Artykuły

FERDYDURKE

Pro: Jesteśmy w domu

"Ferdydurke" Gombrowicza to proza swoista, zasadniczo wybiegająca ponad kanony estetyczne czasów, w których powstała. Język tej powieści do łatwo przyswajalnych nie należy nawet dzisiaj - wymaga od odbiorcy szczególnego nastrojenia zmysłów, by pod zewnętrzną, groteskowo-absurdalną formą, umiał dostrzec jej filozoficzny kontekst. Tym milsze zaskoczenie, że Waldemarowi Śmigasiewiczowi w pełni udał się zamysł wykreowania autonomicznego świata "Ferdydurke" na scenie Teatru Powszechnego w Warszawie. Wszystkie zasadnicze wątki powieści znalazły odpowiedni ekwiwalent sceniczny, przekonująco wypadł nawet epizod szkolny - moim zdaniem najtrudniejszy do wizualnego ukonkretnienia, choćby ze względu na wiek aktorów, którym przychodzi nagle odgrywać nastolatków. Aktorzy Teatru Powszechnego poradzili sobie z problemem nadzwyczaj umiejętnie. Bohater - Józio - to rola, w której Krzysztof Stroiński mógł pokazać pełną skalę swoich umiejętności aktorskich - od bezwolnego podporządkowania się woli profesora Pimki (Władysław Kowalski), aż do sugestywnej sceny, kiedy zręczność w manipulowaniu absurdem przyniesie mu słodkie chwile triumfu nad belfrem i pozującą na nowoczesną rodzinką Młodziaków (Ewa Dałkowska, Jerzy Zelnik, Dorota Landowska).

O ile Stroiński prowadził rolę Józia z dyskretną powściągliwością środków, o tyle Piotr Machalica dał prawdziwy popis aktorskiej ekspresji jako Miętus - znakomicie panując jednak nad warsztatem, skoro nawet w pojedynku min z Syfonem (Cezary Pazura) groteska sytuacyjna nie zepchnęła tej sceny w farsę.

O aktorach z "Ferdydurke" można by mówić jeszcze długo. Podobała mi się zarówno: świetna nieporadność polonisty Bladaczki (Maciej Szary) i z czuciem odegrany atak histerii Gałkiewicza (Tomasz Sapryk), zgroza bijąca od safan-dułowatych ziemian Hurleckich (Elżbieta Kępińska, Kazimierz Kaczor, Sylwester Maciejewski, Daria Trafankowska) i ich doskonale obojętny na zewnętrzne bodźce lokaj Wałek (Jacek Braciak).

Tak ukształtowany zespół posłużył reżyserowi do przekazania wciąż za mało znanych refleksji Gombrowicza na temat naszych wad i ułomności. Wciąż jeszcze "przyprawia nam się gębę" tych czy innych wartości, nadal poddajemy się dyktatowi prawd i konwenansów uznawanych nie wiadomo dlaczego (choć wiadomo przez kogo) za jedynie słuszne. Dlatego też Syfon ma tu natchnione oblicze fanatyka, a szyję opina mu stójka zamiast kołnierzyka Słowackiego, który wielkim poetą był. I ten dyskretny powrót do aluzyjności na scenie powitać wypada z pewnym nostalgicznym rozrzewnieniem. Jesteśmy (wreszcie?) w (swoim?) domu.

Kontra: Trzeba czytać

Moda na "Ferdydurke" trwa. Po adaptacji telewizyjnej i ekranowej - sceniczna. Adaptator i reżyser Waldemar Śmigasiewicz postarał się z inscenizowanych fragmentów tej niełatwej prozy złożyć spektakl. Powstał ersatz, z nieco może przydługą ekspozycją szkolny, ale jeśli rzecz o niedojrzałości...

Przedstawienie jest zabawne - młodzieżowa widownia przyklaskuje chętnie, a najchętniej w scenie napłotnych inskrypcji - wszak najbardziej cieszy d... Realia sceniczne wykreowane w gombrowiczowskim duchu - nieco przekornie. Ale, jak to duch, nie zawsze się zjawia w całej okazałości.

Jest tu groteska i satyra, lecz pośród rozlicznych scenek-skeczy gubi się coś z filozofii i wdzięku frazy powieści - choć wydaje się, że aktorzy "Powszechnego" zagraliby nawet książkę telefoniczną.

"Ponieważ jest to utwórj napisany w sposób dość oddalony od normalnej literatury, pragnąłbym zapobiec dezorientacji krytyki (...) Głównym problemem jest problem formy" - wyjaśniał kilkadziesiąt lat temu autor "Ferdydurke".

Jerzy Skolimowski - reżyser filmu "30 Door-Key" przekonał się, że Gombrowicza "nie sposób skopiować na ekranie" - obraz i dialog filmowy nie uniósł wielowarstwowości i wieloznaczności tej prozy. Teatr ma łatwiejsze zadanie, ale i w tej ograniczonej przestrzeni też wyobraźnia Gombrowicza nadmiernie pobujać nie może. Stąd pojedynek na miny staje się konwulsyjnym miotaniem się po scenie, a nie filozoficzną "dysputą" z powieści: "Bo te ideały wszystkie bez wyjątku były bezmiernie skąpe, ciasne, nieporęczne i niewydarzone; wyrzucali je z siebie w ferworze dysputy i cofali się jak katapul-ta, przerażeni tym co wyrzucali, nie mogąc już cofnąć słów niewypierzonych".

Monologi wewnętrzne, "strumienie świadomości" niezbyt poddają się inscenizacjom. Gombrowicz był także dramaturgiem. Gdyby "Ferdydurke" chciał przykroić do sceny zapewne by to zrobił, zamiast "ćwiczyć" przez 20 lat kształt powieści, przy okazji jej kolejnych wznowień. Filmowi, spektaklowi telewizyjnemu i teatralnemu, nawet w interesującej inscenizacji, niełatwo sprostać pełni autorskiej wizji. Tak jest i w "Powszechnym". To przedstawienie nie powinno zwolnić uczniów od lektury "Ferdydurke" Jeśli zachęci - to świetnie.

Witold Gombrowicz: "Ferdydurke". Adaptacja i reżyseria Waldemar Śmigasiewicz. Scenografia Maciej Preyer. Premiera 25 marca 1993 r. Teatr Powszechny im. Zygmunta Hiibnera w Warszawie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji