Artykuły

Judasz - po latach nieobecności

W poznańskim Teatrze Nowym przedstawienie "Judasza z Kariothu" trwa niewiele ponad półtorej godziny. Z wielkich, pełnych grandelokwencji pięciu aktów pozostało samo jądro: sprawa Judasza. Izabella Cywińska w pracy nad tekstem sztuki Karola Huberta Rostworowskiego wykroczyła poza zwyczajowo przyjęte, rozmiary ingerencji reżyserskiego ołówka. To, co zrobiła, jest raczej adaptacją niż skrótem. Tym bardziej że nie ograniczyła się do cięć tekstu: stworzyła nową całość, otwierając i zamykając spektakl słynną sceną z aktu piątego, w której Judasz wyznaje, że zdradzi Jezusa.

Maria Czanerle w znakomitym wstępie do wydanych przed czternastu laty, "Dramatów wybranych" Rostworowskiego - przypomnijmy: wstępie pisanym w epoce, kiedy ten autor prawie nie pojawiał się na scenie - przewidziała konieczność przetrzebienia gąszczu jego młodopolskiej stylistyki. Teatr "musiałby ową dżunglę dość skrupulatnie oczyścić, by ułatwić widzowi dostęp do rzeczy, które by zechciał ukazać. Musiałby poddać rewizji przedwojenną teatralną tradycję i spróbować w sprawy dla nas ciekawsze, mogące naszym czasom przywrócić autora "Judasza" i "Kaliguli", "Niespodzianki" i "U mety"".

Cywińska w eseju Marii Czanerle znalazła nie tylko, poparcie dla daleko idącej ingerencji w tekst "Judasza", ale i bardzo ponętną propozycję odczytania dramatu.

Przez długie dziesięciolecia nieomal monopol na rolę Judasza miał Ludwik Solski. Zagrał ją w krakowskim przedstawieniu prapremierowym (1913), później powtarzał w dwudziestoleciu międzywojennym. W pierwszych latach po wojnie występował z Judaszem między innymi właśnie w Poznaniu. Grał Judasza także Karol Adwentowicz.

Judasz Solskiego oscylował, na granicy patologii. Mały, bezbronny, histeryczny człowieczek wplątany w przerastające go sprawy. Karaluch w ukropie - powiedział o tej roli Boy, w pełni oddając sprawiedliwość wielkiej sile przekonywania, konsekwencji i aktorskiej wyrazistości Solskiego. Adwentowicz pokazał karierowicza i arywistę, który - wiedząc, że niczego nie osiągnie popierając nową ideę - od wyznawców przechodzi do wrogów. Natomiast Maria Czanerle uważa, że Rostworowski zawarł w swoim dziele możliwość interpretacji "o wiele, głębszej. Jego Judasz (...) to pierwszy ideolog i działacz, spory swój plebejski materializm przeciwstawił abstrakcyjnemu idealizmowi nowej nauki. Takiego Judasza nikt jeszcze nie zagrał (...) nie Judasz 'szmatławczyk' i płaz, którego psychika jest niewspółmierna ze sferą zdarzeń (...) ale Judasz ideolog i działacz znacznego kalibru, którego filozoficzna interpretacja wielkiej idei i konkretne w tym zakresie działania nie straciły db tej pory szerszej metaforycznej aktualności".

Cywińska, podejmując tę propozycję interpretacyjną, poszła jeszcze dalej. W programie pisze, że chce pokazać dramat o granicach wolności ludzkiego działania, jego "trwanie musi być rozpięte między rokiem 33, w którym rzecz się dzieje historycznie a chwilą obecną". Publiczności proponuje "skonfrontowanie wraz z Judaszem-człowiekiem, Judaszem-everymanem jego postawy wobec świata, z którym walczy o swoją autentyczność".

Głębię sceny zamyka kurtynka z naiwną kopią "Ostatniej Wieczerzy" Leonarda da Vinci. Po lewej majaczą w ciemności zarysy trzech kolumn; na proscenium kilka ław, po jednej stronie okazały, kryty czerwonym aksamitem dygnitarski fotel, po drugiej - konfesjonał. Konfesjonał jest z realnego dziś, fotel - z niespełnionych marzeń Judasza. Przestrzeń stworzona przez Jerzego Kowarskiego jest i mroczną nawą kościoła, i miejscem Ostatniej Wieczerzy, i pałacem, gdzie Saduceusze kłócą się z Faryzeuszami. Scenografia, bardzo piękna plastycznie, jest na tyle dyskretna, że bez żadnych dodatkowych zabiegów, wyłącznie za pomocą światła przekształca się w miarę zmian miejsca akcji.

Zaczyna się od kościoła. Wchodzi kilka osób, Judasz (Janusz Michałowski) przyklęka przy konfesjonale. Po chwili rozsuwa się kurtynka z "Ostatnią Wieczerzą" i odsłania - nie wiem, czy wypada tak powiedzieć - żywy obraz. Dwunastu Apostołów przy długim stole, ubranych i upozowanych jak u Leonarda, z pustym miejscem Chrystusa.

W ten zmitologizowany świat wkracza gwałtownie Judasz w czarnym współczesnym sztruksowym ubraniu. Staje się to tak jak w filmie. Przekracza granice między dziś i kiedyś, między jawą i snem. I od razu mówi wielki monolog z Wieczernicy w piątym akcie, zawierający wykładnię jego sprzeniewierzenia.

Judasz Michałowskiego jest przeciętny i nadmiernie ambitny - w tym kryje się jego klęska. Zgubiło go bowiem to, że nie umiał zmniejszyć rozziewu między tym, co potrafił i nowej idei przyjąć, a jej rzeczywistymi treściami. Ma świadomość zdeterminowania własnego losu, targają nim zawiedzione ambicje, boi się gniewu ludu. przed którym roztaczał miraże nie do spełnienia. Boi się prześladowań, jakie spadną na wyznawców Chrystusa. On, Apostoł, jeden z dwunastu wybranych, coś dla idei poświęcił - czegoś się więc dla siebie spodziewał. A okazało się, że "nic się nie powiodło" i "koniec królowania".; Jego potrzeba konkretu i brak zaufania do abstrakcji każą mu zerwać z przegrywającymi. Nie robi tego dla srebrników. Jego zdrada, której ohydę moralną sam doskonale widzi, wynika po prostu z braku wielkości, z braku perspektywy filozoficznej i historycznej, z braku uogólniającej myśli.

Jak już mówiłam, Cywińska raz jeszcze zderzy Judę z Apostołami przy Ostatniej Wieczerzy. Powtórzy on swoje rozterki i wahania w trochę podniesionej dramatycznie tonacji. Stanie się to w ostatniej scenie spektaklu. Apostołowie nie mają już na sobie strojów z obrazu Leonarda. Wyglądają jakby wyszli spośród nas.

Michałowski nie gra Judasza z 33 roku naszej ery. Sytuacja jest z tamtej epoki, ale sytuacja przerodziła się w archetyp. Według niego sprawdza siebie człowiek współczesny. Michałowski jest oszczędny, skupiony, cały nakierowany do wewnątrz. Mimo powściągliwości - przejmujący.

Przedstawienie w całości jest właśnie takie. Tym, co nadaje mu formę, jest rytm. Organicznie wywiedziony z wiersza Rostworowskiego. Aktorzy mówią i poruszają się w dyskretnie zrytmizowany sposób. Poza Michałowskim nie rysują pełnych postaci. Szkicują je w takim zakresie, jaki jest niezbędny dla stworzenia wyrazistego tła dla dramatu głównego bohatera.

Wyraźnie wyczuwa się ten rytm w prowadzeniu poszczególnych scen a także w ich następowaniu po sobie. Jest to jakby bijący puls spektaklu, wyznaczający jego napięcia. Kulminuje w scenie kłótni Saduceuszy z Faryzeuszami, w której stojący na przeciwko siebie antagoniści najpierw przerzucają się wzajemnie argumentami, później argumenty gęstnieją, tempo wzrasta, aż w końcu przestaje się rozumieć cokolwiek; z obu stron leje się niewyartykułowana lawina emocji. Poza tym nic się nie dzieje, aktorzy nie zmieniają miejsca a przecież czuje się nieomal fizycznie narastanie grozy, presję jakiej zostaną poddani zwolennicy nowej idei. Wprawdzie jest to jedna z najznakomitszych scen sztuki i we wszystkich recenzjach z dawnych wystawień bywała odnotowywana, jednakże nie zmniejsza, to zasług Cywińskiej, która znalazła własny, organicznie wynikający z formalnej koncepcji spektaklu, sposób jej rozwiązania.

Nikt poza kantorem w pierwszej Wieczernicy nie śpiewa a jednak jest to spektakl starannie opracowany głosowo; głosy kobiet i mężczyzn zostały umiejętnie skontrastowane zarówno wysokością jak i barwą. Bardzo pięknie operuje głosem grająca Rachelę Maria Robaszkiewicz. Pozostaje w pamięci nie tylko rytm spektaklu wspomagany muzyką Jerzego Satanowskiego, lecz również wyraz wokalny.

Hrabia Rostworowski ogromnie rzadko pojawiał się w ostatnim trzydziestoleciu na naszych scenach. Konserwatysta, nacjonalista i antysemita, człowiek o poglądach społecznych i politycznych, jakie mógłby z nim podzielić średniowieczny mnich - jak to ongiś napisał jeden z jego ideowych współwyznawców - autor "Antychrysta", "Czerwonego marszu" i "Miłosierdzia" - Rostworowski ma w dorobku kilka utworów, w których pisarz bierze górę nad politykiem. Nie pierwszy to wypadek w historii literatury, kiedy dzieło pisarza wyrasta ponad jego koncepcje polityczno-społeczne. Maria Czanerle już dawno dopominała się o obecność w naszej kulturze "Judasza", "Kaliguli", "Niespodzianki", "U mety" - i miejmy nadzieję, że nadszedł już czas po temu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji