Artykuły

Polskie autoportrety w Schaubühne

Dorota Masłowska sprzedaje w Polsce prawie tyle książek co Karol Wojtyła. W "Między nami dobrze jest" w berlińskiej Schaubühne ironicznie uświadamia publiczność w temacie polskich autoportretów. CHRISTIANE KÜHL.

Na początku była Polska, a wszystko należało do Polski, a co do niej nie należało, przyjmowano z gościnną uprzejmością. Można więc założyć, że nie Bóg, a Papież sterował stworzeniem świata (oczywiście ten poprzedni papież). Ale potem zabrali Polakom najpierw Amerykę, Afrykę, Azję i Australię, później też Anglię, Włochy itd. A na końcu nawet Niemcy. Odtąd wszędzie mówi się w obcych językach, nawet w Watykanie. Tylko w Polsce mówi się po polsku, a to po to, żeby Polacy czuli się jak ostatnie szmaty. I to działa.

Degradację polskiego narodu od stanu Bożej Łaski do błahości wyłączenia poza słowa opisuje "Mała Metalowa Dziewczynka" w "Między nami dobrze jest" Doroty Masłowskiej. Przy czym owa dekompozycyjna historia jest czymś w rodzaju filogenezy, która powtarza się w ontogenezie, a więc w życiu każdego Polaka z osobna. Doświadczenie utraty uduchawia się w taki sposób, że komunikacja całkowicie zaczyna stawiać na pominięcia tak w codzienności jak i w utopii. Może to być matka, która odkomenderuje Metalową Dziewczynkę "Marsz do swojego braku pokoju!" czy też rozmarza się na temat "urlopu, którego nie będę miała, żeby nie pojechać nigdzie" - ludzie uwili tu sobie gniazdko w niedoborze.

W każdym razie nie ma tu już miejsca na rozczulanie się nad sobą. Ostatecznie, jeśli sprawę przemyśleć konsekwentnie i do samego końca, pojawia się całkiem dużo plusów. "Wiele zawdzięczam nieistnieniu i niebyciu", promienieje radością blond gwiazda filmowa; "z jednej strony nie jestem nikim, ale z drugiej na przykład nie! jestem Polką." Dorota Masłowska jest Polką i w żadnym wypadku nie jest nikim, co można odczytać z jej faktycznego stosunku do katolicyzmu: debiutancka powieść autorki urodzonej w 1983 roku, "Wojna polsko-ruska", w 2002 w jej ojczyźnie była książką o najwyższej sprzedaży zaraz po papieżu. Za swoją drugą powieść "Paw królowej" otrzymała w roku 2005 najważniejszą nagrodę literacką w kraju. Dochodzi do tego jej pierwszy dramat "Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku", oba dramaty drastycznym językiem nasyconym przekleństwami i stereotypami opowiadają o nowym pokoleniu, które ze wschodnioeuropejskim neokapitalizmem spotyka się głównie poprzez zażywanie narkotyków.

Masłowska napisała " Między nami dobrze jest " na zamówienie berlińskiej Schaubühne. W czwartek pokazano tam prapremierę w ramach trwającego festiwalu dotyczącego tożsamości i historii, "digging deep and getting dirty"; produkcja TR Warszawa w reżyserii Grzegorza Jarzyny. Jarzynę urodzonego w roku 1968 należy raczej przyporządkować do pokolenia postkomunistów, w przyjemny sposób odebrał on sztuce turbodoładowanie. Pierwszą rzeczą jest fakt, że scena to przestrzeń jasna, w znacznym stopniu pusta, zamiast, jak zapisano w didaskaliach, kompletnie zaśmieconego ciasnego pokoju. Rekwizyty pojawiają się w małych ilościach lub też są zaznaczane prostą kreską w projekcjach video na modłę kreskówek. Siła bije z języka; ze sprytnych dialogów Masłowskiej, które radują słuch, niekiedy z okrutnymi kalamburami, nieustająco reprodukujących klisze a jednocześnie bez tchu tworzących różnorakie powiązania.

Zamiast narkotyków wciąż powracającym punktem odniesienia tychże kaskad słownych jest Druga Wojna Światowa. Babcia z rozrzewnieniem wspomina czas przed wojną, matka nie może już tego słuchać a Metalowa Dziewczynka nie może tego pojąć ("Przecież ty nigdy nie byłaś na obozie kondycyjnym, babciu!"). Czas po wojnie jest - oczywiście ohydnym - sosem: Ani słowem nie wspomina się tu o socjalizmie, jednak realnie istniejący kapitalizm brzmi w opisie młodej autorki tak samo. Mieszkania są za ciasne, leczo rozrzedzone, a życie niczym więcej niż źle opłacaną pracą. Mając odrobinę szczęścia można w stosie makulatury znaleźć magazyn z zeszłego roku i można być pod wrażeniem, czego to wszystkiego człowiek sobie nie mógł kupić.

Długie pasaże przypominają Radio Erewań. A jednak udaje się przedstawieniu poprowadzić publiczność jakby wstecz poprzez ciętą ripostę historii rzuconą po niewczasie aż do psychiki wypalonego narodu. Widocznie od czasu bombardowań Warszawy Polacy jak zombi potykając się idą przez Europę. Masłowska opisuje sytuację z zaangażowanym cynizmem: Wydostać się z aktualnej stagnacji może pomóc tylko transplantacja całego ciała aż do czwartego pokolenia, włącznie ze zmianą miejsca urodzenia. I tak kolejne pokolenia marzą o przyjeździe nad Wisłę z powodu dobrych bio-ziemniaków i nauce polskiego jedynie z kaset pozostawionych przez sprzątaczkę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji