Siedem pięter Buzzatiego
Siódemka jest cyfrą magiczną, funkcjonującą jako figura metaforyczna niemalże we wszystkich religiach i wierzeniach na świecie. Egzystencjaliści lat 50. widzieli w siódemce nie zapowiedź optymistycznych lat tłustych, ale raczej starotestamentowe kręgi piekielne.
Cała twórczość Dino Buzzatiego, czołowego egzystencjalisty we Włoszech, była zapisem nieudanej walki człowieka ze sobą, z przeznaczeniem, z nieuchronnością przemijania i śmierci.
Opowiadanie "Siedem pięter" to groteskowa alegoria życia człowieka. Miejscem akcji jest szpital, bo tu się przecież nasze życie zaczyna i najczęściej kończy. Każdym piętrem opiekuje się inny lekarz i inna pielęgniarka. Inne są metody leczenia, choć nad wszystkim czuwa superordynator - Bóg? Nasz bohater, prawie zdrowy, znalazł się w klinice jedynie po to, aby wyjaśnić sprawę utrzymującej się podwyższonej temperatury. Jednak cały szereg przypadków sprawia, że zamiast szpital szybko opuścić pacjent jak gdyby nieubłaganie przenoszony zostaje na coraz niższe piętra. Przechodzi całe siedem piekielnych bram, siedem poziomów wiedzy o sobie i świecie, aż do końca.
BARAŃSKI O PSZONIAKU
Mało kto pamięta, że aktorski talent Pszoniaka odkrył przed laty Andrzej Barański, znakomity reżyser filmowy, autor adaptacji i reżyser "Siedmiu pięter". W latach 60. kierował studenckim teatrzykiem na gliwickiej Politechnice i tam właśnie zdolny uczeń średniej szkoły muzycznej grywał główne role. Praca z nim - mówił Barański w listopadzie podczas realizacji zdjęć - była zawsze wielką przyjemnością, bo nie było dla niego rzeczy niemożliwych. Ten kontakt sprzed lat zadecydował zapewne o zgodzie Pszoniaka na udział w moim przedstawieniu. Jest stworzony do główne] roli, bowiem ma w sobie wciąż rodzaj niezwykłego zadziwienia połączonego z otwartością wobec świata, co jest niepowtarzalne.