Artykuły

Sztuka

Zdarzenie jest błahe. Pewien paryski lekarz kupił sobie obraz. Obraz jest spory, kosztował też niemało. Nie ma na nim nic. Ot, białe płótno, na którym z trudnością dostrzec można wypukłe ukośne paski. Również białe. Serge lubi sztukę, chodzi na wystawy, od dawna pragnął mieć ten obraz. A więc go kupił. Może dla kaprysu, ze snobizmu, a może w owej nieskazitelnej bieli rzeczywiście odkrył piękno i utajone wibracje? Serge ma przyjaciół, Marc jest inżynierem aeronautyki, Yvan sprzedawcą w branży papierniczej. Od lat piętnastu regularnie spotykają się co tydzień, aby wspólnie spędzić wieczór w kinie, knajpie, kawiarni, odreagować w ten sposób minione monotonne dni. Niewinny obraz wywołuje spore między nimi zamieszanie. Pogwarki o sztuce zamieniają się w kłótnie, wreszcie w rozrachunek z życiem. Nieciekawym, jak się okazuje, nie spełnionym. Za sprawą białego płótna bliscy sobie dotąd ludzie nie są już pewni, co ich tak naprawdę łączy - przyjaźń czy nienawiść.

Sztuka nosi tytuł "Sztuka". Zwyczajnie i po prostu. Napisała ją przed trzema laty młoda francuska aktorka i pisarka Yasmina Reza. Rzecz zrobiła pono światową karierę, grano ją z powodzeniem w wielu teatrach, od Paryża i Londynu po Moskwę, uhonorowano nagrodami, uznano za najlepszą sztukę, najlepsze przedstawienie, najlepszą komedię. Nie bez racji. Sztuka Rezy napisana jest całkiem zgrabnie, ma zręczną konstrukcję, inteligentny, dowcipny dialog, sprawnie narysowane tematy i problemy. Absolutnie zrozumiałe, w dodatku przyozdobione pozorami przepastnej wprost głębi. Sporo tu złotych myśli, niezbyt oryginalnych, ale trafnych, jak każdy banał. Tytuł ujmuje zresztą Reza w znaczący cudzysłów. "Sztuka" to pojęcie pojemne i względne. Jak biały obraz Serge'a, który wydać się może arcydziełem lub szalbierstwem.

Nie dziwię się Krystianowi Lupie, że zapragnął zabawić się "Sztuką". Właśnie - zabawić i rozbawić siebie, swoich aktorów i publiczność. Są tu bowiem ślady tego, co w teatrze Lupy tak istotne, a mianowicie przenikanie się sztuki ze światem rzeczywistym, chwytanie człowieka w ulotnym momencie życia, kiedy balansuje na cieniutkiej granicy nadziei i rezygnacji, uspokojenia i rozpaczy, zniechęcenia i buntu. W tekście ślady te są dość nikłe jak bezbarwne paski na bezbarwnym płótnie. Lupa narysował je wyraźnie, plastycznie i sugestywnie. Sztuka Rezy, choć napisana sprawnie, wydała mi się błaha, efektowna, ale miałka. I oto z niedoskonałej sztuki zrobił Lupa przedstawienie doskonałe, wyreżyserowane po mistrzowsku.

Dekoracja jest prosta, chłodna. Jasne, puste wnętrze, trochę mebli. Ruchoma tylna ściana unosi się, kiedy trzeba pokazać kawalerski bałagan pokoju Yvana i mięciutkie, cieplutkie, okrutnie mieszczańskie mieszkanko Marca. Na chwilę zresztą i jakby niechętnie, z konieczności. Całe niemal przedstawienie grane jest w tym ascetycznym miejscu, oddzielonym od widowni metalowymi słupkami ustawionymi tuż za ramą sceny. Takimi słupkami z rozpiętym między nimi sznurem oddziela się w muzeach i na wystawach szczególnie chronione eksponaty. Tutaj sznur nie jest potrzebny, pozostaje znak, jak cudzysłów. Żadnej ilustracji muzycznej. Czasem tylko przez otwierane drzwi dobiegają odgłosy ulicznego szumu, zniekształconego ludzkiego gwaru.W nieokreślonej, obojętnej klatce sceny istnieją trzej aktorzy i obraz. Dzieło lub produkt sztuki. Malarskiej, teatralnej, a także sztuki życia, pojętej jako wytwór doznań, uczuć, czynności, przemyśleń. Błahe, idiotyczne wręcz zdarzenie obrasta tutaj znaczeniami, nabiera sensów metaforycznych. Andrzej Hudziak - Serge, Piotr Skiba - Yvan, i Zbigniew Kosowski - Marc pracowali już przedtem z Krystianem Lupą, potrafią zatem wejść całkowicie w konwencję jego teatru. Grają ze sobą, naturalnie i prawdziwie, jakby widowni nie było, a jedyną rzeczywistością był świat istniejący na scenie. Ci trzej faceci po czterdziestce są zwyczajni, ani specjalnie mądrzy, ani nadwrażliwi, ani zbytnio pospolici. Rzec można - przeciętni. Mają unormowane życie, pracę, przyzwoity status społeczny. Trwają tak, umoszczeni w codzienności, niby różni, a przecie podobni, jak trzy portrety na tym samym tle. Bzdurny fakt wywołuje moment iluminacji, odsłania prawdę, dotąd nie dostrzeganą lub też pieczołowicie przyklepywaną. Na bieli pojawiają się smugi zagubienia, samotności, zdezorientowania. Dostrzegają, że życie mają miałkie, kobiety nijakie, pracę jałową. Aktorzy umiejętnie balansują na granicy komizmu i powagi, dopełniają i wypełniają zarysowane przez Lupę charaktery, sytuacje, emocje.

W zakończeniu przedstawienia na pustej scenie pozostaje biały obraz zawieszony pośrodku jasnej ściany. Serge dostrzegł ukryte w nim wibracje, Marc zobaczył wreszcie człowieka, który przemierza pustą przestrzeń, a następnie znika. Yvan nie widzi niczego, poza tym, że czeka go logiczny ciąg wydarzeń: ślub, dzieci, śmierć. Co mi się może przydarzyć?

W przedstawieniu Krystiana Lupy nie ma odrobiny choćby sentymentalizmu czy mazgajstwa. Jest szyderstwo, to prawda, lecz życzliwe, pełne rozumnej pobłażliwości. Ci ludzie są pocieszni i godni współczucia. Jak inni, usadzeni wygodnie w teatralnych fotelach i własnym samozadowoleniu, oglądający sztukę, która wydać się może arcydziełem lub pospolitym szalbierstwem.

Czym jest? Sztuką czy "Sztuką"?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji