Artykuły

Kreacja!

Autorzy miewają kłopoty z własną twórczością nie tylko za życia. Łatwo bowiem przylepia im się etykiety, z których trudno się otrzepać. Tak było z Racinem, który nosił nalepkę pseudoklasyka. Pseudo - wiadomo - to coś nieautentycznego, jakby z drugiej ręki. No bo wziął na swój warsztat dramaturgiczny w XVII wieku wątki antyczne, wypożyczył z Grecji bohaterów.

Zawsze jesteśmy skłonni dopatrywać się bardziej podobieństw niż różnic, które świadczą o tożsamości dzieła. Tak było z "Fedrą" Racine'a. Odwołał się on do mitów greckich, do dawnych bogów - to prawda. Dał jednak im mentalność i świadomość ludzi mu współczesnych. Odkrył oblicze własnej epoki. Zajrzał pod powierzchnię zjawisk, którym przypatrzył się z bliska.

Dał jednocześnie klucz do interpretacji swoich utworów czasom przyszłym. Niech was nie zmyli starożytne tło, imiona obco brzmiące. To nie żadna rekonstrukcja dawnych bohaterów. Są oni nasyceni własnym czasem. Nie mają dystansu do bogów, nie trzymają się dawnych hierarchii. Godzi się wspomnieć, że tę bliskość rozumieli współcześni. W prapremierowej inscenizacji w roku 1677 aktorzy wystąpili, zgodnie z ówczesną modą, w jedwabnych pończochach i perukach!

"Fedra" nie ma u nas zbyt bogatej historii wystawień. Częściej w ciągu tych trzech wieków w niełaskach niż łaskach inscenizatorów. Do sedna tragedii, współbrzmienia z epoką, w której była grana, dochodziło niewielu.

Główną pokusą wystawień była oczywiście arcyrola tytułowa, jedna z tych, o których marzą aktorki, a które mogą udźwignąć tylko największe indywidualności. Nic dziwnego, że grały Fedrę takie sławy jak Antonina Hoffmanowa, Zofia Jaroszewska, Irena Eichlerówna, Zofia Kucówna.

Na skromną listę znaczących inscenizacji zostanie zapewne wpisana telewizyjna "Fedra'' Laco Adamika, anno 1985, wzbogacona o dzisiejszą wiedzę o ludzkiej naturze, nie mająca nic wspólnego z klasycznym dostojeństwem i hieratycznością.

Adamik należy do tych reżyserów - nie ma ich zbyt wielu - którzy pojmują, że mały ekran ma swoje prawa teatralne, potrafi korzystać z możliwości, jakie daje kamera. Opanował trudną sztukę zbliżeń, ekspozycje twarzy z jej zmiennością. Umie pokazywać obrazem pulsacje wewnętrzne. Chwyta najwspanialszy błysk oka aktora, uśmiecb, smutek, grymas, drgnienie.

Była to "Fedra" przepojona ludzkimi emocjami, odsłaniająca w sposób logiczny ludzkie powiązania, wzajemną zależność i chęć górowania nad innymi, miłość i pożądanie, fałszywe oskarżenia i gniew.

Mówiono, że ongiś dyrektor Stanisław Koźmian wyszukiwał najpiękniejsze rolę świata, by złożyć je u stóp Hoffmanowej. Adamik upodobał sobie Teresę Budzisz-Krzyżanowską. Mamy jeszcze świeżo w pamięci jej kreację Elżbiety, królowej Anglii. Teraz nakłada się na ten obraz inna telewizyjna bohaterka - Fedra, która przejdzie także do historii najlepszych ról.

W płomiennej szacie, z całą intensywnością i otwartością odsłania stany swojego umysłu, ducha i ciała. Prowadzi rolę tak, jakby robiła rachunek sumienia z samą sobą. Przesyca każdą graną sosnę autorefleksją. Daje wnikliwa studium miłości, zazdrości, nienawiści i ekspiacji.

W telewizyjnym przedstawieniu reżyser uzmysłowił nam jak każdy z ludzi jest sam dla siebie światem, kręci się wokół własnej osi. I z wielkimi oporami słucha racji innych, ignoruje fakty, kierując się często fałszywym przeświadczeniem.

Teresa Budzisz-Krzyżanowska jest otoczona innymi świetnymi aktorami, żeby wymienić tylko Ryszardę Hanin i Bogusława Lindę, czułych partnerów głównej bohaterki.

Miejmy nadzieję, że teatr telewizji naprawdę odżywa.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji