Artykuły

Olsztyn kocham za ludzi, których tu poznałem

Urodził się w gorącej Algierii, jest fanem twórczości Marcela Prousta, pasjonuje się wyścigami kolarskimi, a żona mówi, że nie zna drugiego tak spokojnego i zdystansowanego człowieka. STEFAN BURCZYK, nestor olsztyńskiej sceny, który sam siebie określa mianem spełnionego aktora prowincjonalnego.

Dziś przedstawiamy aktora z mniej znanej strony.

W internecie na próżno szukać informacji o miejscu urodzenia Stefana Burczyka (rocznik 1924). Zagadkę wyjaśnia nieco umiłowanie aktora do słońca. - Urodziłem się w Algierze, stolicy Algierii, która była wówczas kolonią francuską - mówi Stefan Burczyk. - Z tego, co mówiła mi matka, na świat przyszedłem w burdelu.

W tym momencie Irena Telesz-Burczyk, znakomita olsztyńska aktorka, która prywatnie jest żoną Stefana, śle groźne spojrzenie w kierunku męża. - Co ty opowiadasz? - dziwi się. - Proszę napisać, że na pewno zginie z rąk żony. Przecież teściowa mówiła, "że to był tani i biedny hotelik. Gdy odjeżdżali, szefowa hoteliku dała im jeszcze na pamiątkę krzyż. Dowodem jest notatka w gazecie

Do Afryki rodzice Stefana trafili z francuskiego Lilie. Ojciec aktora, filolog klasyczny, pracował tam z wujem w fabryce gum. - Ale oponiarskich - zastrzega pan Stefan. W Afryce Burczykowie nie zabawili długo. Z Algierii rodzice kilkumiesięcznego Stefana wracali przez Szwajcarię. Chłopiec całą drogę spędził... w szufladzie. Po dotarciu do Lozanny rodzice wykąpali go w miejscowej fontannie. Po wybuchu wojny zastanawiał się nawet, czy nie zaciągnąć się do Legii Cudzoziemskiej. Chciał wykorzystać to, gdzie się urodził. - Ale okazało się, że za krótko byłem w tej Algierii, żeby starać się o francuskie dokumenty - dodaje Stefan Burczyk. - Może gdybym był tam rok, to by się udało.

Jedynym dowodem na to, że urodził się w Algierze, jest miejscowa gazeta, w której między wzmiankami o ślubach, zmarłych i weselach, jest informacja o tym, że 28 grudnia na świat przyszedł Stefan Burczyk. Gazeta z notką o urodzinach jest w domu Burczyków przechowywana jak relikwia rodzinna. Inne urzędowe dokumenty zniknęły gdzieś po drodze. - Najśmieszniejsze jest to, że starając się kiedyś o zaproszenie do Łucka, wysłaliśmy do urzędu wszystkie dane na temat męża - mówi Irena Telesz-Burczyk. - Urzędniczka powiedziała, że takiego miasta jak Algier w Związku Radzieckim nie ma.W innym dokumencie, który wyrabiał, w rubryce województwo urodzenia "przebiegły" urzędnik wpisał: Afryka.

Ojciec Stefana odkrył Konwickiego

Burczykowie po epizodzie afrykańskim trafili do Wilna. Mieszkali w ubogiej dzielnicy Świetliszki. Z racji tego, że ojciec Stefana uczył w gimnazjum, chłopak miał przywilej: nie musiał chodzić do szkoły podstawowej. Uczyła go niezapomniana pani Tereska. Potem było gimnazjum, które częściowo ukończył formalnie, a w czasie wojny na tajnych kompletach. Dumą rodziny jest to, że ojciec Stefana właśnie w wileńskim gimnazjum odkrył talent pisarski Tadeusza Konwickiego, jednego z najwybitniejszych polskich pisarzy. - W "Kalendarzu i klepsydrze" Konwicki napisał nawet, że dzięki panu Burczykowi został pisarzem - dopowiada Irena Telesz.

Po ukończeniu gimnazjum Stefan wyjechał do Polski. - Unikałem wojska, a jeszcze dodatkowo matka, żeby uchronić nas przed wojną, zmieniła mi i bratu datę urodzenia - mówi Stefan Burczyk. - Jakoś to przeszło, bo nie wywieźli ani jego, ani mnie.

Rodzice Stefana chcieli, żeby syn został pianistą. Aktor mówi, że był nawet muzykalny, ale nie do końca. - Po przyjeździe do Łodzi z Konserwatorium Wileńskiego znalazłem ogłoszenie, że są jeszcze miejsca w szkole teatralnej - wspomina aktor. - Dają stypendium, dają jeść, poszedłem tam. Zdałem i po kilku latach nauki trafiłem do teatru. Młodzi aktorzy byli wtedy bardzo potrzebni.

Stefan poznał się z Ireną Telesz w Bydgoszczy, gdzie reżyserował sztukę. - Od razu powiedziałam, że to będzie mój mąż - zdradza Irena Telesz, która jest trzecią żoną Stefana.

W Olsztynie Burczykowie mieszkają od 1975 roku. Do Teatru Jaracza przyjmował ich Krzysztof Rościszewski, ówczesny dyrektor. W olsztyńskie klimaty wpadli jak śliwka w kompot.

- Kocham Olsztyn za ludzi, których tu poznałem - mówi Stefan Burczyk. - Chodzi mi o dziennikarzy, takich jak Władek Katarzyński, Marek Książek, fotografików (Rysiu Czerwiński), poetów (Połom, Rójek, Artur Nichthauser) czy Andrzeja Gumiennego. Jest tu mozaika ciekawych, wielkich artystów i zwyczajnych ludzi, którzy są mądrzy oraz interesujący. Lubię niektóre elementy architektury miasta. Żałuję tylko, że ostatnio inne miasta dzięki dobrym administratorom poszły do przodu. My zostaliśmy nieco w blokach startowych. Na szczęście nadrabiamy fajnymi imprezami Olsztyńskiego Lata Artystycznego. Czekam też z utęsknieniem na powrót tramwajów.

Irena zdejmuje buty i chodzi po nim

Związek Ireny i Stefana to połączenie dwóch różnych osobowości i temperamentów. Ona jest choleryczką, on niespotykanie spokojnym człowiekiem. Irena czule zwraca się do niego, mówiąc Sienią.

- Mąż w ogóle nie narzeka. Jest z tych ludzi, którzy się nie buntują, wszystko przyjmuje z wielkim spokojem, pokorą i olbrzymim dystansem do świata. Jest najłagodniejszym człowiekiem na świecie, bo ze mną nikt by nie wytrzymał.

- A ty chodzisz sobie po mnie - wtrąca Stefan. - Bardzo mile to robi. Zdejmuje buty i chodzi.

Twierdzą, że się nie kłócą i nie miewają nawet tzw. cichych dni. Całe życie przegadali ze sobą. Dyskutują o polityce, kulturze, książkach, kościele, świecie i o sporcie (Stefan Burczyk wypytywał żonę, czy zdążymy skończyć wywiad przed godz. 20, bo w telewizji są transmisje z lekkoatletycznych mistrzostw świata, a w środę o medal w rzucie dyskiem walczył Piotr Małachowski). Największą sportową miłością Stefan Burczyk pała jednak do wyścigów kolarskich. Nie przegapi relacji z żadnego z wielkich tourów. Inna pasja aktora to książki, a najukochańszy pisarz to Marcel Proust. Całą jego twórczość, w tym "W poszukiwaniu straconego czasu", przeczytał dwa razy od deski do deski. - Zawsze interesowało mnie to, co człowiek ma pod podszewką i co siedzi w nim w środku - mówi Stefan Burczyk.

Nikt tak nie gra pauzy

Stefan Burczyk zagrał w ponad 30 filmach i serialach telewizyjnych ("Quo Vadis", "Aktorzy prowincjonalni", "Cwał" czy szczególnie bliski sercu film Jacka Bławuta "Jeszcze nie wieczór" z ubiegłego roku). - Bławut powiedział, że zaangażował Stefana do filmu, bo nikt nie gra pauzy tak, jak on - mówi Telesz. - Tę "Stefanową pauzę" Bławut zobaczył sześć lat przed nakręceniem filmu i o niej nie zapomniał.

W teatrze pan Stefan już nie gra, choć miał ostatnio dwie propozycje. - Już nie ta pamięć, a poza tym czuję się spełnionym aktorem prowincjonalnym - mówi. - Nie mam żadnych żalów i pretensji, że coś w karierze poszło nie tak, jak trzeba.

"Aktorzy prowincjonalni" Agnieszki Holland wkrótce znowu będą na antenie kanału Kino Polska. Za ponowną emisję na szklanym ekranie Stefan Burczyk dostanie 20 zł.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji