Artykuły

Samotny narciarz

Nie interesuje mnie robienie dobrych przedstawień. To zdanie wypowiedziane na konferencji prasowej przez Krystiana Lupę, powracało do mnie jak bumerang w trakcie premiery "Sztuki" Yasminy Reza. Reżyser tłumaczył, że nie ma nic prostszego niż zrobienie świetnego spektaklu, ale jego osobiście zajmuje w teatrze zupełnie coś innego. Jednak Lupa, wbrew deklaracjom, zrobił bardzo dobre przedstawienie. Ale tylko, czy aż dobre...?

"Sztuka" francuskiej dramatopisarki jest zgrabnie napisaną historią trójki przyjaciół. Jeden z nich - dobrze sytuowany dermatolog - kupuje za nieprawdopodobną sumę abstrakcyjny obraz, na którym oprócz białej płaszczyzny trudno cokolwiek dostrzec. Marc jest zbulwersowany snobizmem kolegi, a cała sprawa staje się pretekstem do dwugodzinnej kłótni, załamania się wieloletniej przyjaźni mężczyzn i ujawnienia dotąd skrywanych myśli.

Na scenie relacje między bohaterami są oczywiste. Marc sprawia wrażenie zazdrosnego o bezsensowne, zagrażające przyjaźni z Serge dzieło, Yvan słoi pomiędzy nimi, przyznając rację to jednemu to drugiemu z adwersarzy. Aktorzy malują niezwykle wyraziste postacie, ogromnie śmieszne w swej groteskowej kłótni, a widownia wybucha gromkim śmiechem.

Ale Lupa to stary, teatralny lis, który wie, że diabeł tkwi w szczegółach. Dlatego też w sposób przezabawny każe Serge'owi (Andrzej Hudziak) przyglądać się, rozkochanym wzrokiem, nabytemu obrazowi i co chwilę szukać odpowiedniego miejsca na ścianie. Yvan (Piotr Skiba) równie śmiesznie poszukuje nakrętki od flamastra, udając zainteresowanie rozmową z kolegą czy jako ofiara własnej hipochondrii oraz psychoanalityka obrywając od szamocących się przyjaciół.

Wyjątkowym komizmem odznacza się również postać Marca (Zbigniew Kosowski) - inżyniera tradycjonalisty, który za nic w świecie nie chce stać się dzieckiem swej epoki i uznać wyższości sztuki współczesnej. Można rzeczywiście popłakać się ze śmiechu, kiedy ten mężczyzna zwyczajem nudzących się emerytów podkleja drewniane elementy czy z politowaniem słucha racji Serge'a, targając swój tradycyjny krawat.

I wszystko jest jasne. Każda z postaci zrozumiała, co na dodatek podkreślają charakteryzujące panów wnętrza mieszkań: Serge żyje w nowoczesnym, prostym, pozbawionym zbędnych dekoracji pomieszczeniu, Yvan w artystycznym bałaganie, a Marc w mieszczańskim, mało gustownym salonie, nad którym góruje realistyczne płótno, umieszczone na obowiązkowo wytapetowanej we wzorki ścianie.

Nie ma się tu czego czepić. A jednak wszyscy ci, którzy znają poprzednie realizacje Lupy, będą zawiedzeni, spodziewając się pewnie, iż reżyser Bóg wie co wyciągnie z tekstu autorki. Nawet najbardziej wytężający słuch i wzrok, bezowocnie będą poszukiwać tkwiących w niegdysiejszych bohaterach Lupy rozedrgań, nadwrażliwości, która potrafiła się też udzielić widzom jego przedstawień.

W finale spektaklu Marc rysuje na spornym płótnie niebieskim flamastrem narciarza, który pojawia się i znika na białym tle. To przesłanie też jest oczywiste, gdyż każdy z nas na krótko przybywa i odchodzi z tego świata. Krystian Lupa tym razem zrobił tylko dobre przedstawienie. Ja jednak wolę, kiedy reżyser jest takim samotnym, poszukującym, nie mogącym pogodzić się ze światem narciarzem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji