Artykuły

Mieszczanie, nudy i brzydkie wyrazy

Jutro w Teatrze Małym odbędzie się przedpremierowy pokaz dramatu austriackiego pisarza Wernera Schwaba "Zagłada ludu albo moja wątroba jest bez sensu". Reżyserem sztuki, którą niebawem wyemituje Teatr Telewizji, jest Filip Bajon.

Werner Schwab, absolwent Politechniki w Grazu i Akademii Sztuk Pięknych w Wiedniu, należy, obok Thomasa Bernharda i Elfriede Jelinek do najwybitniejszych współczesnych dramatopisarzy austriackich. "Zagłada ludu..." jest, jak dotychczas, jedynym jego dramatem opublikowanym w Polsce. Sztuka doczekała się realizacji w Teatrze Współczesnym w Szczecinie. 26 lutego Dwójka pokaże wersję telewizyjną przygotowaną przez Filipa Bajona.

Normy są niepotrzebne

Bohaterami dramatu są przeciętni austriaccy mieszczanie: pani Robak i jej kaleki syn, pan Kovacic - wnuk emigrantów z Jugosławii, jego żona i dwie dorastające córki oraz starsza pani Grollfeuer, antypatyczna wdowa po profesorze uniwersytetu. Wszyscy oni mieszkają w tej samej kamienicy. Sąsiadów łączy tylko jedno uczucie - głęboka, bezinteresowna nienawiść.

Agresja, jaka ujawnia się już od pierwszych kwestii nie ma właściwie żadnego racjonalnego źródła. Ludzie robią sobie wbrew, bo tacy po prostu są - zdaje się powiadać autor - a normy przyjęte powszechnie we wspólnych kontaktach są staroświeckim przesądem, którym nie warto zawracać sobie głowy.

Robaczywa mamusia

Hermann Robak, nieszczęśliwy kaleka i niespełniony malarz nazywa więc matkę "robaczywą mamusią", a zdenerwowany jakimś głupstwem krzyczy, żeby zamknęła swoją "otępiałą gębę". Matka nie pozostaje dłużna. Życzy synowi, "złośliwemu kalece i potępionemu kuternodze", żeby go "bubka, pochowali koło gnojówki". Powody tych wybuchów są najróżniejsze. Do kłótni o całe nieszczęśliwe życie wystarczy jeden zbity przypadkowo talerz, z którego jadał "nieboszczyk ojciec, dopóki złośliwy rak nie zabrał go do nieba", albo butelka wódki, którą matka znajduje schowaną gdzieś pod łóżkiem.

Także sąsiedzi nie wyglądają lepiej. Tępawy Kovacic próbuje dobierać się do, bardzo wyzwolonych, jak na swój wiek, córek. Snuje też plan zamordowania sąsiadki, bo wtedy mógłby wykupić jej mieszkanie.

Na granicy pornografii

Twórczość Wernera Schwaba, głośna ostatnimi laty w teatrach całej Europy, wzbudza spore kontrowersje. Według wielu krytyków Schwab balansuje na granicy pornografii, epatuje okrucieństwem i wielką popularność zawdzięcza w całości skandalom obyczajowym, które zawsze umiejętnie prowokował. Pod tym względem jego teksty są dość podobne. Np. w sztuce "Prezydentki" trzy stare kobiety prześcigają się w opisywaniu swoich dokonań erotycznych. W finale grzebią w klozecie pełnym odchodów, do którego wpadł pamiątkowy drobiazg jednej z nich.

Tom dramatów Schwaba wydany w Austrii przed trzema laty nosi znamienny podtytuł "dramaty fekalne". Nazwa ta przyjęła się szybko jako określenie literatury łamiącej obyczajowe tabu. Jednocześnie pisarz ma doskonałe wyczucie języka i potrafi budować dobre dialogi.

Chociaż w "Mojej wątrobie", podobnie jak w innych dramatach Wernera Schwaba pojawia się mnóstwo bardziej wyrafinowanych przekleństw, nie one są prawdziwym bohaterem tej literatury. Najgorsze jest u Schwaba poczucie absolutnej beznadziei. Człowiekiem rządzą potrzeby biologiczne. W młodości popędy erotyczne, na starość ciało, które się starzeje, boli i psuje jak nieświeże mięso. W sferze uczuć natomiast nic się nie wydarza. Pozostaje tylko wspominać dawne urazy i hodować kompleksy. Schwab wymierza w ten sposób silny cios w przyzwyczajenia i tradycyjne wartości mieszczańskie. Trudno się więc dziwić, że jego wybitne pisarstwo do dziś jeszcze wzbudza szerokie protesty także w samej Austrii.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji