Artykuły

OD WYSPIAŃSKIEGO DO WITKACEGO

PIERWSZYM teatrem artystycznym Krakowa był ten przy ul. Jagiellońskiej, nazwany Starym, kiedy uniesione ambicją społeczeństwo ufundowało gmach nowy reprezentacyjny, zrazu pod patronatem hrabiego Fredry, później - demokraty Słowackiego. Teatr Stary trwał sobie dalej, ale już jako budynek nie przeznaczony na cele teatralne. Przez pół wieku Teatr Słowackiego dzierżył monopol (po staropolsku "monopolium") w dawnym budynku. Po wojnie wznowił działalność w dawnym budynku i odtąd rozpoczęła się emulacja tych dwu scen. Tak więc Teatr Słowackiego trwa od inauguracji nieprzerwanie (z wyjątkiem okresu wojny) i chlubi się tą świetną tradycją w swym obecnym osiemdziesięcioleciu. Teatr Stary obchodził wprawdzie w r. 1965 swe stulecie, wszakże przemilczano dyskretnie ową półwiekową przerwę. Poza tym groziło tej scenie już nie raz, i grozi nadal, zamknięcie, o które dopomina się, gorliwa straż pożarna, boć to zabytkowa, secesyjna rudera wielokrotnie przerabiana, wymagająca kapitalnego remontu. A tu z budową nowego gmachu teatralnego wciąż jest "dyskusyjnie", jak - nie przymierzając - ze schroniskiem przy Morskim Oku. Mimo tego stanu na poły eksmisyjnego, teatr trwa uparcie na starych śmieciach i gra tak dzielnie, że ostatnio "Polityka" uznała go za "drożdże" polskiej produkcji teatralnej. Istotnie, kolejne dyrekcje powojenne - Krzemińskiego, Hübnera, ostatnio Gawlika - skupiły w Teatrze Starym wybitnych reżyserów i scenografów oraz co najlepsze siły aktorskie Krakowa. Polityka repertuarowa zasadza się na mocnych uderzeniach w rodzaju "Dziadów" czy "Nocy Listopadowej", na które zjeżdżają widzowie z całej Polski, i na niej nie w wymiarze "pomnikowym", ale jako niepożądany ubogi krewny. więcej pasji skupił reżyser na przerysowaniu pamfletu w scenach I i III, na eksponowaniu "teatru i w teatrze". Gdyby nie Trela, kontynuujący świetnie perypetie Konrada Mickiewiczowskiego w Konradzie Wyspiańskiego (szczególnie w rozmowie z maskami), gdyby nie dyskretna a podniecająca muzyka Koniecznego, przedstawienie nie pobudziłoby wyobraźni widza.

Na dobitek powiększa krytycyzm widza fakt powszechnie zauważony, że już kiedyś Grotowski umieścił Kordiana w szpitalu wariatów. Jednakże kierował się autentyczną sceną w dramacie, ponadto wobec rozszerzenia tej sceny na całość przedstawienia nie afiszował go jako autentycznego utworu w przedstawieniu Swinarskiego reminiscencje z jego przedstawień poprzednich, jak ów chwyt "wymiatania" ze sceny resztek po przedstawieniu (w zakończeniu "Nie-Boskiej"), jak postać policjanta ("Klątwa"), jak szok wywołany grzmiącym wystrzałem ("Dziady") itp.

Na tym tle można zaryzykować przypuszczenie, że tym razem konkurent z placu Sw. Ducha wyprzedził Teatr Stary. Myślę o przedstawieniu "Metafizyki dwugłowego cielęcia" Witkacego, w reż. J. Golińskiego i scenogr. W. Krakowskiego. Kiedy po tym przedstawieniu znajoma dama zapytała mnie sceptycznie, o co właściwie idzie w tej całej "Metafizyce", odparłem podstępnie: a o co szło Wyspiańskiemu w "Wyzwoleniu"? Posądzony oczywiście o szarganie świętości za podobne zestawienie broniłem się argumentem, że najogólniej w obu tych sztukach bohaterzy, czyli autorzy, walczą z "maskami", więc z autorytetami obłudnej opinii, walczą o swą niezależność, o swoją własną prawdę. Oczywiście trudno identyfikować postawy obu dramaturgów, choćby z racji różnicy w stanowisku "prywatnym" jednego, a narodowym drugiego. Jednakże jestem przekonany, że obaj - choć na różne sposoby - walczą o tę samą sprawę. Obaj "dojrzewają", usiłując pokonać własne hamletyzowanie i impotencję woli, obezwładnionej siecią zależności. Nie trzeba udowadniać, że Wyspiański niepokoił Witkacego, wystarczy przytoczyć właśnie - "Nowe Wyzwolenie". Kto ciekawy, niechaj prześledzi paralele.

Goliński wyreżyserował "Metafizykę" (druga zaledwie inscenizacja w Polsce), unikając szczęśliwie błędu popełnionego niegdyś przez Wiercińskiego, a obecnie przez Kantora (w innych sztukach Witkacego). Błędem bowiem była i jest dziwaczność obrazu scenicznego i odrealnienie gry, zacierające kontrast z dziwnością akcji.

Fakt, że Karmazyniello ma wedle didaskaliów lat 16, tj. dokładnie tyle, ile miał Witkacy, kiedy rozpoczynał czynny żywot artysty i zaczął rozpowszechniać swe poglądy filozoficzno-naukowe, świadczy, że perypetie bohatera "Metafizyki" - przezywającego swe duchowe i cielesny pokwitanie - są reminiscencją autorską, więc autobiografia, podobnie jak w "Wyzwoleniu". Ponadto materią tej sztuki są najwyraźniej wspomnienia autora z egzotycznej podróży w towarzystwie Malinowskiego, dalej reminiscencje z carskiego korpusu oficerskiego czy własne, "młodopolskie" przeżycia erotyczne. A co najistotniejsze - ujawniają się tu jego kontrowersje z ojcem, bowiem schemat akcji sprowadza się do kompleksu Edypa, przejawiającego się wedle freudowskiej i pofreudowskiej psychologii podświadomości w walce osobnika z pokoleniem rodziców, kiedy dojrzewający chłopiec dąży do pokonania ojca i podporządkowania sobie matki. Uważa się ów kompleks za istotny dla zagadki pochodzenia i przeznaczenia człowieka.

Karmazyniello wyzwala się z nacisku autorytetów, jednak sam nie znajduje nowych idei wiodących . Oczywiście Witkacy ukazał te konflikty (jakże aktualne) w krzywym zwierciadle i trzeba je dopiero wyłuskać spod warstwy drwiny i bezsensu.

Sądzę, że takie też jest osiągnięcie reżysera: bardzo klarowna komunikatywność dramaturgii Witkacego. Goliński niewiele też pozmieniał. Rozbudował tylko epizod Baby, nadając jej rangę tajemniczej inspiratorki akcji (granej wybornie przez H. Wyrodek). Uzyskał - z młodym zespołem - wyrównany styl gry postaci nie cudacznych, ale o naturalnym wyglądzie, markujących "narwanie" tylko nieznacznymi, stałymi odruchami i tikami. Wyróżnił się w tym stylu M. Grabowski (cyniczny Pechbaum), T. Huk (zmanierowany Ludwik) i również wykonawcy ról pomniejszych. Karmazyniello (M. Dziędziel) utrzymał się ogólnym tonie, a zdałoby się przydanie tej postaci nieco uroku osobistego. Absurdalny fakt powrotu zmarłych do życia zaznaczył Goliński wyglądem żałobnym postaci. Całość przedstawienia - żywa, dynamiczna, w miarę rozśmieszająca, później budząca podtekstowe skojarzenia i refleksje, więc - w stylu Witkacego. Jest to chyba najlepsza praca reżyserska Golińskiego, niestety pożegnalna, ostatnia w Krakowie (chyba - na razie?). Tak to bywa u nas.

Teatr Słowackiego ma obecnie lepszą passę: niedawne "autentyczne" "Wesele", dalej "Ptak" i anachroniczna "Lilla" (omawiana szerzej w Dialogu nr 5, wraz z "zapisem" przedstawienia), ostatnio "Dwa teatry" - świadczą o jasno o ambitnej linii repertuarowej. Ostatnie przedstawienie "Komedii" Szaniawskiego w reż. K. Skuszanki i scenogr. W. Wigury bardzo zwiększyło komunikatywność zawiłej nieco symboliki tego autora. Tak więc Skuszanka rozgraniczyła wyraźnie "dwa teatry" jako zasadniczą dialektykę sztuki, dając syntezę tych przeciwieństw w chwycie "teatru w teatrze", czyli przenikaniu się rzeczywistości i wyobraźni. Również złączenie tych artystowskich dylematów z ostatnią perypetią wojenną uwyraźniono należycie. Bardzo dyskretnie i ujmująco poprowadził rolę Dyrektora A. Balcerzak.

Natomiast przedstawienie brechtowskiej "Turandot" (czyli kongresu wybielaczy) dowiodło pewnego "starzenia się" tej dramaturgii - przy wątpliwej aktualności tematu: sprzedajnej inteligencji przeciwstawnej mądrości ludu. Ponadto ujawnił się brak talentów komicznych w zespole - tylko Kopczewski zademonstrował udaną parodię przemówienia "kongresowego".

W "Bagateli" H. Kajzar reżyserował "Śmierć Gubernatora" - w scenografii D. Mroza, rozpoczynając akcje od końca, tj. od sceny cmentarnej i zastępując Komentatora sympatycznym piosenkarzem z małą orkiestrą. Zabiegi te nie przyczyniły się do komunikatywności akcji, dobrze zresztą rozegranej przez J. Dietla w roli tytułowej. Również i w tym przedstawieniu zastosował reżyser kaftan bezpieczeństwa, widać moda na wariatów scenicznych narasta.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji