Artykuły

Świętokradztwo błogosławione

O "Mistrzu i Małgorzacie" Michaiła Bułhakowa zaprezentowanym przez warszawski Teatr Współczesny można powiedzieć, że jest przedstawieniem aktorskim, bowiem stoi ono świetnymi rolami Marka Bargiełowskiego (Mistrz), Mariusza Dmochowskiego (Piłat), Krzysztofa Wakulińskiego (Woland), z których każda mogła być przedmiotem odrębnych rozważań.

Sprawa nie ogranicza się jednak wyłącznie do trzech postaci wiodących. Tu na uwagę i wielkie brawa zasługują nie tylko role pierwszoplanowe. Jest to spektakl aktorsko tak znakomicie zharmonizowany, że trudno byłoby wskazać w ostatnich sezonach przedstawienie równe mu pod tym względem. A jednak, nie ujmując niczego wymienionym tu współtwórcom sukcesu, sądzę, że aktorski fajerwerk tego przedstawienia jest bardziej skutkiem niż przyczyną, choć wygląda to,na paradoks. Jest skutkiem, czy też pochodną pomysłu teatralnej interpretacji arcydzieła radzieckiego pisarza, aż zaskakująco prostej w swoim kształcie scenicznym i być może dlatego właśnie tak wiernie oddającej złożone-prawdy i sensy powieści Bułhakowa. Maciej Englert, reżyser i autor, adaptacji w jednej osobie realizując własny zamysł inscenizacyjny "Mistrza i Małgorzaty" współpracował nie tylko z zespołem świetnych aktorów (w dodatku bezbłędnie osadzonych), ale i ze scenografem - Ewą Starowieyską, która wspaniale zaadaptowała niewielką przestrzeń sceny na potrzeby przedstawienia rozgrywającego się w licznych epizodach poza trzema wymiarami naszej rzeczywistości.

Powieść Bułhakowa wielokrotnie kusiła reżysera teatralnego i filmowego zresztą także, choć wszyscy podejmujący się prób jej adaptowania mieli na ogół świadomość ogromnego ryzyka. Trudność podstawowa tkwi tu w szczególnej kompozycji dzieła, będącej przy tym niemal doskonałym odzwierciedleniem jego ideowego i filozoficznego zrębu.

"Mistrz i Małgorzata" - to powieść trzech paralelnie rozwijających się wątków, rozplanowanych równolegle, ale jednocześnie bardzo ściśle ze sobą splecionych. Nurt wydarzeń współczesnych, dwudziestowiecznych (Mistrz, Małgorzata, pisarze i zwykli mieszkańcy Moskwy lat trzydziestych) stapia się z historią biblijną Jeszui (Jezusa), Piłata i Mateusza Lewity, a na to wszystko nakłada się działalność Wolanda, który wraz ze swoją szatańską świtą pojawia się niespodziewanie w Moskwie ingerując w bieg spraw bardzo różnych. Rzecz w tym, że bohaterowie tych różnych zdarzeń biorą w nich udział bez względu na czas, w jakim przyszło im żyć. Bułhakow stosuje tu nawet pewien chwyt dość formalny lokując wydarzenia biblijne i dwudziestowieczne "w tym samym czasie", w kwietniu, tuż przed pierwszą wiosenną pełnią księżyca.

Często pisało się o "Mistrzu i Małgorzacie", że jest to powieść o ładzie moralnym opartym na równowadze winy i kary, dobra i zła. Ale jest to także powieść o porządku wszechrzeczy. Jego wizja, tak jak przedstawia to Bułhakow, przypomina wielki mechanizm, którego każdy najmniejszy trybik podlega prawom działania całości. Zatem coś, co narusza działanie jakiegoś mikroelementu, ma swoje skutki w skali makro. I odwrotnie. Czy w takim planie możliwe jest przeniesienie na scenę powieści Bułhakowa? Pytanie dość dziwne, gdyż bez względu na odpowiedź teatr ulegał i ulegać będzie pokusie zmierzenia się z arcydziełem. To także tkwi w naturze człowieka, która tak bardzo interesowała Bułhakowa właśnie w tej powieści. Tym bardziej, być może, kusi nas ona i prowokuje.

"Słyszałem - napisał jeden z komentatorów - że za "Mistrza i Małgorzatę" wziął się ostatnio jakiś teatr. To już prawdziwe świętokradztwo". Jest to opinia pochodząca z roku 1980. Mieliśmy już wtedy kilka i to życzliwie przyjętych adaptacji powieści Bułhakowa. A jednak jest jakaś racja w owym okrzyku o świętokradztwie. Tym większa radość gdy należałoby je błogosławić.

Adaptowano "Mistrza i Małgorzatę" na dwa sposoby. Próbowano z dzieła wyprowadzać jeden z jego wątków, co było aktem pewnej" pokory wobec arcypowieści, czy też unikiem, choć nierzadko kończyło się to artystycznym sukcesem. Drugi sposób polegał na próbie przetransponowania całokształtu dzieła.

Przytrafiło się na tej drodze niemało porażek, ale były też i przedstawienia, które stały się wydarzeniami. Jak pamiętna inscenizacja Andrzeja Marii Marczewskiego przygotowana najpierw na scenie wałbrzyskiej i Jolanta Piętek i Marek Bargiełowski w tytułowych rolach inscenizacji "Mistrza i Małgorzaty" w warszawskim Teatrze Współczesnym wkrótce potem powtórzona z pewnymi zmianami w płockim Teatrze im. J. Szaniawskiego. Było to przedstawienie interesujące, gdyż reżyserowi (i w tym wypadku również autorowi adaptacji) udało się zachować równoległość owych różnych wątków powieści Bułhakowa.

Ranga przedstawienia Macieja Englerta polega chyba właśnie na tym, że znalazłszy sposób na nader wierne przeniesienie na scenę powieści Bułhakowa, zwolnił je od interpretacji aluzyjnych. Ukazał mechanizm działania odwiecznego porządku rzeczy, w którym integralnie funkcjonuje Jeszua i Woland, Mistrz i Piłat, gdzie tragiczny los człowieka zniewolonego, bez względu na to czy jest to pisarz współczesny, czy prokurator Judei, równoważony jest postawą Nauczyciela broniącego własnej prawdy aż do śmierci. Maciej Englert, aktorzy warszawskiego przedstawienia jego scenograf, oraz nie wymieniony tu jeszcze twórca muzyki - Zygmunt Konieczny, stworzyli spektakl nie tylko przekonujący filozoficznie, lecz także artystycznie prawdziwy.

Jeden z teatrologów radzieckich - Witalij Wilenkin, który miał okazję słyszeć Bułhakowa czytającego bliskim znajomym swoją nową, jeszcze nie opublikowaną powieść, tak zanotował wrażenie tego pierwszego publicznego spotkania z "Mistrzem i Małgorzatą". "(...) w jego wykonaniu (M. Bułhakowa - M.Z.) wszystko, co zawiera w sobie ta powieść - aspekty monumentalne i gorączkowe, groteskowe i liryczne - wszystko nabierało głębi dzięki ostrym wizjom autorskim. Olbrzymią rolę odgrywały przy tym zmiany rytmiczne, zwłaszcza w momentach, gdy zwyczajne, powszednie życie nagle zakłócała w powieści niesamowita fantasmagoria. Te zmiany rytmu sprawiały, że słuchaczy porywał wicher mknących w niewiarygodnie szybkim tempie wizji i krajobrazów, twarzy i pysków, podobieństw i przeobrażeń. A wszelkie powtórzenie łączące dzień dzisiejszy ze starożytnością, z Ewangelią, brzmiały w jego ustach niemal jak muzyka.."

Ta opinia mogłaby być recenzją przedstawienia w Teatrze Współczesnym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji