"Moralność pani Dulskiej" w Teatrze Rozmaitości
Teatr emigracyjny wykazał jeszcze raz swą niepożytą żywotność wydając nowy pęd w postaci "Teatru Rozmaitości". Teatr ten działalność swą rozpoczął wystawieniem "Moralności Pani Dulskiej", arcydzieła Gabrieli Zapolskiej. Premiera odbyła się 27 listopada 1959 r. w sali teatralnej "Ogniska Polskiego" w Londynie, co nieodpartą siłą faktów każe nam cofnąć się pamięcią wstecz o niemal 7 lat, do dnia 8 maja 1953 r., gdy na scence istniejącego jeszcze "Klubu Białego Orła" ta sama sztuka była wystawiona przez młodzieżowy zespół ówczesnego Studium Teatralnego.
Na obecnej premierze zebrało się wielu przedstawicieli życia teatralnego z dawnym prezesem ZASP Milą Kamińska i życia literackiego z kolejnymi prezesami Związku Pisarzy Polskich T. Terleckim i W. Wohnoutem na czele. Bez przesady powiedzieć można, iż wszyscy pamiętali pierwszą próbę ogniową dla nowego narybku aktorskiego. Czytelnikom "Orła Białego" (p. recenzja w nrze 22 (569) z 30.5.1953 r. str. 7) nie potrzeba przypominać ani roku 1906, w którym powstało to dzieło "polskiego Moliera w spódnicy", jak niektórzy nazywają Zapolską, ani jego treści i znaczenia dla sceny polskiej. Po tych siedmiu latach od ówczesnej premiery panuje powszechne przekonanie, że ta sztuka o sprawie tak wieczystej, jak kołtuństwo, nic nie straciła na aktualności.
Wznowienie "Moralności" było debiutem reżyserskim wybitnej aktorki teatru emigracyjnego i polskiego w ogóle, aktorki o bardzo wyraźnym profilu dramatycznym - Ireny Kora-Brzezińskiej. Nic zatem dziwnego, że wycisnęła ona swe piętno na ujęciu sztuki, idąc w kierunku niedwuznacznego realizmu, pozostawiając niezawodnemu dekoratorowi Tadeuszowi Orłowiczowi troskę o niezbędną stylizację oprawy dekoracyjnej. Bardzo rozsądnie też zachowała dla siebie jedynie rolę epizodyczną (Tadrachowej), aby nie utracić panowania nad przygotowaniem całości widowiska.
Zasadniczą intencję reżyserki przejęła jako swoją i zrealizowała bez reszty Tola Korian, wkładając ogrom energii We wcielenie kołtuńskiego demona: kamieniczniczki i westalki ogniska rodzinnego - w jednej osobie. Wielki talent aktorski wydający największe blaski w dziedzinie tzw. małych form scenicznych (stylowa piosenka) poradził sobie i z tym nieprzeciętnym zadaniem. Niemniej nie wydaje się, aby rola Dulskiej była najlepszym emploi d1a Toli Korian, zwłaszcza przy naturalistycznym ujęciu sylwetki Dulskiej bez nieuchwytnych akcentów dostojności, w jaką kołtuństwo zwykło się przyoblekać.
Poza postacią czołową większość akcji spoczywa na barkach pokolenia młodszego, w gronie którego było aż 4 dawnych wychowanków Studium Teatralnego, biorących udział w poprzedniej realizacji sztuki. Z jednym czy dwoma wyjątkami, jest to wszystko co utrzymało się przy scenie. Z tego grona bezsprzecznie palma pierwszeństwa należy się W. Dybowskiemu za jego Zbyszka, w którym świetnie pogodził styl epoki z realizmem ujęcia roli. Mocną postać Hanki dała Z. Mroczkowska. Idealną Melą pozostała E. Suzin. Niezapomnianą jako Hesia - J. Starnawską zluzowała teraz B. Galicówna.
Powitać należy powrót na scenę Wandy Baczyńskiej-Orłowiczowej z d. Teatru Dramatycznego 2. Korpusu, bardzo wyrazistej aktorki i utalentowanego kostiumologa. Otrzymała rolę secesyjnej radczyni Juliasiewiczowej, z założenia wyłamującej się z ujęcia realistycznego. Że warunki aktorskie Baczyńskiej idealnie odpowiadały tej roli - świadczy fakt, iż tam, gdzie postać nie była przestylizowana, jak w 3 akcie, powstała kreacja, bardzo przekonywująca. Z epizodów dobrą sylwetkę Lokatorki stworzyła M. Arczyńska, zahukanym Dulskim był R. Ratschka, w którego niemej mimice przebłyskiwała pogarda do otoczenia aż nie wybuchła sławetnym przekleństwem. Kora-Brzezińska dała mocne wcielenie postaci praczki Tadrachowej.
Nad sprawnością widowiska czuwał J. Smosarski. Pod względem tempa było to jedno z najlepszych widowisk, rzadki owoc starannego przygotowania zespołu przez reżyserię.
Po widowisku na sali odbyła się tradycyjna lampa wina wydana przez zarząd "Ogniska Polskiego", w którego imieniu zabrał głos członek Komitetu Gospodarczego p. W. Zaleski. W przemówieniu swym podniósł on dążenia klubu do stania się gospodarzem pierwszej sceny emigracyjnej przez odpowiedni dobór wysiłków teatralnych i życzył "Teatrowi Rozmaitości" jak największego powodzenia w dalszej jego pracy. Złożył przy tym wyrazy uznania zespołowi na ręce kierownictwa artystycznego - Ireny Kory-Brzezińskiej i organizacyjnego - p. Z. Zimanda, z okazji pierwszego sukcesu.