Artykuły

Atut niezgody

Od lat słyszałem jęczenie, że Warszawie brakuje scen niezależnych, że prywatni producenci nie mają gdzie wystawiać, offowe grupy muszą tłuc się po garażach i klubach, a miasto nie pomaga artystom niezależnym. Kiedy więc gruchnęła wiadomość o sukcesie fundacji Emiliana Kamińskiego Atut, która zdobyła 5 mln zł unijnej dotacji na remont i utworzenie w kamienicy przy al. "Solidarności" (naprzeciw Opery Kameralnej) nowego teatru, spodziewałem się samych wybuchów entuzjazmu - pisze Roman Pawłowski.

Niestety, środowisko offowe przyjęło tę wiadomość jak cios rdzawym nożem w plecy. Kością niezgody okazały się pieniądze, które do unijnej dotacji ma dołożyć miasto w kwocie 1,4 mln zł. W "Rzeczpospolitej" znany producent teatralny i szef Starej Prochowni Włodzimierz Kaczkowski narzeka, że jego projekty otrzymują z ratusza ledwie 120 tys. zł rocznie, że Stara Prochownia nie może się rozwijać, choć już "okrzepła jako ośrodek teatralny". W związku z czym Kaczkowski chciałby, żeby miasto zainwestowało w coś, co - jak mówi - ma jakąś tradycję i już się sprawdziło, czyli Starą Prochownię, zamiast tworzyć od zera nowy ośrodek. Powoływanie się na tradycję brzmi bardzo podejrzanie w ustach twórcy bądź co bądź offowego, ale nie chwytajmy ludzi za słowa, w końcu Prochownia nawet w nazwie jest Stara. W wypowiedziach Kaczkowskiego uderza mnie coś innego. Zamiast docenić trud aktora, który od lat starał się o pieniądze na teatr, a teraz wykorzystał nowe możliwości z Unii, szef Starej Prochowni patrzy na niego wzrokiem psa, któremu inny pies podwędził kiełbasę. Przecież Włodzimierzowi Kaczkowskiemu i jego fundacji Scena Współczesna nikt nie zabraniał wystartować w konkursie o te same unijne dotacje. Zarzucanie miastu, że przekazuje pieniądze na budowę nowego ośrodka, zamiast wesprzeć już istniejący, "tradycyjny", to demagogia, bo dotacja dla Atutu to pieniądze na inwestycję, a nie na działalność. Dla miasta jest to złoty interes: wkładając niespełna 1,5 mln zł w remont budynku, otrzymuje następne 5 mln plus 200 tys. z Ministerstwa Kultury. Teatr pozostaje miejską własnością, którą zarządzać będzie fundacja - trudno sobie wyobrazić lepsze rozwiązanie. Nie dziwi mnie, że Emilian Kamiński [na zdjęciu] zdobył miliony na teatr, dziwi mnie, że fundacja Atut była jedyną organizacją pozarządową ze sfery kultury, której wniosek został pozytywnie zaopiniowany przez ekspertów. Oznacza to, że albo inne organizacje kulturalne z Warszawy i regionu przegapiły sprawę, albo ich propozycje nie spełniały postawionych warunków. Tak czy inaczej jest to kompromitacja. Pozostaje jedna kwestia - programu. Emilian Kamiński od lat działa w teatrze prywatnym, występując w przedstawieniach o charakterze komercyjnym. W "Rzeczpospolitej" deklaruje, że tworząc nową scenę, nie nastawia się na zysk. "To czysta, szlachetna idea. Chcę zrobić teatr offowy, otwarty dla wszystkich, którzy mają coś ciekawego do pokazania" - mówi aktor. Ponieważ pieniądze na teatr w al. "Solidarności" są publiczne, wszyscy gracze na teatralnym rynku stolicy będą mieli prawo patrzeć panu Kamińskiemu na ręce. Trzymamy za słowo!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji