Artykuły

Spóźniony hymn hipisów

Przy okazji 30. rocznicy światowej premiery "Hair", film Miloša Formana, ponownie wchodzi na nasze ekrany. Swego czasu, szczególnie przez młodzież zza żelaznej kurtyny, uznany za kultowy, w Ameryce nie wzbudził szczególnego entuzjazmu - pisze Piotr Radecki w Polsce.

Nic dziwnego, skoro był spóźniony o dobre 10 lat.

Jest rok 1968. Claude Bukowski, wsiowy chłopek gdzieś z Oklahomy, nasłuchawszy się pseudopatriotycznego bełkotu idzie do wojska. Żegnany przez ojca wybiera się do swej jednostki, by stamtąd po przeszkoleniu wylecieć do Wietnamu bronić światowej demokracji i "american way of life". Po drodze postanawia zwiedzić Nowy Jork, gdzie w Central Parku napotyka czwórkę hipisów: George'a, uroczą, będącą w ciąży Jeannie, czarnoskórego Huda i długowłosego Woofa. Dla prostego Claude'a są tylko śmiesznie ubranymi, aspołecznymi dziwakami. Ale to właśnie oni pokażą mu inny świat, pomogą zdobyć ukochaną i, w końcu, uratują życie.

Najpierw powstał przebojowy broadwayowski musical. Napisany przez Gerome'a Ragni i Jamesa Rado miał swoją premierę w 1967 r. i był artystyczną reakcją na rewolucję dzieci kwiatów, protesty przeciw wojnie w Wietnamie i przemiany obyczajowo-polityczne tych czasów. Kilka piosenek stało się przebojami, a sam musical przeniesiony do teatrów muzycznych na całym świecie przyczynił się do wzrostu zainteresowania ideologią hippie i jej rozwoju poza USA.

Dlatego dla amerykańskiego estabishmentu "Hair" był bardzo niewygodny. I choć oficjalnie wszyscy chcieli go ekranizować, na początku lat 70. żadna z wytwórni hollywoodzkich się na to nie zdecydowała. O stosunku do tego projektu świadczy fakt, że w 1972 r. zaproponowano go m.in. jeszcze nieznanemu George'owi Lucasowi. A ten odmówił, bo zaczynał pracę nad "American graffiti", swym pierwszym ważnym filmem.

Chwilę później wybuchła afera Watergate, prezydent Nixon odszedł, wkrótce Amerykanie w niesławie wycofali się z Wietnamu. Nadeszła era detenté, czyli odprężenia - pokojowej współpracy Ameryki i ZSRR. Można więc powiedzieć, że spełniły się marzenia dzieci kwiatów i na Ziemi zapanowała miłość, przynajmniej pozornie. W ten sposób "Hair" stał się bezpiecznym politycznie reliktem przeszłości, o którym wreszcie można nakręcić film.

Ale o dziwo pojawił się inny problem: teraz nie było chętnych do reżyserowania przebrzmiałego tematu. Do tego chodziło o musical, a to dodatkowa trudność. I wtedy pojawił się Miloš Forman, czechosłowacki reżyser, który wyemigrował po 1968 r. do USA. Jeszcze w swojej socjalistycznej ojczyźnie udowodnił, że jest doskonałym obserwatorem, potrafiącym wszak zachować ironiczny dystans, czego dowiodły "Czarny Piotruś" (1963), "Miłość blondynki" (1965) czy "Pali się, moja panno" (1967). Jego pierwszy film w USA, "Odlot" (1971), nie spotkał z ciepłym przyjęciem. Trudno się dziwić: nikt wcześniej tak złośliwie nie sportretował amerykańskiego społeczeństwa. Ale następna produkcja, "Lot nad kukułczym gniazdem" (1975), dostała pięć Oscarów i z miejsca zyskała status kultowej.

Kiedy więc Forman zgłosił się na ochotnika do tej produkcji, hollywoodzcy producenci zacierali ręce: kolejny film zdobywcy Oscara zapowiadał niezłe zyski. Jednak gdy przyszło do premiery, zrzedły im miny: "Hair" stało się swoistą cepeliadą - kolorowym, rozśpiewanym widowiskiem, słodkim niczym landrynka hymnem na cześć "lata wolności" i hipisów. Amerykanie przyjęli film obojętnie: rósł dobrobyt, hipisi, którzy nie zwiędli w narkotykowych oparach, założyli garnitury i robili kariery w biznesie, a zwykli ludzie chcieli zapomnieć o kompromitującej klęsce w Wietnamie. Swoje zrobiła także miażdżąca krytyka autorów musicalu, Ragniego i Rado, którzy byli przeciwni zmianom wprowadzonym przez Formana. Więcej - publicznie stwierdzili, że "film w żadnym stopniu nie oddaje ducha ich sztuki, a hipisi, w nim przedstawieni, to jacyś dewianci i odszczepieńcy ruchu pacyfistycznego". W efekcie "Hair" ledwie wyszedł na zero.

Tymczasem w Europie, szczególnie za żelazną kurtyną, zdobył wielką popularność. To, co za oceanem było wadą, tu okazało się zaletą: owa bajkowość, pewna umowność konwencji i przeciwstawienie się wojnie jako symbolowi wszelkiej opresji. Wszystko razem wzięte spowodowało powstanie niezwykle pociągającego obrazu "szczęśliwych, fantazyjnie ubranych hipisów" żyjących swobodnie i uprawiających wolną miłość. Ten obraz jest całkowicie nieprawdziwy, ale zarazem stanowi dowód na to, że dobrze zrobiony film (a tego nie można odmówić "Hair") może przyćmić prawdziwy obraz świata.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji