Artykuły

Zapasiewicz - inteligent, mistrz, manipulator

Bez niego nie powstałby w polskim teatrze odrębny typ postaci - zdystansowanego inteligenta potrafiącego balansować między fanatycznym zaangażowaniem a kabotyństwem - o zmarłym Zbigniewie Zapasiewiczu pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

Świetnie wcielał się w role cyników, błaznów, manipulatorów, potrafił też pokazać postaci targane najbardziej podstawowymi konfliktami moralnymi. Obnażał swoje postaci, ukazywał ich mizerię i zakłamanie, traktował je ostro i bez znieczulenia. Na każdym etapie swojej kariery udawało mu się wykorzystać swoje warunki sceniczne, by tworzyć bohaterów wyrazistych, skomplikowanych, zapadających w pamięć.

Dla wielu mistrz i artysta kultowy, wcielający się często w role targanych wątpliwościami intelektualistów, racjonalistów, manipulatorów, ludzi systemu i ludzi przez system niszczonych. Debiutował w 1956 r. w Teatrze Młodej Warszawy rolą Galois w inscenizacji "Ostatniej nocy" na podstawie książki Leopolda Infelda. Od 1966 roku przez 17 lat występował w zespole Teatru Dramatycznego. Na tej warszawskiej scenie grał m.in. w spektaklach reżyserowanych przez Ludwika René, Macieja Prusa, Jerzego Jarockiego, Kazimierza Dejmka. Pod koniec lat 60. zaczął także wykładać. W latach 1969-71 był w warszawskiej PWST prodziekanem wydziału aktorskiego.

Na ekranie pojawił się po raz pierwszy już w 1963 r. jako ksiądz w "Wianie" Jana Łomnickiego, ale prawdziwą popularność przyniosły mu role z lat 70. Jego kreacje w filmach Edwarda Żebrowskiego ("Ocalenie"), Krzysztofa Zanussiego (m.in. "Barwy ochronne") i Andrzeja Wajdy ("Bez znieczulenia") przeszły do historii polskiego kina. Wystąpił w ponad 70 filmach.

W ostatnich latach zajął się raczej pracą sceniczną (role i własne inscenizacje w Teatrze Powszechnym w Warszawie) i pedagogiczną (warszawska Akademia Teatralna im. Aleksandra Zelwerowicza). Nie rozstał się jednak z kinem - wystąpił m.in. we współczesnym moralitecie Krzysztofa Zanussiego "Życie jako śmiertelna choroba przenoszona drogą płciową" (2000) oraz w "Suplemencie".

Za osiągnięcia sceniczne i filmowe Zapasiewicz otrzymał liczne wyróżnienia. Dwukrotnie dostał nagrodę za pierwszoplanową rolę męską na Festiwalu Polskiego Filmu Fabularnego w Gdyni: w 1977 r. za "Barwy ochronne" i w 2000 za "Życie...").

W latach 60. na scenie Teatru Współczesnego (pod dyrekcją Erwina Axera, u boku m.in. Kazimierza Opalińskiego, Józefa Kondrata, Tadeusza Fijewskiego, Zofii Mrozowskiej, Haliny Mikołajskiej, Andrzeja Łapickiego, Tadeusza Łomnickiego) grywał słabeuszy przykrywających swoje porażki ironią. W Teatrze Dramatycznym, z którym związany był przez lata, objawił się jako młody buntownik szarpiący się w świecie, który prezentował się jak raj, a okazał się reżimem. Buntownik działający raczej jako przemyślny konspirator niż romantyczny szaleniec. Zapasiewicz, występując w spektaklach Ludwika René, Macieja Prusa, Jerzego Jarockiego, Kazimierza Dejmka, zawsze nadawał swoim rolom głęboki rys intelektualny, podobnie jak partnerujący mu często Gustaw Holoubek.

Na tej scenie, sercu alternatywnego ideologicznie życia kulturalnego stolicy, pokazał się po raz pierwszy jako specjalista od wielkich monologów. Tam też stał się "aktorem Jarockiego", z którym to reżyserem związany był przez kilkadziesiąt lat (do legendy przeszedł jako Pijak w "Ślubie", ostatnią rolę zagrał w mistrzowskim, gombrowiczowskim "Kosmosie" z 2005 roku w Teatrze Narodowym w Warszawie). Nazwiska Zapasiewicz - Jarocki wydają się dziś w historii polskiego teatru tak nierozerwalne, jak Zapasiewicz - Gombrowicz, Zapasiewicz - Mrożek, Zapasiewicz - Beckett czy Zapasiewicz - Szekspir.

Z tym najpoważniejszym repertuarem artysta był kojarzony w ostatnich latach. Zwłaszcza granym od 2004 roku mistrzowskim spektaklem "Zapasiewicz gra Becketta" (reż. Antoni Libera), o którym Jerzy Pilch pisał: "Zapasiewicz, jak najsłuszniej uważany za mistrza przepoczwarzeń, jest przecież w tych przepoczwarzeniach świetnie rozpoznawalny. Przepoczwarzenie, któremu nie towarzyszy rozkosz rozpoznania (ależ to on!), jest zbyteczną wirtuozerią. (...) Jego Krapp, bohater "Ostatniej taśmy Krappa" śmiertelnej powagi, wielkiej, ale po męsku przyjmowanej goryczy i szyderstwa - gdy trzeba bardzo - jadowitego. Nie ma tu wielkich kontrastów, rac wirtuozersko zmienianego głosu - jest przejmująco wzruszający i chwilami przeraźliwy spokój. Wielka godność, którą chyba tylko dać może wielkie zrozumienie banalności życia".

Wielka spowiedź

O spektaklu złożonym z w trzech jednoaktówek Samuela Becketta ("Katastrofa", "Imprompt Ohio " i "Ostatnia taśma Krappa") pisano: "wielka spowiedź wielkiego artysty", a przejmującą, osobistą kreację Zapasiewicza porównywano z interpretacją Tadeusza Łomnickiego, który 20 lat wcześniej grał Krappa w konwencji cyrkowo-karykaturalnej.

Nie przypadkiem monografia Zbigniewa Zapasiewicza autorstwa Katarzyny Leżeńskiej i Dariusza Wołodźki nosi tytuł "Zapasowe maski". Aktor obudowywał każdą swoją rolę całą siecią gestów, min, grymasów, natręctw, charakterystycznych śmiesznostek, które stopniowo rozwijały się i zaskakiwały. Pod każdą warstwą kryła się kolejna i następna, i następna. Jednocześnie wybierał bohaterów, którzy faktycznie mieli wiele do ukrycia i często sami przed sobą dokonywali nieustannej transformacji.

Mógł się wydawać niemodny, uparcie zatwardziały w swojej metodzie twórczej. Pozostanie jednak jedną z najważniejszych postaci powojennej polskiej sceny i życia intelektualnego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji