Artykuły

Tragedia jest w historii a w życiu

Połączenie w ciągu jednego wieczoru teatralnego komediowej miniatury "Miłość czysta u kąpieli morskich" z dramatem "Za kulisami" może się wydać w pierwszej chwili osobliwe, usprawiedliwione tym tylko, że oba utwory na pisał jeden poeta. Bo czy by ktoś wpadł na myśl, by za jednym zamachem pokazać, dajmy na to, jakieś koronkowe "Igraszki trafu i miłości" w parze z natłoczonym od słów-problemów "Wyzwoleniem"? Myślę wszelako, że sam Norwid zgorszony by nie był. Żeby mu się podobało to właśnie, że lekkomyślnie egzaltowanego poetę Skorybuta z "Miłości czystej" i pana na Omegach, poetę Omegitta w "Za kulisami" grał ten sam aktor. Że tak mieszając chronologię powstania obu Utworów ("Miłość czysta" jest późniejsza), reżyser - Wiłam Horzyca - pokazał w rosnącej gra acji Norwidowską obserwację życia, refleksję nad kontrastem praktycznego i idealnego w małym świecie kąpieliskowej anegdoty i w wielkim świecie redutowej maska rady. "Cywilizacyjna-całość-społeczna" wedle słów poety.

W dramacie "Aktor" jeden z bohaterów Norwida mówi:

"Tragedia jest w historii, a w życiu jest drama

Z komedią..."

Pytanie, czy sąd ten bardziej przystaje do najbardziej współczesnej praktyki dramatu dzisiejszego, czy też są te słowa typowo romantyczną deklaracją zniesienia podziału między "wysokim stylem" i stylem "niskim"? Gdy oglądaliśmy dwa tak pozornie różne spektakle Norwida jeden po drugim, to owa romantyczno-nowoczesna gmatwanina tragicznego pytania o ludzką prawdę, pytania, którego już bez komediowego marginesu ironii stawiać nie potrafimy, była tym bardziej uderzająca, gdy ten sam głos i gest Mieczysława Mileckiego prezentował nam obu poetów w obu sztukach. W dwu tak niby różnych sytuacjach społecznych i dramatycznych. A tak przecież wewnętrznie z sobą spokrewnionych, jak splot przypadków serca z wielce serio przypadkiem, gdy wśród "galanterii zewnętrznej", "formalizmu świetnego" pozorów stanie poszukiwacz prawdy i zacznie pytać o sens. "Zamieńmy to w cichą, głęboką dramę lub w dorywczą komedię... zresztą..." Zresztą można spytać, czy Milecki-Skorybut i Milecki-Omegitt nie powinien być również Tyrtejem?

Zły los sprawił, że dyskusji o u-kładzie i sensie fantazji dramatycznej "Za kulisami" z jej reżyserem nie przeprowadzimy. Horzyca zmarł na kilka dni przez swą ostatnią norwidowską premierą. Zabrakło tych godzin, w których można by się razem z nim domyślać, co też było w pewnym bardzo ważnym miejscu rękopisu, gdzie dwie połówki karty obcięte, gdzie winno być zapisane tak dla dramatu ważne przejście między scenami maskaradowymi a "Tyrtejem", gdzie plan teatralnych kulis i maskarady zapustnej przemieniał się w plan teatru w teatrze...

W "Miłości czystej" subtelnie ł delikatnie uplatał Norwid , ludzi czujących w siatkę konwenansu, ironicznego przypadku. W scenach redutowych drugiego układzie Horzycy dramatu ironia staje się bardziej gorzka, konwenans zderza się z prawdą znacznie ostrzej - ale to jednak możemy przyjąć jako ciąg dalszy, jako rozszerzenie sceny, nie jej całkowitą zmianę. Oczywiście, krótki dialog, niby tylko towarzyski, a przecież znaczący i ważący wiele, w "Za kulisami" ogarnia coraz nowe dziedziny: w taśmie przewijających się par prezentuje nam poeta szpiegów i konspiratorów, modnych autorów, geszefciarzy, krytyków, dygnitarzy, domorosłych cyników i domorosłych strategów... To noc maskarady i demaskowania, "noc narodowa" w balowym przebraniu, pełna muzyki, poezji i wielce "realistycznych" zgrzytów. Jeżeli przypomina się tu technika i myśl "Wesela", "Wyzwolenia", jeżeli to korowód uprzedzający poloneza w finale "Popiołu i diamentu" - i uprzedzający wszystkie przyszłe "polonezy złud narodowych" - to nie zapominajmy i o tradycji: o scenie Salonu warszawskiego w "Dziadach", o urywanym dialogu "Nie-Boskiej komedii", o Malczewskim i Słowackim. I o Dominiku Magnuszewskim. Dramat Norwida wyrasta organicznie z romantyzmu polskiego, z jego problemów - Norwid zmaga się dalej z upiorem niewoli i polskiego zacofania, z tą naszą nie-sumiennością spraw i ludzi. Jego Omegitt napisał dramę o Tyrteju; po wygwizdaniu na prawdziwej scenie, klasyczny Tyrtej wkracza na posadzkę kończącej się o rannym przedświcie maskarady. Jak wkracza? Jak w balową panoramę, szpiclów, karierowiczów i konspirujących zapaleńców wtapia się dramat-przykład o Tyrteju? Zauważmy, że tradycja Tyrteja przywołana jest w tym wypadku nie po to, by ukazać poetę czynu zbrojnego; Tyrtej Norwida jest naprawiaczem spartańskiego "formalizmu patriotycznego", staje przeciw martwej literze moralności "zawodowych bohaterów". "Tyrteja" pisał Norwid przed scenami redutowymi. Potem został- on wtopiony w całość dramatu pisanego pod bezpośrednim wrażeniem rewolucji styczniowej. Ideowa ciągłość obu partii utworu jest niewątpliwa - lecz jak ten związek pokazać scenicznie?

Horzyca kazał zawalić się ścianie, widmowy pochód Parthenianów wygnanych z ojczyzny przeraża balową publiczność. Następnie zmienia się scena, tyrtejski dramat rozgrywa się między kolumnami klasycznej już, nie redutowej sceny. Co oczywiście nie tylko już niczym z "towarzyskim" dialogiem jakiejś "Miłości czystej" nie związane, ale także gatunkowo i nastrojowo całkowicie różne od scen "Za kulisami". Na redutową posadzkę wracamy dopiero po zakończeniu epizodu Tyrteja. Czy należało kontrastem "ciała obcego" tu operować czy też raczej ciągłością maskarady-teatru?

Efekt walącej się ściany jest teatralnie nienaganny. Nie jest jednak konieczny, a raczej: nie byłby konieczny, gdyby przypomnienie wyświstanej dramy o poecie-wodzu stanęło na tej samej, redutowej posadzce, gdyby moralny sens tej klasycznej reminiscencji "widzialnie gniótł" obecnych, gdyby ci sami, karnawałowi ludzie jednej nocy zagrali role w wiecznym konflikcie formy, skostnienia, konwenansu uczuć i konwenansu sumień, przeciw którym samotnie walczy poeta. Omegitt przejmuje rolę Tyrteja, wielkoświatowa Lia wkłada maskę Eginei. wiernej współbudzicielki miłości tworzącej (jakiż w tej ciągłości ról kontrast!). Pomyślmy, nieludzkiego w swej spartańskiej zajadłości Starca kreuje np. zajadły w swym lojalizmie Polak Urzędnik Zagraniczny... tych jednak pytań nie postawimy reżyserowi. A czy je warto publicznie roztrząsać? Przecież pisane i mówione głosy (nawet krytyków) rozwodzą się na temat trudności tego dramatu, niezwykłych zagadek w nim jakoby spiętrzonych. Jasne, że widz (nawet krytyk) do intelektualnych trudności, np. Wielkiej Improwizacji na tyle od czasu szkoły przywykł, że na nie nie zwraca uwagi - tu natomiast jest trudność "nowa", wymagająca skupienia uwagi, innego nastawienia estetycznego niż dramat o ciągłej akcji, o wyraźnych dominantach fabularnych.

Takie trudności powstają wszędzie tam, gdzie spotykamy się (nie tylko w dramacie) z tzw. formą otwartą dzieła sztuki, gdzie akcja "zaczyna się" przed pierwszą kurtyną i nie kończy jednoznacznie po ostatniej. Dramat "Za kulisami" znamy w tekście szczątkowym. Nie chcę tu snuć mało sprawdzalnych rozważań, jaki był - czy jaki miał być - integralny jego kształt. W każdym razie to, co znamy, jakże jest. bliskie ulubionej romantykom "poezji fragmentów", owym umyślnym "ułomkom poetyckim"; przy pomocy tej techniki od romantyzmu aż po dzień dzisiejszy (współczesność nasza ma już kilkanaście dziesiątków lat!) odnawia się schemat gatunków "zamkniętych", jałowych problemowo w swej jednoznaczności. Horzyca miał zbyt wiele gustu i taktu estetycznego, by fantazję dramatyczną Norwida rekonstruować, myślników i wielokropków nie poprzemieniał na zdania grzecznie skończone kropkami. Myślę, że można było jeszcze być bliżej tej naturalnej (przez uszkodzenia, i nie tylko przez uszkodzenia) fragmentaryczności poetyckiego tekstu Norwida. Tak samo dramę o Tyrteju, jak rozrzutną inkrustację toku dramatycznego najwspanialszymi jakie zna nasz język lirykami, maksymalnie może należało zjednoczyć z tym, co tu jest fragmentem akcji w tradycyjnym rozumieniu, stopić różne warstwy utworu w jedno - nie w "przedstawienie", ale w jakieś takie poetyckie kontinuum kolejnych sytuacji. Może by widz (i krytyk) nie usiłował wówczas na siłę przypasować panoramy Norwidowskich sytuacji do szkieletu zwartej akcji, gdyby się zdecydowanie pokazało, że tu takiej ramy zawiązania, perypetii i katastrofy nie ma; że nie ona ważna, ale właśnie "momenty" poetyckiej refleksji nad życiem. Pisał kiedyś Norwid, z okazji wiersza białego, że "bez-rymowy wiersz rytmuje się na całą swą długość, nie zaś w końcowym jed-dnym zebrzmieniu wyrazów", Fragmentaryzm "Za kulisami" winien tak właśnie "rytmować się na całą swą długość". Jeżeli inscenizacja pod ręką takiego znawcy Norwida i poetyckiej sceny, jak Wilam Horzyca, nie zadowala w pełni - to wyciągnijmy stąd morał, jak potwornie trudno porać się z tekstem o wielości point lirycznych, trudnego nie przez enigmatyczność idei, lecz przez bogactwo rozrzuconej w nim poezji wielkiej miary. Jeżeli wiersz np. taki, jak "Dedykacja" bardzo nawet poprawnie deklamujemy, to nie wystarczy, to lepiej czytać samemu tyle razy, aż się usłyszy oszołamiającą melodię słów, nie tylko spadki rytmu. I jeżeli poza Ewą Krasnodębską, Mileckim, Wichniarzem i Tadeuszem Woźniakiem mało się głosów z Norwida w Teatrze Narodowym chce pamiętać - to niech to też będzie miarą trudności reżyserskiej, z jaką się zmierzył w swym ostatnim dziele Wilam Horzyca.

[Data publikacji artykułu nieznana]

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji