Artykuły

W labiryntach Kołodzieja

Obciągnięte skórą żywe ludzkie szkielety, obozowi oprawcy, apele, podczas których więźniowie umierali z wycieńczenia - reprodukcje rysunków Mariana Kołodzieja zobaczymy na wystawie w Zielonej Bramie - zapowiada Dorota Karaś w Gazecie Wyborczej - Trójmiasto.

67 prac, które stanowić będą trzon wystawy, przyjechało do Gdańska z Włoch. To cyfrowe reprodukcje rysunków, wykonane na płótnie w szkole graficznej w Como. Do Gdańska sprowadziło je Nadbałtyckie Centrum Kultury w Gdańsku.

- Cztery lata temu reprodukcje te były prezentowane we włoskich miastach Bolzano i Nova Milanese - mówi Elżbieta Pękała, wicedyrektor Nadbałtyckiego Centrum Kultury w Gdańsku. - Sprowadziliśmy je do Gdańska po to, żeby pokazać jaki jest zasięg oddziaływania twórczości Mariana Kołodzieja. Oprócz włoskich prac na wystawie będzie można również zobaczyć również dwa tryptyki tego twórcy ze zbiorów Muzeum Narodowego w Gdańsku.

Marian Kołodziej był więźniem nr 432 obozu koncentracyjnego w Auschwitz. Trafił tam jako młody chłopak. Jak wspomina: "z ideałami harcerskimi wpojonymi mi razem z patriotyzmem. To natomiast co w obozie działo się na zewnątrz, wokół mnie, podważało całe wychowanie, które wyniosłem z domu i szkoły. Próbowałem się jakoś bronić. Robiłem, co mogłem. Choć zarazem to wychowanie jednak mi się przydało. To ono przeprowadziło mnie na czysto przez obóz."

Przeżył Auschwitz, po opuszczeniu obozu przyjął nazwisko zmarłego przyjaciela. Po wojnie pracował jako scenograf filmowy i teatralny, przez lata związany był z Teatrem Wybrzeże w Gdańsku. Choć, jak twierdzi, Oświęcim przez lata pracy wciąż był obecny w jego twórczości, bezpośrednio do tematyki obozowej wrócił dopiero pod koniec lat 90. Rysował, zmagając się z chorobą - po powrocie ze szpitala zaczął ćwiczyć sparaliżowane ręce, palce, nogi. Najlepszą formą rehabilitacją stał się rysunek. To wówczas powstawały prace z cyklu "Klisze pamięci". Przedstawienia losów pojedynczych więźniów, wizerunki oprawców, którzy szczególnie zapadli w pamięć twórcy, tragiczne epizody z historii obozu pełne są cytatów i zapożyczeń, dialogu z historią sztuki. Już na pierwszy rzut oka prace Kołodzieja przynoszą skojarzenia z twórczością z Dürera i Memlinga. O swoich pracach mówi, że to pokuta, modlitwy odmawiane obrazami, gorzkie żale człowieka, który przeżył.

Wystawie w Zielonej Bramie w Gdańsku, łączącej się tematycznie z obchodami 70 rocznicy wybuchu II wojny światowej, towarzyszyć będzie polsko-niemiecko-angielski album "Labirynty pamięci. Przejście drugie". Zawiera on reprodukcje prac Mariana Kołodzieja - w tym również najnowszych - i zdjęcia z wystawy "Klisze pamięci" w Harmężach. Wstęp do albumu napisał Marian Kołodziej, posłowie - Kazimierz Nowosielski. Do albumu dołączony będzie film dvd "Klisze pamięci", zrealizowany przez Chrześcijańskie Stowarzyszenie Rodzin Oświęcimskich z siedzibą w Oświęcimiu, w reż. Grzegorza Rosengartena. Prezentuje on prace twórcy mieszkającego w Gdańsku i jego przesłanie - na filmie czyta je żona artysty, Halina Słojewska. Muzykę skomponował Adrian Robak. Prapremiera filmu odbędzie się w trakcie wernisażu.

Marian Kołodziej, "Labirynty pamięci", Muzeum Narodowe oddział Zielona Brama, wernisaż 2.09 godz. 18, wystawa czynna od wtorku do niedzieli w godz. 10 - 17 do 20.09, bilety 4 i 2. Album "Labirynty pamięci. Przejście drugie" do kupienia w trakcie wystawy, cena ok. 85 zł.

***

Marian Kołodziej, "Labirynty pamięci. Przejście drugie", wstęp

(...) Przerażały nas zawsze apele. Niby to tylko sprawdzanie liczebności obozu. Zawsze się ktoś zawieruszył, gdzieś w kącie skonał, czy - nie daj Boże - uciekł. Staliśmy na tych znienawidzonych apelach godzinami, nocami, dniami. W ulewnych deszczach, w błocie, w śniegu, na mrozie, w skwarze. Jeszcze zdrowi, chorzy, umarli. Umęczeni "sportem", na baczność, w przysiadzie, bici, dziesiątkowani.

Zostały w mojej pamięci trzy takie koszmarne "stójki". Uciekł więzień Wiejowski. To była pierwsza ucieczka z obozu. Staliśmy godziny wieczorne, zimną noc, ranek, przedpołudnie, jeszcze w spiekocie - godzina pierwsza, druga, trzecia, czwarta. Doczołgałem się koło szóstej na swój blok. Trzeba było rozpruć pasiaki, tak byłem opuchnięty. Drugi apel w wieczór ostatnich dni lipca to selekcja. Dziesięciu za jednego - i nieśmiertelna decyzja więźnia numer 16670 - decyzja oddania swego życia za nieznanego współwięźnia. To był ojciec Maksymilian Maria Kolbe - 14 sierpnia 1941 roku o godzinie 12.50 jako ostatni z żyjących dobity przez kata Bocka zastrzykiem fenolu w bunkrze głodowym bloku jedenastego. Tak. Byłem uczestnikiem tego apelu.

Trzeci tragiczny apel nazwałem tańcem śmierci. Był nie stójką, a niekończącym się biegiem dziewięciotysięcznego tłumu więźniów dookoła placu apelowego. Padał wtedy deszcz ze śniegiem, wiał silny wiatr. Błoto. Kto osłabł, padał, został w to błoto wgnieciony, stratowany tysiącami drewniaków - 28 października 1941 roku.

W codziennym poniżaniu godności, w rozpaczliwej chęci ocalenia poziomu moralnego zdarzały się niespodziewanie małe cuda.

Spotkania z aktorami: Stefanem Jaraczem, Tadeuszem Końskim, Zbyszko Sawanem, reżyserem Leonem Schillerem, były tajne. Odbywały się niedzielnymi popołudniami w dwugodzinnym czasie wolnym, tuż po odwszaniu. "Ku pokrzepieniu serc" recytowano Mickiewicza, Słowackiego, Krasińskiego, Norwida, Wyspiańskiego. Słuchaliśmy z wielkim wzruszeniem. W warunkach tak ekstremalnych - anus mundi - najdoskonalej mówione polskie słowa były ożywczą kąpielą oczyszczającą nas z obrzydliwego brudu lagrowego żargonu. (...)

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji