Artykuły

Miasta śląskie są odwrócone do siebie plecami

- Dopóki w ponadtrzystutysięcznym mieście Katowice istnieć będzie zaledwie jedna przyzwoicie wyposażona scena dramatyczna (Teatr Śląski wybudowany przed ponad stu laty), dopóty materialne podstawy rozkwitu życia teatralnego w tym mieście pozostaną wątłe - pisze w Gazecie Wyborczej - Katowice, Tadeusz Bradecki, dyrektor artystyczny Teatru Śląskiego w Katowicach.

Decyzja o starcie Katowic w wyścigu o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury oznacza, że świadomość europejskiego horyzontu wyzwań śląskiej kultury stała się już wśród radnych i urzędników powszechna. No i chwalą Bogu. Zgłoszenie to dobitnie podkreśla jednocześnie najpilniejszą obecnie dla Katowic i dla innych miast regionu potrzebę: ustanowienie sprawnie, skutecznie działającej śląskiej metropolii. Bez realnie działającej metropolii marzenie o europejskiej stolicy pozostanie bez szans. Bez skumulowanego wysiłku całego Zagłębia Ruhry ów tytuł miastu Essen w pojedynkę by w tym roku nie przypadł. To właśnie skala i niezwykła różnorodność górnośląskiej aglomeracji stanowi ojej atrakcyjności. To miejsce nadaje się wprost idealnie dla przyszłościowych inwestycji, i to dla inwestycji właśnie na skalę europejską. Lecz zanim taka fala nastąpi, górnośląskie skupisko miast i gmin musi wypracować trwały mechanizm i sprawnego współdziałania na poziomic całej aglomeracji. Sfera kultury to zaledwie cząstka tego mechanizmu, tu chodzi o skoordynowane planowanie rozwoju, inwestycji przemysłowych, finansowych, edukacyjnych, o całą infrastrukturę. Chodzi o zasadnicze przekształcenie zgrupowania poprzemysłowych, chaotycznie zabudowanych miast i osiedli w jeden, wspólną ambicją i energią ożywiany organizm.

Niby to wszyscy wiemy, więc dlaczego ów niezbędny proces postępuje z takim trudem? O barierach biurokratycznych czy też o zazdrośnie strzeżonych kompetencjach lokalnych mówić nie chcę, bo niewielki mam na nie wpływ. Lecz właśnie w sferze kultury wyraźnie widać, jak daleko nam jeszcze do wspólnego

poczucia jednej aglomeracji miejskiej. Widzowie z Sosnowca nie odwiedzają teatrów w Katowicach, zaś widzowie katowiccy nie jeżdżą na spektakle do Sosnowca. Do Gliwic zresztą też nie jeżdżą, zaś dla gliwiczan z kolei wyprawa na spektakl w Katowicach to wciąż pomysł egzotyczny.

Jestem w Katowicach już od dwóch sezonów i nadziwić się nie mogę: świetne (jak na Polskę) drogi pozwalają przemierzyć aglomerację wszerz i wzdłuż dosłownie w kwadrans, a pomimo to poszczególne dzielnice tego organizmu miejskiego funkcjonują odwrócone niejako "tyłem" do siebie nawzajem. Jednocześnie kilkakrotnie już w ciągu tych dwóch lat naciskano mnie intensywnie w sprawie pomysłów - z mojego punktu widzenia - absurdalnych, takich jak wożenie spektakli z Katowic do Gliwic czy do Sosnowca i odwrotnie. To tak, jakby nagle warszawski Teatr na Woli zaczął eksportować swoje przedstawienia na Pragę, a praski Powszechny woził w rewanżu swe dekoracje na Wolę. Uporczywe trwanie tego typu rozumowania o śląskiej przestrzeni miejskiej dowodnie wykazuje, jak wiele jeszcze brakuje mieszkańcom Górnego Śląska do osiągnięcia metropolitalnej świadomości. Bez sprawnie funkcjonującej metropolii, powtarzam, nasze europejskie ambicje i marzenia zawsze skazane będą, moim zdaniem, na przegraną.

Czy zatem Katowice mają jakiekolwiek realne szansę na zwycięstwo w tym wyścigu? W roku 2016, obawiam się, jeszcze nie. Wcale nie dlatego, by aglomeracji brakowało artystycznych czy kulturalnych dokonań na skalę kontynentu albo artystów rozpoznawalnych szeroko poza granicami kraju. Braki, i to niemałe (choć stopniowo odrabiane), są w kulturowej infrastrukturze. Dopóki w ponadtrzystutysięcznym mieście Katowice istnieć będzie zaledwie jedna przyzwoicie wyposażona scena dramatyczna (Teatr Śląski wybudowany przed ponad stu laty), dopóty materialne podstawy rozkwitu życia teatralnego w tym mieście pozostaną wątłe. Wiem, inwestycje trwają, buduje się nowe Muzeum Śląskie, za chwilę ruszy budowa nowej siedziby NOSPK-u - ba, nawet i naszemu teatrowi udało się pozyskać niedawno europejskie środki na generalny remont sceny w Malarni. Za trzy lata dysponować będziemy świetnie wyposażoną, w atrakcyjnym, zabytkowym budynku umiejscowioną sceną. Chętnie wierzę, że za lat pięć ów proces odrabiania braków na Górnym Śląsku jeszcze przyspieszy, że nowych inwestycji w sferze kultury nie zabraknie. Jednak osiągnięcie inwestycyjnego nasycenia w tym zakresie na miarę "stolicy kultury", i to aż "europejskiej", jest kwestią, mam wrażenie, nieco bardziej odległej niż rok 2016 przyszłości. Lecz właśnie po to, aby w tej niedalekiej, choć zapewne nieco dalszej niż pięciolecie, przyszłości możliwe było kiedyś uzyskanie europejskiego tytułu, warto zgłaszać się do konkursu już dziś. Robić remanent, rozpoznawać braki, potrzeby, a także i dawać upust wyobraźni -jakie oryginalne pomysły i rozwiązania w dziedzinie kultury zapewnić mogą śląskiej metropolii europejski status za lat kilkanaście?

Kilkakrotnie pytano mnie już o moje doświadczenia związane ze zdobyciem tego wyróżnienia przez Kraków w roku 2000. Odpowiadam: te dwie sytuacje, Kraków dziewięć lat temu oraz Górny Śląsk dziś, są zasadniczo odmienne, nieporównywalne. Kraków zdobył ten tytuł, bo jeśli w końcu padło na nasz kraj, to Kraków narzucał się niejako sam przez się. Zaprocentowały niezwykłe osiągnięcia artystyczne Krakowa na przestrzeni kilku poprzednich dekad, a także i dziedzictwo stuleci. Dla Krakowa tytuł Europejskiej Stolicy Kultury był zwieńczeniem jego imponującej przeszłości. Natomiast dla śląskiej metropolii udział w tym szlachetnym wyścigu to kwestia gry o Górnego Śląska prawdziwie europejską przyszłość. Gry o standard życia naszych dzieci w samym środku Europy oraz dzieci ich dzieci. Co dla Krakowa było nagrodą, dla Śląska jest historyczną szansą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji