Artykuły

Nie ma w czym wybierać

W posłowiu do "Jak wam się podoba" Szekspira w tłumaczeniu Macieja Słomczyńskiego Juliusz Kydryński - zastanowiwszy się nad różnorodnością i wielością elementów "składających się na dzieło sztuki, tak piękne w swej złożoności" - pisał: "O tych i innych sprawach możemy myśleć "jak nam się podoba". Poeta ukazał nam obraz bardzo różnorodny, wesoły i smutny, mieniący się zielenią lasu, myśliwskich strojów świty Księcia Seniora i pstrokacizną błazeńskich szat Probierka... Olśniewający pyszną postacią Rozalindy, dzielnością i szlachetnością Orlanda. (...) Możemy wybierać wśród tych barw i postaci".

W przedstawieniu dyplomowym "Jak wam się podoba" (w przekładzie Czesława Miłosza) IV roku Wydziału Aktorskiego PWSFTViT, sprezentowanym 15 bm. na scenie Teatru Studyjnego '83 im. Juliana Tuwima, wybierać nie ma w czym. Różnorodność spektaklu jest pozorna, podobnie jak jego migotliwość, która - nie uładzona jakąś porządkująca myślą - sprawia wrażenie chaosu. Wszystkie postacie zostały potraktowane tak samo i ani rysunek psychologiczny, ani sposób gry nie pozwalają odróżnić od siebie - na przykład - Orlanda (Zbigniew Suszyński) i Jakuba (Robert Rozmus) bądź też Febe (Monika Bargiełowska) i Audrey (Ewa Drzymała). Wszyscy mówią - a raczej: krzyczą - tak samo, łamiąc frazę w najdziwniejszy sposób wielekroć nadając tekstowi sens, o jakim Stratfordczykowi nawet się nie śniło.

W tym krzyku, w tym nieustannym, bezładnym miotaniu się po scenie odnajduję dalekie echo szekspirowskich inscenizacji Jana Maciejowskiego. Zwłaszcza że i scenografia Grzegorza Małeckiego jest jakby dalekim refleksem "maszyny do grania Szekspira" Zofii Wierchowicz, ale także zaprojektowanych przez Iwonę Zaborowską i Henriego Paulaina "schodów", na których w roku 1960 Kazimierz Dejmek rozgrywał "Juliusza Cezara". W tamtych jednak spektaklach wszystko miało swe głębokie uzasadnienie. U Dejmka podesty odpowiadały szczeblom politycznej hierarchii, u Maciejowskiego - jak pisał Andrzej Żurowski w "Myśleniu Szekspirem" - "pod niespokojną krzykliwością ludzi przebiega plan drugi, uniwersalizujący; plari rytmu czasu i porządku rzeczy, w którym następuje bezustanna wymiana generacji, nerwowego pochodu ludzkich mikrokosmosów".

W zaprezentowanym spektaklu dyplomowym nic takiego nie ma, a przynajmniej ja - mimo starań - niczego takiego dopatrzyć się nie mogłem. Wszechwładnie panujący na scenie krzyk skutecznie zacierał całą finezję jednej z najlepszych komedii Szekspira, zamazywał jej misterną konstrukcję, odbierał poszczególnym wątkom ich urokliwość. Pomysły inscenizacyjne epatowały niezwykłością, ale każdy z nich można by było zastosować w zupełnie innym miejscu, dowolnie go przekształcić i niczego by to nie zmieniło. W pierwszej scenie Orlando rozmawia z z Olvyierem (Sławomir Kwiatkowski) wisząc na drążku głową w dół. Gdyby było odwrotnie - podobnie zastanawialibyśmy się po jakie licho tę gimnastyczne sztuczki. Mnóstwo ich zresztą w całym spektaklu, jakby jego reżyser - Piotr Cieślak - chciał za wszelka cenę udowodnić. że sprawność fizyczna jest dla aktora znacznie ważniejsza od umiejętności podawania tekstu. Wypada mi jedynie wyrazić nadzieję, że młodym adeptom aktorstwa nie wpajano tego przez wszystkie cztery lata.

Niczym też, w moim przekonaniu, nie była usprawiedliwiona przedziwna rozmaitość kostiumów Rozalinda (Joanna Jankowska; najpierw jest ubrana w stylizowany na marynarski kostiumik dziewczęcy, później scenograf - Grzegorz Małecki - każe jej chodzić w ściągniętej wojskowym pasem kufajce, Orlando nosi battle dress, Książę Senior (Wojciech Asiński) przypomina eleganta z początku naszego wieku. Probierczyk (Sławomir Maciejewski wyglądałby na chłopaka z Bałut, gdyby nie cyrkowy makijaż, zaś Celia (Hanna Chojnacka) sprawia wrażenie, że dopiero co skończyła urzędowanie w którymś z biur i wpadła właśnie na chwilę do teatru, przez przypadek na scenę nie na widownię.

Dobrze zresztą zrobiła, bowiem spektakl pod koniec przekształca się w niemal wspólną zabawę aktorów i tej części widowni, która jest z nimi powiązana uczelnianą koleżeńskością. Efektem tego było mnóstwo kwiatów dla wszystkich wykonawców, a nawet drobnych upominków, co stanowiło bodaj najsympatyczniejszy akcent przedstawienia.

Dobrych parę lat temu komedię "Jak wam się podoba" oglądałem również w wykonaniu dyplomantów łódzkiej PWSFTViT, w małej salce przy ul. Targowej. Pamiętam, że tamten spektakl urzekł mnie swą lekkością, wdziękiem, młodzieńczą werwą, umiejętnie tonowaną przez reżysera. Ten zapamiętam głównie jako hałaśliwe widowisko, do wystawienia którego tekst Szekspira był jedynie pretekstem.

Oczywiście większość tych gorzkich uwag kierowana jest do reżysera, nie zaś do tych, którzy dopiero pierwsze kroki stawiają na drodze przyszłych sukcesów i - oby było ich jak najmniej - rozczarowań.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji