Artykuły

Jak w rosyjskim dowcipie

PODOBIEŃSTWO radzieckich i amerykańskich filmów spostrzegałem niejednokrotnie. Zresztą nie tylko ja. Ta sama skłonność do monumentalizmu, do wzniosłych sloganów i patosu sytuacyjnego. Ale żeby podobieństwa zachodziły i w dramaturgii? Nigdy bym tego nie przypuszczał. A jednak ostatni wieczór w poniedziałkowym teatrze telewizyjnym pokazał, że i to może się zdarzyć. Wystawiono, jak wiadomo, nie znaną dotąd w Polsce sztukę Wieniedikta Jerofiejewa pod nieco barokowym tytułem "Noc Walpurgii albo kroki Komandora". Kapitalna, a zarazem tragicznie kończąca się historia jednej nocy w sali u "czubków". Pacjenci, dzięki numerowi "wykręconemu" przez jednego z nich, na jedną noc zyskują trochę wolności i zaczynają rządzić". Resztę P.T. Czytelnicy znają, zapewne.

Trudno nie skojarzyć, zarysowanej choćby w największym skrócie, fabułki Jerofiejewa z "Lotem nad kukułczym gniazdem", sztuką rozsławioną - prócz realizacji teatralnych - na całym świecie przez znakomity film z Jackiem Nicholsonem w roli głównej. Wspólne motywy: pacjenta, który nie podporządkowuje się rygorom szpitala psychiatrycznego i noc wolności w sali chorych, smutnie kończąca się dla birbantów.

A jednak nie mówiłbym o wpływie utworu bardziej znanego, tzn. "Lotu nad kukułczym gniazdem" na mniej znany - na "Noc Walpurgii albo kroki Komandora". Ten ostatni bardziej jest osadzony w radzieckich realiach. Niejako wypływa w sposób niezwykle konsekwentny z tamtejszej rzeczywistości, kraju wg oficjalnej propagandy budującego wtedy komunizm czyli utopię, a w rzeczywistości kontynuującego tradycje carskie w oparciu nie o prawosławie, lecz marksistowską anty religię.

Prócz zadziwienia zbieżnością "Lotu nad kukułczym gniazdem" z "Nocą Walpurgii...", spostrzegłem również z niejakim zdumieniem, jak bardzo zmienia się nam obraz dramaturgii - a właściwie literatury - rosyjskiej po nie tak dawnym politycznym przełomie. Do owego przełomu obraz dramaturgii i literatury rosyjskiej w ZSRR, jaki się u nas ukształtował, wyglądał w ogólnym zarysie następująco: masa sentymentalnego "pierieżiwania", monumentalizm, królewstwo produkcyjniaków i Lenin jako temat wiodący.

Gdzieś od dwóch lat zaczynamy obcować z autorami, których istnienia często nie podejrzewaliśmy. Musieli zatem tworzyć poza oficjalnym obiegiem, a nawet pisać do szuflady, jak niezwykłego hartu ducha to wymaga, możemy tylko ocenić tylko my, mieszkający na wschód od Łaby.

Poza tym u owych, odkrywanych teraz, autorów nie ma tak charakterystycznego rosyjskiego sentymentalizmu. Raczej na odwrót, jest cięty rosyjski humor. Taki jak w znakomitych kawałach importowanych z Moskwy czy innych miast Związku Radzieckiego. Jest też niezwykła soczystość słownictwa i obrazowania, jakiej nigdy byśmy nie podejrzewali.

Te cechy reprezentuje i Jerofiejew. W "Nocy Walpurgii albo krokach Komandora" bierze na swój pełen przekory warsztat zarówno główne wątki typowej radzieckiej propagandy jak i częściowo ukształtowane przez tę propagandę społeczne wyobrażenia. Np. do najbardziej kapitalnych należały prześmiewcze repliki, pokazujące jak Rosjanie widzą inne narody, m.in. nas, Polaków, wykpienie antysemityzmu.

Jerofiejew na szczęście wywodzi się w swojej metodzie od Szekspira, który zalecał mieszanie gatunków, a nie od greckich dramaturgów, stosujących jednorodność tragicznego czy komediowego tonu. To, w jaki sposób zmieszał błazenadę z zaskakującym, pełnym śmierci finałem, najlepiej świadczy o jego wielkiej wyobraźni i wyczuciu teatru.

REALIZACJA telewizyjna dramatu Jerofiejewa pozostawia jednak pewien niedosyt. Mimo iż jej głównym autorem był tak znakomity reżyser, jak Kazimierz Kutz. Mimo iż nie brakowało scen, opracowanych z wielkim rozmachem i w sposób bardzo świeży - np. nocne baletowanie pacjentów spod "trójki".

Słabość, o której myślę, wiąże się z koncepcją roli głównego bohatera, przyjętą przez wykonawcę - Jerzego Trelę. Ten znakomity aktor przez wiele lat grywał bohaterów bardzo wzniosłych. Od pewnego czasu pokazuje mistrzostwo swojego warsztatu i teatralnej wyobraźni, grywając role poprzednim przeciwstawne. W przypadku roli w "Nocy Walpurgii..." po prostu przedobrzył. Pokazał swojego bohatera jednowymiarowo. Podczas gdy stosowanie się do metody szekspirowskiej przez Jerofiejewa narzuca wielowymiarowość postaci, która z komediowej przemienia się w romantyczną, a nawet tragiczną. Tę zmienność bohatera potrafił kapitalnie wydobyć Nicholson w amerykańskim filmie. Nie potrafił natomiast uczynić jej głównym swoim atutem Jerzy Trela.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji