Artykuły

Ludzka tragedia

Nareszcie mamy w białostockim Teatrze Dramatycznym dobre przedstawienie dramatyczne. Przez długi czas zespół bawił nas farsa­mi i komediami. Zaczęliśmy nawet powątpiewać, czy aktorzy nie za­pomnieli jeszcze, jak się gra po­ważne i trudne role. Dziś już wia­domo - nie zapomnieli. Powiem więcej - właśnie w takich rolach są świetni. Kto nie wierzy, niech wybierze się na "Elektrę".

Premierowe przedstawienie (odbyło się w minioną sobotę) na długo za­pamiętają wszyscy widzowie. Spek­takl trwa 80 minut bez przerwy, mimo to w sobotni wieczór nikt nie wyszedł z sali, nikt się nie poruszył, nie za­dzwonił ani jeden telefon komórko­wy. Wydawało się, że przy pierw­szych dźwiękach muzyki cała widownia wstrzymała oddech, a ponownie nabrała powietrza dopiero, gdy opa­dła kurtyna. Utrzymanie dramaty­zmu przez tak długi okres to nie la­da sztuka reżyserska. Jan Nowara dokonał tego. Pokazał, że antyczna tragedia, napisana kilka tysięcy lat te­mu, ciągle jest aktualna i żywa.

"Elektra" to spektakl, w którym najważniejsi są aktorzy. Minimalistyczna, choć bardzo ciekawa sce­nografia Magdaleny Gajewskiej, pro­ste kostiumy i ograniczona liczba rekwizytów - wszystko to spra­wia, że uwaga widzów koncentru­je się na aktorach. Od nich zależy jakość spektaklu. Trzeba przyznać, że z takim zadaniem zespół pora­dził sobie doskonale. Nawet Piotr Półtorak (Orestes) po pierwszych scenach wyzwolił swój głos z cha­rakterystycznego komediowego brzmienia. Także Danuta Bach (Klitajmestra) i Robert Ninkiewicz (rol­nik z Myken), których widzieliśmy ostatnio wyłącznie w farsach, świet­nie wchodzą w nastrój sztuki.

Najtrudniejsze zadanie miała jed­nak Dorota Radomska - Elektra, która ani na chwilę nie schodzi ze sceny. To ona buduje cały spektakl; jej tra­gedii przyglądamy się z bliska. W czar­nej sukni (chyba trochę za ładnej, jak na wiejskie ubranie) i czarnej chu­stce jest zwyczajną kobietą, nie - cór­ką Agamemnona. Za namową Apolla, pragnąc zadośćuczynienia i wolności, zabija swoją matkę. Dopiero po za­bójstwie uświadamia sobie, co zro­biła. W jej los wpisano cierpienie, z którego nie sposób się wyzwolić. Dobrze, że tę ludzką tragedię Radom­ska zagrała oszczędnymi środkami, nie epatując widzów krzykiem czy rwaniem włosów z głowy.

Reżyser wprowadził na scenę cztery postacie, których nie ma w oryginalnym tekście Eurypidesa. To właśnie bóg Apollo (bardzo dobra Jolanta Borowska) i trzy Ery­nie namawiają do zbrodni i z ucie­chą podpatrują, jak ludzie sami ska­zują się na wieczne cierpienie.

Dobra gra aktorów, doskonała muzyka i niewiarygodne napię­cie, jakie towarzyszy tej antycznej opowieści o miłości, zbrodni i cier­pieniu... "Elektra" to po prostu do­bra sztuka. Warto ją zobaczyć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji