajda oczyścił przedstawienie z wątków ubocznych. Zrezygnował z dociekań na temat "Jakie stosunki łączyły Hamleta z Ofelią". Zagęścił tragedię do sprawy dwu osób - króla Danii Klaudiusza i jego siostrzeńca a zarazem pasierba - Hamleta. Dwór pozostał jedynie tłem, wszystkie postacie drugoplanowych bohaterów utraciły wpływ na rzeczywisty bieg wypadków. Nawet grabarze pozbawieni zostali owej specyficznej, cmentarnej filozofii, traktowanej dotychczas nazbyt serio. Scena na cmentarzu zrealizowana została przez Wajdę w formie groteski. Grabarz- błazen wypowiada swoje kwestie tak, jak człowiek, którego zbyt długie obcowanie ze światem umarłych pozbawiło uczuć ludzkich, któremu groza śmierci stała się czymś obcym. Znakomita to Scena, której nie powstydziłby się chyba najlepszy szekspirowski teatr. Nawet stradfordzki.

Wajda celowo umniejszył wymowę postaci drugoplanowych, pozbawił je blasku, kładąc nacisk na eksponowanie narastającej tragedii króla i Hamleta. W obydwu aktorach (król - Zbigniew Wójcik i Hamlet - Edmund Fetting) znalazł godnych wykonawców swoich zamierzeń. Dotyczy to szczególnie osoby króla, władcy uwikłanego w sprawy nie bardzo monarsze, obnoszącego po pałacu swoje królewskie oblicze, swoją twarz, na której zastygł grymas przerażenia i lęku. Dramat króla to przede wszystkim owa piekielna samotność człowieka, któremu nikt tnie jest w stanie pomóc. Ani królowa, ani Poloniusz, ani poplecznicy. Nikt. Król jest samotny.

Uczucie tragicznego osamotnienia to także dramat Hamleta. Tym razem jednak duński królewicz objawił nam się jako postać obdarzona cechami pełnej aktywności życiowej. Hamlet Edmunda Fettinga jest bohaterem działającym. Powzięcie decyzji to w konsekwencji działanie świadome i pewne, precyzyjne i nieodwracalne. Fetting (czy może Wajda) przydał Hamletowi nową twarz. Neurasteniczne dziecię znalazło swoje nowe oblicze. Hamlet Fettinga jest zły, okrutny wobec matki, Ofelii i Poloniusza. Obojętny na ludzkie ułomności, opanowany jedną tylko myślą - żądzą zemsty. Jego monologi wygłaszane na proscenium są marginesem konsekwentnego działania - głośnym myśleniem, nie mającym zbyt wiele wspólnego z późniejszymi poczynaniami Hamleta. Nawet słynne "To be - or not to be" pozbawione zostało swojej charakterystycznej filozofii - patosu należnego temu stwierdzeniu. Fetting rzuca swoje "być albo nie być" jakby od niechcenia. Zwyczajnie, ot tak sobie, jak mówi się: pójść nie pójść, wziąć wie wziąć...

Do znanej nam już galerii Hamletów przybył jeszcze jeden. Hamlet, który wprawdzie nie zaćmił sławą (chociaż i na ten temat były także sprzeciwy) filmowego wcielenia Laurence Oliviera, niemniej stanowi interesującą pozycję, dorobku polskiego aktorstwa.

W OCZEKIWANIU FILMOWOŚCI

W oczekiwaniu na gdańskiego Hamleta większą część naszych rozmyślań zajmowało pytanie naczelne: Jak Wajda reżyser filmowy pokaże swojego Hamleta na scenie? Czy skorzysta z doświadczeń reżysera filmowego, czy obdarzy swój spektakl cechami filmowości? Okazało się, że tym razem Wajda nie włączył w swój warsztat teatralny doświadczeń filmowca. Zrealizował spektakl w sposób dostępny teatrowi. Nawet drugi plan, w którym ukazuje się maszerujące wojsko jest teatralny, a nie filmowy. Wykorzystał więc reżyser środki typowo sceniczne - znakomity pantomimiczny dialog Hamleta i Ofelii w scenie odwiedzin Hamleta i cudowny poetycki teatrzyk w scenie występu wędrownych aktorów. Do najlepszych scen spektaklu zaliczyć można także śmierć Poloniusza, monolog Hamleta z pochodnią, i dramatyczną, a pozbawioną efekciarstwa rozmowę Hamleta z Matką.

Miało jednak gdańskie przedstawienie także i swoje złe strony, których przemilczeć nie można. Do minusów spektaklu zaliczyłabym przede wszystkim tempo - zbyt powolny rytm przedstawienia, trwającego bądź co bądź trzy godziny. Scena z pogrzebem Ofelii zbyt żywo przypomina pochód ze zwłokami Danusi Jurandówny z filmu reż. Aleksandra Forda Krzyżacy. Chórek biało ubranych dziewic, który może miał być leitmotivem dziejów Ofelii drażnił widownię swoją naiwną liryką. Scena z pogrzebem Ofelii-Danusi była poza tym raczej z konwencji wielkiej sceny niż kameralnego przedstawienia, jakie zaprezentował Andrzej Wajda. Największy jednak sprzeciw wywołuje postać Fortynibrasa. Ten słoneczny następca Hamleta przedstawiony nam został jako bezwzględny władca, barbarzyńca, którego panowanie zwiastuje nową erę władzy z pozycji siły. Nastąpiło zafałszowanie intencji Williama Szekspira. Skreślono słowa końcowe, przecież dość znamienne dla postaci Fortynbrasa.. "Niechaj

Czterech dowódców żołnierskim zwyczajem

Tam, na katafalk poniesie Hamleta,

Bo on na pewno, gdyby wspiął się w górę,

Byłby monarchą godnym poważania!..."

Zarzuty te jednak nie przekreślają osiągnięć Wajdy i teatru, który wystawił Hamleta. Posłużę się na zakończenie słowami Wyspiańskiego, na wzorach którego Wajda oparł swego Hamleta.

- Miał swoje racye i swoją słuszność, że tak a nie inaczej dramat ten ostatecznie ujął i - przekazał.

A jeśli zobaczycie go na scenie, - będziecie też musieli - myśleć!

Najcenniejszy to podarunek, jaki można otrzymać.

[Data publikacji artykułu nieznana]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji