Artykuły

Brak motywacji

Zdarza mi się, niestety coraz częściej, wychodzić z teatru z elementarnym pytaniem aa ustach. Sztuk, jak wiadomo napisano wiele i można oczywiście wszystkie je po kolei wystawiać, lecz mam niejasne poczucie, że nie o to w teatrze powinno chodzić. Dramat można zrealizować na scenie z rozlicznych powodów i jednym z zadań krytyka jest motyw ten odgadnąć i pod jego kątem rozpatrzyć przedstawienie. Czasem jednak krytyk nie potrafi odnaleźć odpowiedzi na owo sakramentalne pytanie: "po co?" i zaczynają dręczyć go wątpliwości. Sytuacja taka wynikać może bądź z inercji i marazmu intelektualnego krytyka, bądź przysłowiowy sęk tkwi w zaproponowanym przez twórców spektaklu. Obejrzałam w Teatrze Studyjnym "Woyzecka" Georga Buchnera w reżyserii Jacka Zembrzuskiego i znalazłem się w opisanym martwym punkcie.

"Woyzeck" najeży do dramatów sprawiających kłopoty historykom literatury, wymyka się etykietce z napisem " "romantyczny", nazywano go tragedią realistyczną, doszukiwano się w nim zapowiedzi naturalizmu albo ekspresjonizmu.

Georg Buchner był nie tylko dramatopisarzem, ale także, co ważne, działaczem politycznym i społecznym, założycielem tajnej partii rewolucyjnej - Towarzystwa Praw Człowieka - dążącej do przewrotu społecznego, a za hasło mającej równość wszystkich ludzi. W jednym z listów do rodziców (1834 rok) pisał: "...nie jest w niczyjej mocy nie być głupcem czy zbrodniarzem... żyjąc w takich samych warunkach bylibyśmy wszyscy tacy sami... warunki są niezależne od naszej woli..." I w niedokończonym dramacie "Woyzeck" z pass romantycznego społecznika wystąpił Buchner w obronie człowieka, człowieka, który z natury swej nie jest zły, lecz otaczający go, wrogi, okrutny, niemoralny, świat możnych doprowadza go do ostateczności, jaką jest zbrodnia. W innym z listów do rodziny autor pisał: "Jeżeli cokolwiek w naszych czasach może w ogóle dać rezultaty, to tylko przemoc... Młodym ludziom wypomina się, że chcą użyć przemocy. Czyż jednak nie żyjemy w ciągłym stanie przemocy?" Woyzeck właśnie używa przemocy, jest to jego tragicznym buntem, jedynym, jaki może podjąć.

Co z tej pasji pozostaje w spektaklu Jacka Zembrzuskiego? Niestety niewiele. Przedstawienie zaczyna Doktor, który niczym złośliwy demiurg wprawia w ruch Marię i Woyzecka wykorzystując ich jako narzędzia i obiekty eksperymentu. Takie przekonstruowanie tekstu (w oryginale kwestie Doktora nie rozpoczynają dramatu) zapowiada paraboliczną opowieść o niesprawiedliwości świata i krzywdzie ludzkiej. Spektakl nie wytrzymuje jednak ciśnienia tej ambicji i na scenie oglądamy historię biednego fryzjera, który zabija swoją kobietę w zemście za zdradę.

Przyczyna niepowodzenia tkwi w przedstawieniu świata, w którym Woyzeck żyje, i którego pada ofiarą. Ten świat jest po prostu zbyt słaby, nie osacza Woyzecka, nie atakuje go z dostateczną mocą i w rezultacie nie daje szansy aktorowi grającemu tytułową rolę. Mariusz Saniternik próbuje nadać swej postaci nieco wewnętrznej przestrzeni, lecz trudno mu wyłamać się z dwuwymiarowości spektaklu. Broni się jako aktor, nie broni natomiast przedstawiania. Pozostałe postacie są płaskie, marionetkowe, ubogie.

Scenografia (autorstwa Doroty Morawetz), przesuwane ni to wrota, ni to ściany zrobione z folii i ogrodowej siatki, mają zapewne podkreślać obcość i wrogość świata, lecz nie spełniają tej funkcji. Brak w spektaklu atmosfery osaczenia, która determinowałaby bohatera, brak napięcia między bohaterem a światem niszczącym go, dzięki któremu konflikt zarysowałby się wyraźnie i silnie.

Wszystko toczy się powolnym rytmem, i mimo, że reżyser zredukował tekst wykreślając kilka scen, a przedstawienie trwa niewiele ponad godzinę dłuży się i wydaje "wyciągnięte" bez umiaru.

Buchner swoją sztuką pragnął jeżeli nie podjąć walkę, to przynajmniej wyrazić bunt przeciwko niesprawiedliwemu urządzeniu świata, zdemaskować fasadową moralność lepiej urodzonych i bogatych i na pewno trudno przełożyć tę dziewiętnastowieczną żarliwość na język współczesnego teatru. Ale przecież, pomijając społecznikowskie zamierzenia, jest to dramat pełen niezwykłej urody i nastroju, o czym nie można przekonać się oglądając w Teatrze Studyjnym spektakl Jacka Zembrzuskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji