Artykuły

Nie-recenzja

"Kordian" Juliusza Słowackiego. Reżyseria - Adam Hanuszkiewicz. Scenografia - Xymena Zaniewska, Mariusz Chwedczuk. Muzyka - Andrzej Kurylewicz. Teatr Powszechny.

KILKA lat temu wybuchłaby o tego "Kordiana" wielka awantura. Skakano by sobie do oczu, rwano włosy z głowy, głosy wielbicieli Hanuszkiewicza zagłuszałyby wnoszone basem protesty panów od polskiego, na łamach kilku pism rozgorzałaby dyskusja za, bądź przeciw. Lat temu kilkanaście strzelano by do Hanuszkiewicza z dział najcięższych, zarzucając mu formalizm, estetyzm i pięknoduchostwo. Dziś zgodnym chórem spiszą wszyscy: rewelacja. Chwalą jednomyślnie: nowoczesny teatr, brak onieśmielenia wobec klasyczności, twórcze poszukiwania. Dewotki piszczałyby kiedyś: big-beatowy dramat romantyczny? Śpiewająca Laura, swingujący z mikrofonem w dłoni Kordian, jazzowe rytmy sceny watykańskiej? No to co...

Zresztą kogo ma to denerwować? Szkołę i polonistów, którzy kiedyś z wypiekami na twarzy bronili "Dziady" przed teatralnym wypaczaniem lektury szkolnej? "Kordian" Hanuszkiewicza nie jest wszak przedstawieniem dla młodzieży. Zatabaczonych recenzentów, głuchych na "świeże próby teatralne"? Nikt już im nie wierzy. Mecenasa państwowego, czy miejskiego, który nawołuje do umiaru i do szacunku dla spuścizny narodowej? Mecenas sam przyklaskuje Hanuszkiewiczowi, którego działalność reżyserska - tu wszyscy są zgodni, wielbiciele i przeciwnicy - przydaje żywych akcentów sielskiemu krajobrazowi Warszawy teatralnej. Działa wiec Hanuszkiewicz. Jako obrazoburca z powszechnym przyzwoleniem, rozwija skrzydła, tworzy swój teatr głośny w tej chwili już nie tylko w Warszawie, ale i w różnych częściach Europy. Do cyklu nowoczesnych przedstawień Wyspiańskiego ("Wesele", "Wyzwolenie"), Słowackiego ("Fantazy"), Krasińskiego ("Nieboska"), Brylla ("Rzecz listopadowa") dodał w tej chwili "Kordiana". Najbardziej w swej nowoczesnej manierze niepokojące - i jednocześnie najowacyjniej powitane przedstawienie.

Gdzie jest magnes, który przyciąga wszystkich: i tych, którzy darli szaty nad Kordianem w domu wariatów Grotowskiego, i tych, którzy protestowali przeciwko Swinarskiego przeinaczaniu Wyspiańskiego, i tych którzy odmawiali wszelkich racji Szajnie, nawet tych, którzy mieli za złe Jerzemu Kreczmarowi nowy układ tekstu "Wielkiego człowieka do małych interesów"? Odłożono już przecież do lamusa z pamiątkami narodowymi kłótnie o wierność bądź niewierność literaturze, o prawo teatru do kreowania własnych wartości, odczytywaniu i w interpretowaniu klasycznego dramatu. Dlaczego wiec to, co u innych wywołuje sprzeciw, jest zgodnie pochwalane u Hanuszkiewicza? Dlaczego to, co u innych nazywam mozołem twórczym, budzi - we mnie - niepokój o jutro teatru Hanuszkiewicza?

NIE mam w tej chwili, odpowiedzi, każdy sąd powinien być szczegółowo udokumentowany. Ma Hanuszkiewicz niezwykły zmysł w operowaniu efektem teatralnym. Ma wielką umiejętność teatralizowania najbardziej nawet wyblakłych scen i sytuacji. Ma talent pomysłowego prestidigitatora teatralnego, który uprawianą przez siebie sztuką - zmysłową, rozedrganą emocjami, mieniącą się dziesiątkami niezwykłych rozwiązań teatralnych - potrafi olśnić widza. Ma wielką łatwość w nadawaniu dawnym - czy zapożyczonym z innych dziedzin sztuki i przemysłu rozrywkowego - chwytom nowych znaczeń. Umie rzeczy najbardziej złożone tek pokazać, że wydają się proste i zrozumiale dla każdego. To wszystko cechy rzadkie, cenne, przyciągające, rozpraszające panującą w teatrze nudę. Ale idzie z tym w parze uwiedzenie kształtem zewnętrznym, pomysłem, rozwiązaniem formalnym. Oszołomienie teatrem, tym, że na scenie wszystko jest możliwe i że na scenie z pozoru wszystko da się logicznie uzasadnić. Jako chwyt. Teatr Hanuszkiewicza jest ładniejszy i efektowniejszy od teatru Brooka, Strehlera, Vilara, Brechta, Jefremowa. Czy jest także lepszym teatrem? Teatr Hanuszkiewicza fascynuje tym bardziej, im posługuje się mniej znaczącym tekstem dramatycznym, im mniej Jest w swej olśniewającej widowiskowości krępowany rygorami innego - autora dramatycznego na przykład - twórcy. Im rzadziej stawiać trzeba pytanie: co ten zabieg teatralizacyjny znaczy? I jeszcze: co nie tylko nowego, ale co ważnego w swvm efektownym kształcie przekazuje?

"KORDIAN" w Teatrze Powszechnym ma - w stopniu spotęgowanym - wszystkie twórcze i wszystkie złe cechy teatru Hanuszkiewicza. Jest żywym, pomysłowym widowiskiem. Jest popisem maestrii realizacyjnej, świadectwem niespokojnych poszukiwań formalnych. Jest ciekawa, szokującą nawet glossą na temat kordianizmu. Ma świetne sceny dobry rytm, sprawny zespół wykonawców, ma szkic ciekawej roli a w wykonaniu Andrzeja Nardellego, ma dobrze zrośniętą z teatrem Hanuszkiewicza scenografię Xymeny Zaniewskiej i Mariusza Chwedczuka, ma przejmująca muzykę Andrzeja Kurylewicza. Ale nie chciałbym pytać o sens tego ładnego teatru. O to, co ten "Kordian" może w sumie znaczyć, jako dalszy ciąg świetnych inscenizacji dramatu narodowego, wobec którego teatr polski od Schillera po Swinarskiego, miał zawsze trochę naturalnej pokory. Wtedy trzeba by mówić o pomyłce. O nieporozumieniu. O pomysłach, które tworząc barwne widowisko nawzajem sobie przeczą i o zamyśle, który się w tej szaleńczej etiudzie teatralnej zgubił. I szczegółowo to uzasadnić. Nikt tego wszak nie będzie słuchał. Piszę więc nie-recenzję.

[Data publikacji artykułu nieznana]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji