Artykuły

TELE WIZJA

Skrócono w lutym program TV, skrócono wraz z innymi pismami "Nową Kulturę", "skrócono" i nas, recenzentów, czyli że nasze uwagi nie zawsze mieszczą się w numerach. Ma się mniej roboty, a więcej czasu, ale żeby sprawozdanie było jako tako kompletne, wypada posługiwać się stylem tak telegraficznym, jakbym za każde słowo musiała płacić jeden złoty dwadzieścia groszy. Choć mi to nie grozi, spróbuj w błyskawicznym streszczeniu podać te pozycje programu, które z końcem stycznia i w lutym zasługiwały moim zdaniem na uwagę.

TEATR: Rok 1963 rozpoczął się w teatrach TV, bez względu na ich nazwy, pod szczęśliwą gwiazdą. Z polskich autorów Breza, Gruszczyński, Różewicz, z obcych Beaumarchais, Machiavelli, Ostrowski, Szekspir, Wilde - to kolekcja bardzo ambitna i pociągająca. Powtórzenie "Urzędu" Brezy wydało mi się spektaklem jeszcze lepszym niż jego premiera. Aktorzy chyba jeszcze głębiej wczuli się w swoje niełatwe, niekiedy wręcz ryzykowne, role (znakomity Białoszczyński jako ks. de Vos i Petting). Grali moim zdaniem bezbłędnie. Może się mylę, ale odniosłam wrażenie, że tempo przedstawienia wzrosło i nie raziły mnie tym razem dłuższy adaptacji. Nie jest wykluczone, że się po prostu do tej wybornej (w większości "odsłon") adaptacji "przyzwyczaiłam". Krytykowany przez recenzentów "Wielki Bobby" Gruszczyńskiego mnie nie tylko ubawił, ale pobudził do myślenia, a to się lubi. Autor był zbyt skromny nazywając swój utwór telewizyjny (rzadkość!) komedią. Już sama sytuacja przypadkowego zdobycia nieograniczonej władzy przez kogoś, kto czerpać nie może z tej władzy przez kogoś, kto czerpać nie może z tej władzy doraźnych korzyści, ma charakter filozoficzny. Psychologia występujących postaci pokazana została przez autora, choć groteskowo, wcale nie płytko. Dialogi inteligentne, cięte z aktualnymi podtekstami, które na szczęście nie były robione metodą "kawa na ławę". Sądzę, że dobrze byłoby powtórzyć to niedocenione na ogół przedstawienie, jako że naprawdę zostało przychylnie przyjęte przez tzw. masowych telewidzów, a dało im coś więcej niż tylko śmiech i rozrywkę.

Natomiast "Świadkowie" Różewicza jak na mój gust w swej inscenizacji zbyt udziwnieni i elitarni. No, ale cóż? Ponoć "Studio 63" ma być eksperymentatorskie.

A "Bez posagu" Ostrowskiego, mimo dobrego wykonania aktorskiego, znudziło mnie setnie. Nie jestem pewna, czy sztukom, które są już dzisiaj właściwie tylko dokumentem epoki, a nie posiadają takiej odkrywczej psychologicznej prawdy, aby stały się nieśmiertelne, warto poświęcać tyle uwagi i rzetelnego trudu.

Pozostałe utwory klasyków w TV stały pod znakiem starych mężów, lub kandydatów na mężów, zdradzanych przez żony. "Cyrulik sewilski" choć "tracący myszką" z powodu naiwnych bardzo już "ogranych" w późniejszych komediach i filmach konceptów, raczej bawił. Zwłaszcza że przedstawienie utrzymane było w doskonałym tempie.

Za "Mandragorę" należy być wdzięcznym TV. Mało kto w Polsce wie, że autor "Księcia" i podobno twórca groźnej dewizy o celu uświęcającym środki, by również autorem tej swawolnej historyjki, nie pozbawionej miejscami melancholijnego szyderstwa. Odkrywa ona przed nami nowy aspekt wewnętrzny jednego z najtęższych umysłów Renesansu.

Na "Tragedię florencką" patrzyłam z zapartym tchem serce dosłownie serce mi zamierało, kiedy Szymon zadawał śmiertelny cios księciu Gwido. Ten, wydawałoby się, mało sceniczny utwór Lorda Paradoksu, bo akcja jego oparta jest prawie wyłącznie na przeżyciach wewnętrznych bohaterów, przeżyciach nota bene powszechnych aż do banału, stał się przedstawieniem odkrywczym i poruszającym namiętnościami dzięki wybornej interpretacji aktorskiej. Patrzyło się z podziwem na demonstrowaną skalę możliwości aktorskich wykonawców, zwłaszcza Holoubka i Mrozowskiej.

Teatr Popularny w Łodzi wystawił "Jak wam się podoba" poprawnie i bez większej inwencji. Doskonale się stało, że nareszcie jedno z dzieł Szekspira zostało pokazane na domowo-szklanych ekranach. Uważam jednak, że spektakl nie zdołał oddać bogactwa finezji psychologicznych tej jednej z najbardziej złożonych sztuk genialnego autora - jak nazwał wymieniony utwór J. Kott, specjalista jak wiadomo tej dziedzinie.

FILMY W LUTYM: "Do wytrzymania" - jak zwykł oceniać jeden mój znajomy zegarmistrz-filozof. W tym wypadku obrazy nie dostarczały specjalnych wzruszeń artystycznych, ale dały się oglądać. Wyjątek - "Złote lata Hollywood" Gene Kelly'ego, niezwykle zręcznie zmontowana z kronik filmowych, filmów współczesnych i filmów prywatnych, zdjęć i dokumentów historia rozwoju. Hollywood od najdawniejszych początków małej wioski po giganty koncernów i pierwszy film dźwiękowy. Dla starszych: pasjonujące wspomnienia z łezką, dla młodych - rzadka okazja obejrzenia Valentina, Fairbanksa, Poli Negri, Grety Garbo i wielu innych najsławniejszych, a nigdy przez młodzież nie oglądanych gwiazd ekranu. Ciekawa również, choć może niezbyt radosna była konfrontacja pokazanej w TV ekranizacji "Pokolenia" Czeszki, z tym samym obrazem widzianym przed laty w kinie. Ów film, przecież w zasadzie udany, jakoś nie wytrzymał próby czasu i postępu techniki kinematograficznej. Wydaje się być sklecony z epizodów, dość zawiły, przez to napięcie i wzruszenia jakoś zeń wywietrzały.

PROGRAM ROZRYWKOWY: karnawał pokazano w TV wcale udatnie. Berlińskie "Od melodii do melodii" zaimponowało, jak ogół programów NRD, sprawnym montażem i godnymi pozazdroszczenia jak na nasze warunki urządzeniami technicznymi studia. Prześliczne i śpiewające w sposób naturalny pieśniarski (nie to co wiele naszych zawodzących z irytującą manierą) i pełna wdzięku konferansjerka, nie mówiona, ale też śpiewana. Trzeba jednak przyznać z przyjemnością i satysfakcją, iż galowy koncert orkiestr i zespołów muzycznych Polskiego Radia w Filharmonii warszawskiej z udziałem "kwiecia" naszego piosenkarstwa wypadł okazale, muzykalnie i nieszablonowo.

Do przyjemności należało również dwudziestopięciominutowe spotkanie z Jaremą Stępowskim. Zbyt rzadko widywany w TV utalentowany aktor przedzierzgał się z jednej postaci w drugą ze zwinnością kameleona, która świadczyła jednak nie tylko o jego zdolnościach, ale i wkładzie pracy w interpretację kreowanych postaci. No i jeszcze do rozrywek i to najwyższej klasy zaliczyłabym transmisje z Mistrzostw Łyżwiarskich w Jeździe Figurowej na Lodzie. Widowiska te, dzięki możliwościom technicznym TV, stały się wprost czarodziejskimi popisami gracji, zręczności, rytmu, muzykalności. Patrzyli na nie jak urzeczeni także i ludzi nic ze sportem nie mający wspólnego.

PROGRAMY DLA DZIECI I MŁODZIEŻY: Lutowa decyzja najwyższych instancji TV pogrążyła dzieci w nieutulonym żalu. Straciły większość swoich programów, tych "od dołu", to znaczy od 17-tej godziny. Natomiast "od góry" filmy dozwolone np. dla trzynastolatków nadawane są w porze, kiedy zapędzone są już one dawno do łóżek.

Powtarzane z telerecordingu "Dobranoc, Tato" Saroyana nie wypełni przecież luki. Mimo bowiem inteligencji i wnikliwości tej powieści telewizyjnej oraz świetnej interpretacji, cykl jest chętniej oglądany przez dorosłych niż przez małoletnich. Ci więc czekają z niecierpliwością na żywo zrobioną atrakcyjną dla każdego wieku audycję "Na dalekich drogach". Ostatnia wypadła bardzo udanie. Sama z ciekawością słuchałam barwnej i bardzo bezpośredniej relacji o Hiszpanii uczestników festiwalu filmowego w San Sebastian (m. in. Opowiadała ślicznie Lucyna Winnicka). No i urozmaicono relację pokazaniem różnych przywiezionych z Hiszpanii pamiątek.

Może więc Jaśnie Oświecona TV zlituje się nad młodocianymi i ich opiekunami, poświęcając im więcej miejsca, nawet gdyby program pozostał nadal skrócony.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji