Balladyna
"BALLADYNA" zawsze, cokolwiek o niej pisano lub mówiono dobrego czy złego, była nie tym, za co miała uchodzić. Ani więc był to zły czy dobry refleks z Szekspira, ani zła czy dobra dramaturgia legendarnego odcinka dziejów Polski. Zagadkowa "Balladyna" kryła się ze swym tajemniczym uśmiechem długo - nierozpoznana przez teatr jako przede wszystkim szydercza, ironiczna, pełna celnych złośliwości bajka, adresowana do chmary rodaków, targujących się o prawa do korony po Popielu.
Toteż, gdy rozeszła się wiadomość o przygotowywanej inscenizacji w Teatrze Narodowym, przytępione zaciekawienie obudziło się na nowo: Adam Hanuszkiewicz przyzwyczaił nas zarówno do swych odkryć, jak i do swych pomysłów, nauczyliśmy się oczekiwać od niego jeśli nie zawsze nowości, to przynajmniej potrzebnej, orzeźwiającej prowokacji. Co więcej -- wiadomość o motocyklach, które miały zamienić teatr w tor wyścigowy, rozeszła się szybciej, niż zaproszenia na premierę, w rezultacie pierwszą recenzję ze spektaklu usłyszałem na kilka dni przed pierwszym przedstawieniem.
A co się narzuca dziś - już po obejrzeniu przedstawienia? Hanuszkiewicz wie, że "Balladyna" jest bajką - ale nie chce i nie ma ochoty opowiadać jej w stylu reinhardtowskim, z "udawaniem" lasów, powojów, topieli, chatek, z inscenizowaniem balu u księżniczki Trebizondy i przebieraniem aktorów w kostiumy leśnych duszków. Uważa, i słusznie, że rekonstrukcja dawnego kształtu teatralnego "Balladyny" pociągałaby za sobą konieczność rekonstrukcji widowni - a tego zrobić przecież nie można, do teatru przychodzą ludzie dzisiejsi, przeważnie młodzi. Szuka więc stylistyki współczesnej bajki - tej groźnej, w rodzaju osławionej "Barbarelli". To się narzuca od razu, w pierwszym obrazie: scenę obramowuje półkolisty, wielki napis z pop-artowskiego liternictwa, krwisty jak winieta komiksu. Potem pojawią się motocykliści w hełmach, pędzący przez scenę i na pomoście wokół widowni. To Chochlik i Skierka, a także Goplana - zrodzeni nie przez wyobraźnię sentymentalną, lecz przez konkret innej już kultury. Starcie Kirkora z Balladyną - to znów bitwa mechanicznych zabawek. A wszystko to razem - nie całkiem serio: oto dziewczęta zgarniają po bitwie groźne zabawki do koszyczka, jakby zbierały grzybki w lesie a la Reinhardt czy Szyfman (autorem scenografii jest Marcin Jarnuszkiewicz).
Po wtóre - inne są w tej "Balladynie" postaci. To znaczy niby te same, a przecież obejrzane jakby pod światło, bardziej krytycznie. Dwuznaczny, chytry okazuje się nagle Pustelnik, Alina nie jest już tak słodka i niewinna, rajfurząca po trosze Matka nie tak prosta i szczera, Kirkor nie tak szlachetny, Balladyna nie tak wyrafinowana; na większość tych "rewizji'' są podstawy w tekście, na niektóre w kontekście. Co wynika ze zmian? Oto pogoń za koroną Popiela staje się jak gdyby karuzelą - nie z cnotliwej legendy, dzielącej ludzi na dobrych i złych, lecz z bliższej życia, ironicznej perspektywy pamflecisty czy satyryka. Ludzie są ludźmi; wprowadzony na scenę "Epilog", co jest nowością inscenizacji, tylko to podkreśla. Niegdyś, na wyspie św. Ludwika, ludzie spierali się serio, kto jest lepszym Polakiem i kto (ergo) powinien tę koronę otrzymać, dziś takie targi zarazem śmieszą - i są jeszcze jednym bodźcem do odkrycia w "Balladynie" ostrza satyrycznego, skierowanego w przejawy współczesnej "pogoni za koroną". Ciśnienie "cywilizacji ułatwień" na jednostkę, pragnącą gorliwie awansu, jest tak duże - iż prowadzi niekiedy do karykatury awansu (casus Kirkora - zakochanie w symbolu) a nawet może wyzwalać agresję (casus Balladyny). Rozprawa z jej skutkami, scena sądu nad Balladyną, jest w przedstawieniu - ironicznym, szyderczym - momentem powagi. Utalentowana Anna Chodakowska (Balladyna) osiąga tu najlepsze rezultaty artystyczne w roli - która w całości jest jeszcze nierówna.
Kształt przedstawieniu narzuciła jednak, przede wszystkim, "nowa bajka" - z komiksu. I dlatego widz znajduje się w niełatwej sytuacji: jest zaabsorbowany formą, a inscenizator, czując to, nieustannie dba o akcentowanie cudzysłowu żartu i ironii. Zarazem zyskuje jednak wiele: jego "Balladyna" otwiera nowy rozdział w dziejach teatralnych tej pięknej tragedio-komedii.
W licznej obsadzie "Balladyny" najpełniej odpowiedzieli na wyzwanie inscenizatora Wojciech w roli Grabca i Janusz {#os#3146}Kłosiński w roli Pustelnika - obaj dali może najciekawsze propozycje w przedstawieniu; następnie Andrzej Kopiczyński (Kirkor) i Bohdana Majda (Matka) - przede wszystkim w pierwszych scenach. Powtórny - po jeszcze szkolnej "Antygonie" - debiut Anny Chodakowskiej w roli Balladyny potwierdził duży talent i możliwości aktorki, ale także skromność środków.