Artykuły

Postawiłam wszystko na jedną kartę i...

- Kilkanaście lat byłam od wszystkiego odstawiona i przeżywałam kryzys. Nastały dla mnie ciężkie czasy. Powoli zaczęłam się wspinać szczebel po szczeblu drabiny i zaczęłam grać małe epizody - mówi warszawska aktorka ELŻBIETA JAROSIK.

ELŻBIETA JAROSIK, coraz bardziej popularna, świetna aktorka charakterystyczna, której znaczący dorobek teatralny (Kalisz, Poznań, Warszawa), filmowy i serialowy, przesłoniła i zdominowała jedna rola - fantastycznie zagrana Teresa Maj w serialu "Niania" (matka tytułowej bohaterki). Teraz gra w nowym serialu "Siostrzyczki", który na małych ekranach pojawi się w październiku. Na scenie równolegle występuje w trzech cieszących się wspaniałą frekwencją sztukach: "Klimakterium", "Bomba", "Botoks". Debiutowała w legendarnym filmie "Rękopis znaleziony w Saragossie" w 1964 roku. PWSFWiT w Łodzi (wydział aktorski) ukończyła w 1972 roku. Była czołową aktorką surrealistycznego teatru Janusza Wiśniewskiego, z którym odwiedziła wiele krajów. Zagrała też w niemieckim teatrze w Dusseldorfie. Za kreację w sztuce "Bomba" otrzymała nagrodę na festiwalu teatralnym w Zabrzu.

Patrzę na pani filmografię i widzę długą listę ról w przeróżnych filmach i serialach, nie wspominając o tych w teatrach. Tymczasem masowej widowni jest pani znana przede wszystkim z jednej roli: Teresy Maj, czyli mamy Frani Maj z niekończącego się serialu "Niania". Można wnioskować, że w końcu miała pani szczęście i trafiła na rolę, dzięki której stała się ulubienicą masowej, telewizyjnej widowni?

- Chyba rzeczywiście miałam szczęście, bo wygrałam casting na tę rolę z mocnym postanowieniem zagrania w jakimś serialu, bo u nas tak się porobiło, że aktor, który w nim nie gra, nie istnieje, co mnie trochę martwi, bo dla mnie najważniejszy był teatr.

Dostała pani kapitalną rolę, z którą świetnie sobie poradziła. W jakim stopniu pomógł w tym pani reżyser Jerzy Bogajewicz?

- Reżyser stworzył całą atmosferę i nadał kierunek, w którym aktorzy mieli podążać. W "Niani" występuje specyficzny rodzaj humoru i komedii, trzeba bardzo szybko pointować. Początki były dość trudne, zanim weszliśmy w rytm poszczególnych scen i uchwyciliśmy to, o co tam chodzi. Jurek Bogajewicz mobilizował nas i podbudowywał, mówiąc, że jesteśmy świetni, że damy radę.

Jaki miał system pracy z aktorem?

- Szybki i... do obiadu, ponieważ wychodził z założenia, że po nim każdy powinien odpoczywać, bo aktor jest już ociężały i nie ma weny do tworzenia. Miał potężne poczucie humoru, był bardzo inteligentny. Rzadko mówił, co chciałby wyegzekwować od aktora. Za to uważnie patrzył, co aktor proponuje, wtedy albo akceptował, albo zmieniał.

Jaka była Agnieszka Dygant w pracy, grająca pani córkę Franię Maj?

- Rozumiałyśmy się bez słów. To świetna osoba, znakomita w swojej roli, cudownie się z nią pracowało. Była pełna pomysłów i rozwagi w tym, co się robi. Podziwiałam ją za pracowitość, bo codziennie miała do opanowania ogromny tekst i mimo że była bardzo zmęczona pod koniec każdej serii, to wchodząc na plan, dawała z siebie wszystko.

A prywatnie?

- Też ją uwielbiam. To pomocna, życzliwa, dowcipna osoba. Lubi się śmiać, czym zarażała innych. Teraz czasami spotykamy się na kawie.

Obie grałyście dosyć ostrymi, wręcz przerysowanymi środkami wyrazu aktorskiego. Osobiście uwielbiam taki typ aktorstwa. A pani?

- Również. Lubię się wygłupiać, śmiać, opowiadać zabawne historie. Po raz pierwszy grałam tak karykaturalną postać.

Sądzi pani, że takie zwariowane mamy zdarzają się w życiu?

- Bywają takie mamy, które zazdroszczą córce, że ma dobrą figurę, że jest młoda i ubierają się w przyciasne dla nich ciuszki.

Agnieszka Dygant poczuła się zmęczona rolą rozkosznej idiotki, w którą wcielała się kilka lat, i nie żałuje dzisiaj zakończenia pracy przy "Niani". A pani?

- A ja bym sobie jeszcze w tym serialu pograła, bo nie byłam codziennie na planie i nie odczuwam aż tak ogromnego przesytu graniem jednej roli. Ale rozumiem Agnieszkę, że trzeba w końcu zakończyć pracę w jednym serialu. Fajnie, że nawet tak długie seriale mają kiedyś swój koniec. Niekończące się telenowele z ciągle nowymi wątkami są nie do wytrzymania. Serial, który ma swój finał, jest OK. Tęsknię teraz za ludźmi, którzy go tworzyli. Ekipa "Niani" była niecodzienna i niespotykana. Podobną mam obecnie podczas pracy na planie nowego serialu "Siostrzyczki".

Prywatnie jest pani zupełnie inną osobą niż Teresa Maj...

- Naprawdę odbiera mnie pan jako bardzo poważną? Może dla pana jestem taka skupiona i odpowiedzialna za słowo, bo wiem, że i tak niczego przed panem nie ukryję i nie ugram.

Czy zdradzimy, że w serialu nosi pani blond perukę, a na co dzień jest brunetką?

- To prawda.

Dzięki tej peruce jest pani nierozpoznawalna?

- Pewnie tak i dlatego mam spokój, gdy idę ulicą, a ponadto nie ścigają mnie fotoreporterzy i nie robią zdjęć z ukrycia, bo wiek już nie ten.

A gdy mimo to jest pani rozpoznana, to...

- Pani z wózkiem z kawą i kanapkami w pociągu bacznie mi się przypatruje i mówi: "skąd ja panią znam?". Wtedy odpowiedziałam: "bo ja często jeżdżę pociągiem". Bardziej jestem rozpoznawalna po głosie. Ale generalnie jest mi miło z tego powodu.

Nadal oglądamy Franię i Teresę Maj na małym ekranie. Ogląda pani serial w telewizji?

- Nie widziałam ani jednego odcinka, bo nie mam telewizora.

Jak to?

- Kiedyś telewizor mi się zepsuł i do dzisiaj jestem bez.

To jaki ma pani wgląd w to, co dzieje się w Polsce i na świecie?

- Nie mam żadnego kontaktu i w ten sposób odpoczywam od wszelkich newsów.

Wiele pani traci, bo dzisiaj oglądaliśmy lepszy serial od "Niani". Nowy p.o. prezes TVP nie został wpuszczony do pracy przez byłego p.o. prezesa TVP, mimo zwolnienia go przez radę nadzorczą tej firmy.

- To rzeczywiście mogło być bardziej ekscytujące od "Niani". Cholera. Jutro lecę kupić telewizor.

Mało kto wie, że chciała pani zostać baletnicą lub piosenkarką, a nie aktorką...

- Piosenkarką zdecydowanie nie, chociaż od zawsze śpiewałam i nadal to lubię. Niemniej tańczyć chciałam od urodzenia. Byłam bardzo wstydliwa, a w tańcu mogłam wyrazić swoje uczucia, tęsknoty i wtedy nie wstydziłam się tego. Ponieważ mieszkałam w małej miejscowości pod Częstochową, na szlaku orlich gniazd, w Jurze Krakowsko-Częstochowskiej, nie było w pobliżu szkoły baletowej, dlatego poszłam do szkoły aktorskiej, czyli PWSFTViT w Łodzi.

Do baletu jest pani zdecydowanie za wysoka, do piosenki ma pani za słaby głos...

- Ja mam za słaby głos?!

Niestety...

- Ależ skąd. Mam bardzo mocny głos.

Nie zauważyłem tego w muzycznym spektaklu "Klimakterium", Elżbieta Jodłowska panią przebiła...

- Och, Jodłowska śpiewa wiele lat i rzeczywiście ma świetny głos. Jest przy tym jedyna w swoim rodzaju. Ja swojego talentu nie rozwijałam w tym kierunku.

Czyli miałem rację, pani Elżbieto. To nie wszystko, wiem, że uciekła pani z sali egzaminacyjnej w czasie rekrutacji na studia?

- Widzę, że wie pan o mnie wszystko. Rzeczywiście uciekłam, bo ktoś na mnie krzyknął, że jedzie traktor i że mam mówić głośniej, więc natychmiast się zestresowałam. Pomyślałam: - Dlaczego tu na mnie krzyczą, uciekam stąd, jadę do mamy, tam jest najlepiej. Wyszłam z sali i wyjechałam do mojego Olsztyna pod Częstochową.

Nikt pani nie dogonił i nie zawrócił?

- Nikt, ale ośmieliłam się i zdawałam za rok. Pierwszy rok na studiach aktorskich był dla mnie bardzo ciężki Tęskniłam za domem, byłam bardzo związana z rodzicami. Było mi źle. Wstydziłam się otworzyć i nastąpiło to podobno dopiero na trzecim roku.

Debiutowała pani w teatrze kierowanym przez Izabellę Cywińską. Czy później grała pani w jej filmach?

- Nie. Ale praca w Teatrze Nowym w Poznaniu to cudowna przygoda w moim życiu. Zespół aktorski wprost genialny. Cywińską potrafiła stworzyć grupę zapaleńców, którzy robili wielką sztukę przez duże S. Byłam tam 15 lat.

Jaką aktorkę zrobił z pani kontrowersyjny reżyser Janusz Wiśniewski, gdy pracowała pani w jego surrealistycznym teatrze?

- U Wiśniewskiego graliśmy zespołowo. Tam nie było gwiazd. Nie było głównych ról. Wszyscy byli równi. Chodziło o to, żeby zespół był ze sobą idealnie zgrany, co dawało fantastyczny efekt.

Z tym teatrem ponoć objechała pani połowę świata?

- Tak, i byliśmy wszędzie bardziej docenieni aniżeli w Polsce. Zresztą do dzisiaj nic się nie zmieniło. Wiśniewski dalej jeździ po świecie i zbiera nagrody.

Jest pani skromna, bo to przecież pani była główną aktorką teatru Janusza Wiśniewskiego.

- Trzeba by o to zapytać reżysera, w każdym razie dobrze się rozumieliśmy i lubiłam z nim pracować. Moja córka Anna Maria jest zafascynowana jego teatrem i pisze pracę magisterską o nim.

Pani córka kończy studia aktorskie?

- Nie, ukończyła dziennikarstwo i kończy kulturoznawstwo. Ale myśli o szkole aktorskiej.

Zakończył się dla pani poznański etap zawodowy, w Warszawie rozpoczął następny, ale nie widać pani w żadnym ze stołecznych teatrów?

- Bardzo przeżyłam rozpad poznańskiego teatru i czekałam, że jednak się zjednoczymy. Dlatego odmówiłam etatu w jednym z teatrów warszawskich. Powrót nie nastąpił. Kilkanaście lat byłam od wszystkiego odstawiona i przeżywałam kryzys. Nastały dla mnie ciężkie czasy. Powoli zaczęłam się wspinać szczebel po szczeblu drabiny i zaczęłam grać małe epizody. Większe zainteresowanie moją osobą zaczęło się w 2004 roku od filmu "Wesele" Smarzowskiego, w którym mnie doceniono. Otrzymałam propozycję zagrania w "Nocy Stasiuka" w Teatrze w Dusseldorfie. Reżyserował Polak Mikołaj Grabowski, towarzyszyli mi aktorzy niemieccy. Przyszła rola pijaczki Haliny Ciur w "Bombie" (teatr offowy), za którą dostałam nagrodę aktorską na festiwalu w Zabrzu. Gram w słynnym "Klimakterium", także w "Botoksie" w Teatrze Kamienica Emiliana Kamińskiego. Nie narzekam.

"Klimakterium" oglądałem już dwukrotnie, w listopadzie zobaczę ponownie i za każdym razem bawię się lepiej, śmieję głośniej, a tempo przedstawienia stało się wręcz zawrotne...

- Ten spektakl musi być bardzo kontrolowany. Nie można w nim niczego popuścić, bo wtedy się rozlatuje. Trzeba bardzo uważać, żeby nie przekomediować, żeby puenty były celne i odpowiednio podane. Trzeba się potwornie skupić i dać z siebie wszystko, żeby było tempo, rytm. Gra mi się cudownie z Krystyną Sienkiewicz, Elżbietą Jodłowską, Grażyną Zielińską. Myślę, że one też lubią ze mną grać. Nie ma kłótni, zawiści, obrażania się na siebie, za to jest sympatycznie.

Kończy pani zdjęcia do nowego serialu "Siostrzyczki". Jaką postać tam pani gra?

- Jadzię, która nigdy nie wyszła za mąż, bo zawsze waliła prawdę w oczy mężczyznom. W pewnym okresie nie miała gdzie mieszkać. Ale zawsze pomagała ludziom.

Podobno szczególnie dobrze odgrywa pani pijaczki. Za jedną z nich, Halinę Ciurę w "Bombie", otrzymała pani nagrodę na festiwalu teatralnym. W jaki sposób dochodzi pani do sedna osobowości granych postaci?

- W mojej wiosce Olsztyn widziałam dużo ludzi podobnie zachowujących się jak Halina Ciura. Trochę podpatrzyłam i wykorzystałam w tej roli ich gesty, sposób chodzenia, kiwanie się itp.

I kto by pomyślał, że debiutowała pani jako niewinne dziewczę w legendarnym filmie "Rękopis znaleziony w Saragossie" Wojciecha Hasa?

- Byłam bardzo młodą dziewczyną i na planie tego filmu zaprzyjaźniłam się ze Zbigniewem Cybulskim. Dużo rozmawialiśmy, zwierzyłam mu się, że chyba pójdę do szkoły aktorskiej, a on mi odradzał. Nie posłuchałam. Zagrałam młodą Hiszpankę w miasteczku.

Minęły lata, jest pani doświadczoną i cenioną aktorką. Dlaczego przyjmuje maleńkie epizodziny typu: kobieta jedząca bułkę w pociągu, bufetowa w barze na dworcu w Koluszkach, kobieta czekająca na cud, kobieta w toalecie, sąsiadka z naprzeciwka, zakonnica w przedziale pociągu...

- Kocham takie epizody! Są super.

Dowiedziałem się, że miała pani bardzo duże powodzenie u panów, ale żadnego nie wybrała?

- Miałam tak duże powodzenie, że w rezultacie z żadnym z nich nie związałam się na stałe. Nie czuję się samotna. Kocham swoją wolność i nie chciałabym jej utracić.

Co więc stanowi dla pani margines prywatności?

- Lubię dom, posiedzieć w nim z ciekawą książką przy dobrej herbacie. Mam kota rasy meykun o imieniu Albert. Mieszkam z córką, czasami odwiedza nas 92-letnia babcia i coś dla nas gotuje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji