Artykuły

Nasze pożegnanie

Gdy pojawił się na scenie w latach 60. włożono go do szuflady z etykietką "amant charakterystyczny. Długo był takim "amantem z charakterem". Romantyk na scenie, w życiu też był romantyczny. Wyznawał proste zasady. Uważał, że mężczyzna powinien być przede wszystkim wierny sobie. Szlachetny, prawdomówny, niezależnie od sytuacji - zmarłego w kwietniu Wojciecha Alaborskiego wspomina Życie na gorąco.

W skrócie

Urodził się: 23 IX 1941 roku w Drohobyczu

Znany: Na ekranie debiutował w 1970 roku w serialu "Kolumbowie". Potem wystąpił w ponad 50 filmach i serialach, m.in.: "Perła w koronie", "Barwy ochronne", "Noce i dnie", "Bestia", gdzie kreował głównego bohatera Pawła. "Człowiek z żelaza", "Najdłuższa wojna nowoczesnej Europy", "Pan Tadeusz", "Dom". Ostatnio grał w serialach: "Na dobre i na złe", "Plebania" i "Na Wspólnej" (mecenas Jan Roztocki). Na scenie debiutował w 1963 roku w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej. Zagrał Tristana w sztuce "Jaśnie pan Nikt" Lope de Vegi. Potem związany był z tetrami warszawskim: Narodowym, Współczesnym i od 1970 roku z Teatrem Polskim. Aktor najbardziej cenił sobie role: Gustawa - Konrada w "Dziadach", Kordiana i "Kordianie" i Chłopca z deszczu w "Dwu Teatrach" Zmarł: 5 IV 2009 roku w Warszawie

Wojciech Alaborski niepraktycznym romantykiem

Gdy pojawił się na scenie w latach 60. włożono go do szuflady z etykietką "amant charakterystyczny". Długo był takim "amantem z charakterem". Aż któregoś dnia doczekał się zabawnego określenia "amant łagodnie charakterystyczny". Niezależnie od wszystkich przypinanych mu łatek Wojciech Alaborski, absolwent PWST w Krakowie w 1963 roku, był profesjonalistą i jednocześnie człowiekiem bardzo skromnym. Urodził się w czasie wojny, w 1941 w Drohobyczu. Po wojnie rodzina przeniosła się do Nowego Sącza, potem do Przemyśla Jego ojciec był inżynierem kolejnictwa. Gdy Wojciech miał 18 lat, grał w trzecioligowej drużynie hokejowej w Nowym Sączu. Na aktorstwo namówił go profesor Waga prowadzący kółko polonistyczne -dawny piłsudczyk. Podczas egzaminu nie obyło się bez zabawnego wydarzenia.

Profesorowie słuchając jego popisu płakali ze śmiechu

Wojciech Alaborski z zaangażowaniem śpiewał: "Bo ja jestem sam z moimi łzami, tak mi źle... Ale jedna myśl zadręcza mnie, wiem, że kochasz mnie...". Komisja nie wytrzymała tej dawki sentymentalizmu i poprosiła, by zaśpiewał coś normalnego, najlepiej ludową piosenkę. Zaśpiewał barytonem: "Gdybym ci ja miała skrzydełka jak gąska". Profesorowie popłakali się ze śmiechu. Wojciech zdał, został przyjęty.

Rolę Kordiana odziedziczył po Ignacym Gogolewskim

Po studiach dyrektor Górkiewicz zaproponował mu pracę w teatrze w Bielsku-Białej. - Wolałem tam dużo grać, niż podlizywać się różnym nestorom w Krakowie - uzasadniał swój wybór Wojciech Alaborski. Najlepiej czuł się w repertuarze romantycznym. Gdy grał Gustawa-Konrada miał 22 lata... Najlepszą recenzję po obejrzeniu spektaklu wystawił mu Kazimierz Dejmek: "Ty, k..., nic nie umiesz, ale tak wrażliwego człowieka jeszcze w życiu nie spotkałem".

Potem u Dejmka w Teatrze Narodowym zagrał Kordiana, miał 24 lata. Rolę przejął po Ignacym Gogolewskim. Tak rozpoczęła się jego warszawska przygoda z aktorstwem. Na początku zamieszkał w garderobie Teatru Narodowego. W 1968 roku odszedł z Narodowego i znalazł się w zespole Erwina Axera w Teatrze Współczesnym. Zaczął od swojego ulubionego Szaniawskiego. Świetnie zagrał Chłopca z deszczu w "Dwóch teatrach". Po miłym przyjęciu nastąpiło niemiłe rozstanie. Wojciech Alaborski wspomniał, że miał zagrać Mortimera w "Elżbiecie, królowej Anglii" Schillera. Szyto już dla niego kostium. Ale nie wystąpił w tej sztuce. Mortimera zagrał... Piotr Fronczewski. Rozgoryczony i rozczarowany Alaborski w 1970 roku znalazł się w Teatrze Polskim. Był w nim aż do ostatnich dni.

Być jak Sean Connery. To nienajgorsze porównanie

Gdy kiedyś usłyszał, że porównuje się go do Seana Connery, skomentował: "Nie jest to najgorsze z porównań. Choć w moim przypadku chyba tylko z uwagi na zarost". Romantyk na scenie, w życiu też był romantyczny. Wyznawał proste zasady. Uważał, że mężczyzna powinien być przede wszystkim wierny sobie. Szlachetny, prawdomówny, niezależnie od sytuacji. Nawet jeśli sam został niecnie oszukany.

Uwielbiał wędkować. Nie opuszczał zawodów wędkarskich aktorów w Zawiesiuchach. Rozpływał się, gdy wspominał godziny spędzone z Andrzejem Kondratiukiem, gdy razem łowili ryby na Narwi. Pracowali razem, ale też przyjaźnili się. Pomagał Kondratiukowi nawet w budowaniu domu, który zagrał potem m.in w "Gwiezdnym pyle". Inną pasją pana Wojciecha była działka. Nie wiadomo jak to robił, ale każda roślina, która posadził, przyjmowała się. Owoce były smaczniejsze, kwiaty piękniejsze. Ludzie, którzy tam bywali, mówili, że stworzył raj na ziemi.

Jako człowiek czuł się spełniony. Udana rodzina. Dwóch synów. Wnuk Piotr, w którym był nieprzytomnie zakochany. Serdeczne relacje łączyły go z synową Martą, z którą pracował w tym samym teatrze (Teatr Polski) i oboje marzyli by zagrać parę: ojciec - córka. Nie zdążyli.

Czy był spełniony jako aktor? Mówił, że w życiu nagrał się dość. Gdyby miał przyjmować byle co, to wolałby przymierać głodem. Swój zawód traktował jako nieustającą przygodę. Na pytanie: "Ile ona może trwać?" odpowiadał: "Całe życie!". Piątego kwietnia 2009 roku nadszedł jej kres. Aktor pochowany jest na Cmentarzu Wolskim w Warszawie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji