Artykuły

Wspomnienie. Zofia Małynicz

Była wspaniałym człowiekiem i wielką artystką. Otoczona najwyższym szacunkiem i ogromną sympatią. Pełna dobroci i wyrozumiałości, o wielkiej wiedzy i szerokich horyzontach - ZOFIĘ MAŁYNICZ wspomina Witold Sadowy.

Interesowało ją wszystko. Przebywanie w jej towarzystwie nobilitowało każdego, kto się z nią zetknąłMiałem szczęście przez kilka lat nagrywać z nią cykliczną audycję radiową dla młodzieży "Spotkanie z historią". Była nas trójka - Eugenia Herman, Tadzio Woźniak i ja. No i oczywiście Pani Zofia jako Historia. Atmosfera w studiu była niemalże rodzinna. Pracowaliśmy z wielką radością i zapałem. Z utęsknieniem czekaliśmy na cotygodniowe spotkanie. Zżyliśmy się bardzo.

Kochała młodzież i była jej wierną orędowniczką. Uwielbiano jej wykłady, jej spokój, wielką kulturę i umiłowanie zawodu. Do dziś słyszę jaj głos rozedrgany głęboką prawdą przeżycia, nieskazitelną dykcję i dbałość o piękno polskiego słowa.

Przez wiele ostatnich lat chorowała. Cierpiała bardzo, ale ból znosiła po bohatersku. Zawód, który uprawiała, kochała nad życie. Chora - tęskniła za teatrem. Kiedy tylko czuła się lepiej, pojawiała się natychmiast w TV lub na estradzie, aby przekazać najpiękniejsze strofy poezji polskiej w mistrzowskim wykonaniu. Były to czasy, kiedy ludzie tęsknili za poezją i czekali na spotkanie z nią.

Studia aktorskie ukończyła w 1927 r. jako słuchaczka Szkoły Dramatycznej przy Konserwatorium na Okólniku. Po dyplomie zaangażowała się do Teatru Żywego Słowa "Placówka", traktując ten pobyt jako przedłużenie studiów. Po 2 latach wyjechała z Warszawy do Wilna i występowała w Teatrach Miejskich. Tam spotkała się ze swoim profesorem Aleksandrem Zelwerowiczem i plejadą najznakomitszych aktorów. Od pierwszej chwili objawiła się jako indywidualność aktorska. Grała mnóstwo ról w.różnorodnym repertuarze.

W 1932 r. powróciła do Warszawy i związała się z Redutą Juliusza Osterwy. Zagrała Monikę w sztuce Morozowicz-Szczepkowskiej "Sprawa Moniki". Przedstawienie szło 600 razy przy wypełnionej po brzegi widowni. Od 1936 r. do wybuchu wojny związana była z Teatrem Polskim i Narodowym. Przez sześć wojennych lat nie występowała na scenie. W 1945 r. powróciła do zawodu. Zaczęła od Starego Teatru w Krakowie. Jej pierwsze powojenne role to Ruth w sztuce Jerzego Zawieyskiego "Mąż idealny" i Monika w "Dniu jego powrotu" Zofii Nałkowskiej. Po przeniesieniu się do Łodzi, do Teatru Wojska Polskiego, wielkim wydarzeniem stała się jej rola Klitajmestry w "Elektrze" Giraudoux w reż. Edmunda Wiercińsidego. Było to wspaniałe przedstawienie, odbiło się echem w całej Polsce. Zostało zdjęte przez komunistów po 44 przedstawieniach jako fałszywe ideologicznie. Od 1946 r. aż do końca życia była czołową aktorką Teatru Polskiego w Warszawie. Na tej scenie oglądaliśmy największe jej kreacje aktorskie - tragiczną, pełną bólu Rollisonową w pierwszych powojennych "Dziadach" Mickiewicza zrealizowanych przez Aleksandra Bardiniego w 1955 r. Kolejne wielkie role tej wspanialej aktorki to m.in.: Zofia Parmen w "Grzechu" Żeromskiego, tytułowa "Matka" w sztuce Capka, Krystyna Linde w "Norze" Ibsena, Bernarda Alba w dramacie Lorki "Dom Bernardy Alby" Ze względu na piękne, szlachetne warunki, głos i głębokie wnętrze, szczególnie bliskie jej były role w dramatach romantycznych i klasycznych. W nich się najlepiej czuła i sprawdzała. Z przyjemnością grywała także role charakterystyczne. Połowę swego życia poświęciła pracy pedagogicznej. Była wielkim autorytetem moralnym, osobągodną wyższego szacunku. Wielką damą sceny polskiej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji