Artykuły

Powrót Wozzecka

Krzysztof Warlikowski znów reżyseruje w Operze Narodowej. Od tygodnia pracuje nad wznowieniem "Wozzecka" [na zdjęciu], którym rozpoczyna się właśnie nowy sezon w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej.

Po półtorarocznej przerwie na scenę Teatru Wielkiego - Opery Narodowej powraca arcydzieło muzycznego ekspresjonizmu -"Wozzeck" Albana Berga w reżyserii Krzysztofa Warlikowskiego, ze scenografią Małgorzaty Szczęśniak. W rolach głównych wystąpią Matteo de Monti (Wozzeck) i Wioletta Chodowicz (Maria), zadyryguje Gerd Schaller.

Bohaterem opery Berga, którą komponował w latach 1914-22 na podstawie dramatu Georga Büchnera, jest biedny fryzjer wojskowy utrzymujący nieślubne dziecko i poddający się eksperymentom medycznym. Obyczajowa historia jest w rzeczywistości moralitetową opowieścią o everymanie. Oniryczne przedstawienie Krzysztofa Warlikowskiego z 2006 r. stało się jednym z wydarzeń artystycznych sezonu2006/07wTeatrze Wielkim - Operze Narodowej i wywołało dużo kontrowersji. Od tego czasu Warlikowski wyreżyserował kilka przedstawień w Operze Paryskiej ("IfigenianaTaurydzie", "Sprawa Makropulos", "Parsifal", "Król Roger"), a także w operach w Monachium i Brukseli.

ROZMOWA Z KRZYSZTOFEM WARLIKOWSKIM

ANNA S. DĘBOWSKA: "Wozzeck" to dla pana ważny tytuł?

KRZYSZTOF WARLIKOWSKI: Bardzo ważny. To przedstawienie miało szansę rozpocząć coś nowego w polskiej operze. Dzieło Albana Berga daje wyjątkowy materiał do pokazania dzisiejszego życia. Nie konwencji, nie sztuki dla elity, ale teatru, który jest lustrem dla widza. Teatr krytycznie odnoszący się do rzeczywistości - ta idea przyświecała Mariuszowi Trelińskiemu w czasie jego pierwszej dyrekcji w Operze Narodowej . Było mi to bardzo bliskie. Dlatego wzięliśmy na warsztat operę, która kiedyś była wstrząsem, ponieważ powstała na kanwie prawdziwej historii kryminalnej zapośredniczonej przez dramat Büchnera, pokazywała doły społeczne, zakłamanie społeczeństwa rozliczającego biednych z moralności, zbrodnię i tragedię rodziny.

- Kim jest Wozzeck, ten antybohater, który 200 lat temu zafascynował Büchnera, sto lat później Berga, a dziś też nie daje nam spokoju?

- Nie wiadomo, czy on jest prosty, czy skomplikowany, czy jest obłąkany, czy zdrowy, zazdrosny, czy też w ogóle nie kontaktuje z rzeczywistością, kocha Marię jak mężczyzna, czy jest jej "dzieckiem". Ta postać mieni się tyloma kolorami, prowokuje tyle pytań... Jako nieudacznik jest pogardzany przez ludzi sukcesu - Doktora, Kapitana, Tamburmajora - bo nie pasuje do dzisiejszego świata. Jednak tak naprawdę nie wiadomo, kto tu kogo wodzi za nos i kto tu rządzi. Berg igra z nami przez tę wieloznaczność i ciągłą zmianę perspektywy. Nie da się jednoznacznie określić, kto jest dobry, a kto zły. Maria wprawdzie zdradziła, ale ma wyrzuty sumienia i być może to ona przeżyła zawód miłosny, a nie Wozzeck. Wozzeck zaś jest ofiarą zdrady, ale to on zabija. Mamy do czynienia z tragedią rodzinną. W centrum uwagi znajduje się ich dziecko, a dziecko zawsze najmocniej działa na nasze emocje. Jego przyszłe życie z piętnem gorszego jest dla mnie najciekawsze.

- Jak z perspektywy czasu widzi pan swoją inscenizację?

- Mam wrażenie, że to jest przedstawienie nieskonsumowane, które przez to, że było niezmiernie rzadko grane, nie miało szansy zaistnieć. Oczywiście, można tłumaczyć, że dziś w Polsce nie ma widowni dla Berga i że jego muzyka sprzed ponad 80 lat ciągle jest dla niej za trudna. Jednak wydaje mi się, że losy tego przedstawienia byłyby inne, gdyby Treliński nie utracił swojej pierwszej dyrekcji w Operze Narodowej. Wierzyłem wówczas, że będziemy mieć świadomego widza, że jego widownia filmowa i moja widownia teatralna przyjdą do Opery i ją ożywią. Ten proces został przerwany przez haniebne polityczne igrzyska, ale wierzę, że Mariuszowi uda się nadrobić stracony czas.

- Czy będzie pan zatem znowu reżyserował w Operze Narodowej?

- Mam swój Nowy Teatr i kilka poważnych zobowiązań operowych na następne sezony. W planach też "Koronację Poppei" Monteverdiego w Madrycie, "Makbeta" Verdiego w La Monnaie w Brukseli, "Żywot rozpustnika" Strawińskiego w Staatsoper w Berlinie. W Paryżu wyreżyseruję "Edypa" George Enescu. Będę też kontynuował współpracę z Gérardem Mortierem, który od stycznia 2010 r. będzie dyrektorem Teatro Real w Madrycie. Cieszę się, bo jest to człowiek, który wie, czego chce, i któremu całkowicie ufam. Bardzo mi się podobała jego niezłomność w realizowaniu swojej wizji sztuki w Operze Paryskiej.

- Pana ostatnie paryskie przedstawienie "Król Roger" Karola Szymanowskiego wzbudziło dezaprobatę.

- Wzbudziło tyleż sprzeciwów, ile wyrazów uznania, co w sumie daje mi zwycięstwo. Mam wrażenie, że najgłośniej dawali wyraz swojej niechęci polscy recenzenci muzyczni, którzy uznali, że skoro po 70 latach Paryż wreszcie zatęsknił za naszym Szymanowskim, to musimy go jakoś specjalnie, mądrze i monumentalnie pokazać. A przecież nawet nie podważyłem tradycji wykonawczej, bo to dzieło ma krótki żywot sceniczny. Dla mnie publikacje w polskiej prasie po premierze "Rogera" były kolejna odsłoną naszego narodowego kompleksu, z którego uśmiałby się Gombrowicz. Bo my nadal za wszelką cenę chcemy pokazać Zachodowi, że też mamy kulturę. Jakbyśmy w ogóle musieli komuś udowadniać taką oczywistość.

- A pan czuje się wyzbyty z tego kompleksu, kiedy reżyseruje pan np. w Paryżu?

- Tamtejsza publiczność ma do dyspozycji tak ogromną ofertę kulturalną, że nie zwraca specjalnej uwagi na to, czy reżyseruje Czech czy Polak. Kiedy reżyserowałem operę Janaczka "Sprawa Makropulos", nie myślałem "oto ja - Polak reżyseruję w Paryżu operę Czecha, mam misję". Wiem tylko, że jeśli przed laty opuściłem Francję i zdecydowałem się pracować w Polsce, to dlatego, że czułem, że tu jest moje miejsce, że ja jestem cały stąd, i to z polską publicznością mam o czym rozmawiać. Za granicą nie staram się zaimponować i pokazać, że jako Polak mam coś specjalnego do zaoferowania. Po prostu nim jestem.

PLANY TEATRU WIELKIEGO

Osiem premier operowych i trzy baletowe wypełnią rozpoczynający się dziś nowy sezon w Operze Narodowej. Dyrektor artystyczny Mariusz Treliński wyreżyseruje

dwa nowe przedstawienia: "Borysa Godunowa" Modesta Musorgskiego, nową wersję swojego wcześniejszego spektaklu z Opery Wileńskiej z Keri-Lynn Wilson za pulpitem dyrygenckim (30 października), oraz"Traviatę" Giuseppe Verdiego z Aleksandrą Kurzaki Andrzejem Dobberem (25 lutego). Ewa Podleś wcieli

się w postać Klitemestry w "Elektrze" Richarda Straussa w reżyserii Willy'ego Deckera (24 marca). Miesiąc później David Alden wyreżyseruje "Katię Kabanową" Leosza Janaczka w ramach koprodukcji Teatru Wielkiego i English National Opera (25 kwietnia). Serię premier operowych na dużej scenie zamknie prawykonanie dzieła Pawła Szymańskiego "Qudsja Zaher" (17 czerwca). Powróci eksperymentalny cykl "Terytoria" na scenie kameralnej, odbędą się reżyserskie

debiuty operowe Barbary Wysockiej ("Zagłada domu Usherów" Philipa Glassa - 7 listopada), Michała Zadary ("Oresteja" Iannisa Xenakisa -14 marca) i Mai Kleczewskiej (opera-balet Agaty Zubel "Between" oraz "Sudden Rain"

Aleksandra Nowaka -15 maja). Balety "Kurt Weill" w choreografii Krzysztofa Pastora (20 listopada), "Chopin" w choreografii Patrice'a Barta (9 maja), "Tańczmy Bacha" (25 czerwca). /ASD/

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji