Artykuły

Nowocześnie, a nie bizantyjsko

Najważniejsze, żeby środowisko twórcze nie siedziało i czekało, że minister mu da, tylko żeby się organizowało. Na Kongresie to się zaczęło, wyszliśmy ze swoich branż. Myślę, że ten dialog będzie kontynuowany - mówi Agnieszka Holland w Gazecie Wyborczej.

Rozmowa z Agnieszką Holland, reżyserką filmową

Roman Pawłowski: Mówiła pani przed Kongresem, że poziom zaufania pomiędzy władzą a artystami osiągnął poziom zerowy po fiasku ustawy medialnej. Czy Kongres to zmienił?

Agnieszka Holland: Po owocach ich poznacie. Kongres jest dobrym otwarciem: pojawiły się ze strony polityków pewne deklaracje, przełamany został język konfliktu, podejrzeń i lekceważenia. Teraz czekamy na konkrety: zmiany legislacyjne i finansowe.

W przedstawionym na Kongresie rządowym programie "Polska 2030" mówi się o kulturze jako formie spędzania wolnego czasu po pracy oraz sprężynie rozwoju gospodarczego. Nie ma tam ani słowa o krytycznej funkcji kultury. Czy nie obawia się pani zinstrumentalizowania kultury, ograniczenia jej roli do składnika PKB?

- Obawiam się raczej braku podmiotowości i samostanowienia. Środowisko częściowo samo jest tu winne, ponieważ przez ostatnie 20 lat wielu twórców przyjęło postawę klientelizmu. Część instytucji zarządzana jest w sposób anachroniczny, perelelowski. Dopiero kiedy kultura odzyska podmiotowość, można będzie zracjonalizować sposoby jej funkcjonowania.

Co pani zdaniem wymaga zmiany w pierwszej kolejności?

- Anachroniczny jest system, w którym byt dyrektora teatru zależy od widzimisię ministra albo władz samorządowych. Nie jest on pewny ani dnia ani godziny, w związku z czym nie może dokonać reformy swojej instytucji. To tak jak z telewizją publiczną, wszyscy mówią że to moloch, że jest tam ogromna liczba zbytecznych pracowników i dóbr. Nie znalazł się dotąd żaden prezes telewizji, który byłby niezależnym menedżerem i to zmienił. Najpierw trzeba dać podmiotowość, a potem reformować.

Trzeba oddać kulturę ludziom, którzy mają umiejętność pobudzania wyobraźni i pasji. Menedżerowie powinni mieć twórczą wolność, niech działalność instytucji zależy od pasji, intelektu, kreacyjności człowieka, a nie od zmieniających się układów partyjnych i prywatnych.

Druga rzecz to edukacja. Obsesyjnie powtarzam to od lat. W wolnej Polsce wychowano pokolenie analfabetów kulturalnych, którzy nie mają żadnych narzędzi, aby komunikować się z kulturą na trochę wyższym poziomie niż Michał Wiśniewski z Ich Troje. Trzeba to zmienić.

Jak pani zareagowała na słowa prof. Balcerowicza, który porównał ludzi kultury do radzieckich działaczy i zarzucił im postawę roszczeniową?

- Byłam rozczarowana, bo bardzo szanuję prof. Balcerowicza za jego intelekt i osiągnięcia. Jego myślenie, że wszystkie problemy kultury rozwiąże rynek, jest, niestety, anachroniczne. Balcerowicz to człowiek dobry na wojnę, może dlatego udało mu się przeprowadzić nas przez transformację. W czasach pokoju tego rodzaju język i poglądy są nieprzydatne.

Na Kongresie starły się ze sobą dwie koncepcje i dwa języki debaty o kulturze: ekonomiczny i artystyczny. Pierwszy reprezentował m.in. prof. Jerzy Hausner, autor planu reformy kultury, drugi Waldemar Dąbrowski, były minister kultury i szef Opery Narodowej. Jest wojna między ekonomistami a twórcami?

Nieporozumienie z Hausnerem wynikło głównie z niezrozumienia jego intencji: traktowaliśmy jego plan jako zamach na państwowe finansowanie kultury (uważamy, że trzeba je podwoić do co najmniej 1 proc. budżetu), tymczasem on szuka systemów komplementarnych: stymulujących, racjonalizujących i dopełniających finansowanie budżetowe. Na Kongresie stało się jasne, że możemy rozmawiać czy wręcz współpracować. Wszystkim nam chodzi o wolność, aby instytucje służyły jak największej swobodzie twórczej, żeby miały kanały transmisyjne do najszerszej liczby odbiorców. Chodzi o uspołecznienie i oddanie kultury w ręce ludzi, którzy mają pasję, znają się na tym i przyjmują za to odpowiedzialność. I o zmianę sposobu funkcjonowania instytucji, żeby nie był bizantyjski, ale nowoczesny.

- Jaką zmianę debata rozpoczęta na Kongresie może przynieść odbiorcom kultury, miłośnikom kina, teatru, literatury?

- Najważniejsza wydaje mi się inicjatywa obywatelskiego projektu ustawy medialnej. Teraz jest ostatnia szansa, żeby odwojować media publiczne dla misji kulturalnej. Jeżeli to by się udało, jeżeli media wolność odzyskają, to będzie ogromny zysk dla całego społeczeństwa. Bardzo ważna jest także zmiana temperatury wokół kultury, uruchomienie potrzeby i ciekawości kulturalnej. Najważniejsze, żeby środowisko twórcze nie siedziało i czekało, że minister mu da, tylko żeby się organizowało. Na Kongresie to się zaczęło, wyszliśmy ze swoich branż. Myślę, że ten dialog będzie kontynuowany.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji