Artykuły

Buczenie w La Scali

Łódzka agencja Grand Tour wpadła na pomysł prosty i atrakcyjny: dwudniowe wypady do najlepszych teatrów operowych Europy. Mnie wybrano na cicerone, a Marzena Jezierzańska, świetny menedżer i urocza dama, na początek zaproponowała mediolańską La Scalę... I tu zaczęły się schody! - relacjonuje Sławomir Pietras w Tygodniku Angora.

Zamawianie biletów na wiele miesięcy naprzód w La Scali okazało się niemożliwe i skończyło się koniecznością zakupienia ich w agencji w Londynie, oczywiście po lichwiarskich cenach. Chodziło o zapowiedziane na 20 czerwca 2009 r. wznowienie słynnej inscenizacji Aidy w reżyserii i scenografii Franca Zeffirellego, pod nową dyrekcją muzyczną Daniela Barenboima.

Grand Tour zdecydował się pokazać grupie 30 melomanów premierę Aidy

w La Scali w najnowszej obsadzie. Przedtem i potem zdążyliśmy obejrzeć Ostatnią wieczerzę Leonarda da Vinci w kościele Santa Maria delie Grazie, odwiedzić grób Verdiego w Casa di Riposo, pomodlić się w Duomo, posiedzieć w Biffi Scala przy Galleria Vittorio Emanuele II, zwiedzić muzeum La Scali i Pinakotekę di Brera z obrazami Rafaela i Caravaggia.

W dniu przedstawienia od rana przed teatrem koniki handlowały biletami po cenach dwukrotnie wyższych od nominalnych. Wymienione na afiszu najwyższe kwoty to 187 euro. U "konia" nie spadały one poniżej 500 euro.

Inscenizacja Zeffirellego po latach nic nie straciła na atrakcyjności scen zbiorowych, świetnych tańców w choreografii Vladimira Vassilieva, rozmachu scenograficznego i wspaniałych kostiumów.

Daniel Barenboim przy pulpicie to najwyższy kunszt dyrygencki. Jego interpretacja Verdiego mniej nadęta, a bardziej osobista, dobrze przemyślana, tu i ówdzie dla solistów rozciągnięta w tempach, natomiast w ansamblach, niestety, zbyt szybka.

W całej tej wyprawie towarzyszyła nam Barbara Kubiak - najlepsza dziś polska Aida. Mimo że posiada piękniejszy głos od swej mediolańskiej koleżanki, w rozmowach z uczestnikami premiery szczerze chwaliła kreację Marii Jose Siri, gwiazdy operowej wielkiego formatu. Wszystkim nam podobał się również Walter Fraccaro jako Radames, a w roli Amonastra Juan Pons, wybitny baryton znany polskim operomanom głównie z nagrań. Po scenie sądu w wykonaniu rosyjskiego mezzosopranu Anny Smirnovej, zamiast braw niespodziewanie rozległo się buczenie. Smirnova zaśpiewała bardzo dobrze. A jednak? Czy przypadkiem mediolańska klaka profesjonalnie zajmująca się tym procederem nie demonstruje niechęci do nadmiaru rosyjskich artystów zatrudnianych przez La Scalę?

Po raz drugi - co bardziej zaskakujące - buczenie nastąpiło po zakończeniu przedstawienia, kiedy na scenie pojawił się Daniel Barenboim. Tego już dla nas było za wiele. Przekrzykując klakierów, zaczęliśmy wołać "Bravi!". Okrzyk podchwyciła reszta widowni, oburzona niezrozumiałą niesprawiedliwością klakierów wobec wybitnego izraelskiego dyrygenta.

Nocą w salonie recepcyjnym Hotelu Rosa przy Piazza Fontana długo omawialiśmy wrażenia ze spektaklu, polskie ślady z przeszłości La Scali, plany następnych podróży operowych i formowanie stałej grupy towarzyskiej złożonej z uczestników takich wypraw.

Proponuję, aby 17 października pojechać na "Toscę" do Opery Wiedeńskiej. Tym razem autokarem, nie samolotem. Wiedeń jest bliżej, będzie można zabrać większą liczbę uczestników, co wypadnie taniej. Będę brał w tym udział bezinteresownie, w głębokim przeświadczeniu o potrzebie udostępniania polskiej publiczności bezpośrednich wrażeń z wybitnych spektakli operowych. Namawiam wszystkich do takich podróży, mimo poważnych wydatków.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji