Artykuły

Dwoje staruszków i puste krzesła

Podobno Warszawa przyjęła słynną już dzisiaj sztukę Samuela Becketta "CZEKAJĄC NA GODOTA" ze zmiennymi uczuciami. Najpierw nastąpiła lekka konsternacja, a potem lekki szał. Sztuka dziwna, przedziwna, niepodobna do niczego, co dotychczas oglądaliśmy na scenie i do czego przywykliśmy szła kompletami. Pytałem o wrażenie wielu ludzi także takich do których intelektu mam duże zaufanie. Nierzadko padało pod adresem autora określenie: "współczesny Szekspir". Określenie zresztą nie wymyślone w Polsce. Przywędrowało od entuzjastów Becketta z Zachodu. Nie dyskutujmy o jego słuszności - niech czas rozstrzygnie. Stwierdzamy, że "Czekając na Godota" stało się sensacją teatralną na miarę krajowa. I dodajmy, że po Warszawie przyszła kolej na Katowice.

Nie, to nie będzie powtórzenie sztuki Becketta. Dziś wieczorem na Małej Scenie ujrzymy natomiast sztukę bardzo pokrewną temu co pisze ów Irlandczyk pisujący po francusku, sztukę Rumuna pisującego po francusku - Eugene lonesco "Krzesła".

"KRZESŁA" to także sztuka bardzo dziwna. Coś jak obraz bardzo nowoczesnego malarza, odrzucającego wszystkie dotychczasowe konwencje, przekreślającego wszystkie nasze dotychczasowe przyzwyczajenia. Bez podziału na akty w jednej dekoracji trwa chyba przez dwie godziny niesamowite widowisko, w czasie którego dwoje staruszków rozmawia niemal bez przerwy wyłącznie z... pustymi krzesłami, z tłumem pustych krzeseł, zaludnionych przez ich chorobliwą trochę fantazję nie istniejącymi postaciami. Owe postacie zeszły się tu - na jakąś samotną wysepkę, oblaną ze wszystkich stron wodami jakiegoś nie nazwanego morza - po to, żeby usłyszeć od Starego wielką nowinę, która może mieć dla świata olbrzymie znaczenie. Jak ta nowina będzie wyglądać - nie powiem, żeby nie rozładowywać znakomitej pointy nie tyle dramatycznej co filozoficznej. Jak łatwo się domyślić, nie będzie to nowina optymistyczna, utrwalająca w człowieku wiarę w lepszą przyszłość świata, w szczęśliwe losy igraszki ślepych sił - człowieka.

Toteż nie dla tych wartości filozoficznych wystawia się w Polsce Becketta i Ionesco. Ta filozofia, na którą składa się koncentrat pesymizmu i zwątpienia, może być dla wielu z nas obca, ale nie wolno nam unikać spotkania z nią oko w ok, nie wolno nam udawać, że jej nie ma na świecie. Trzeba się z nią zmierzyć, choć przyznać muszę, że nie jest to konfrontacja łatwa, nie jest to teren do łatwych filozoficznych zwycięstw. To jedna sprawa. Druga zaś sprawa polega na tym, że bez wątpienia dramaturgia francuska ostatnich lat, dramaturgia Sartre'a - w zasadzie nie ta, którą nam jednostronnie zaprezentował PIW w tomie jego dramatów - Becketta. Ionesco i kilku innych wybitnych pisarzy jest obok teatru Brechta zupełnie nowym zjawiskiem w dramaturgii światowej zjawiskiem oryginalnym, w którym z całą pewnością kryją się zalążki nowych form dramatycznych. Jest to zjawisko tym bardziej odrębne, że stoi na krańcu przeciwległym do teatru Brechta, teatru politycznego, podejmującego problematykę moralną wielkich zjawisk i procesów społecznych. Ionesco o teatrze Brechta wyraża się przy każdej okazji - mimo takich czy innych słów uznania - z dużym przekąsem, jego sztuki na żywa "sztukami harcerskimi". Domyślamy się w tym ironicznym zjadliwym określeniu zarzutu, że są to sztuki, które chcą w jakiś sposób wpłynąć na widza, kształtować jego świadomość, zbliżać go do jakiejś idei. A taką postawę zarówno Ionesco jak i jego towarzysze po piórze odrzucają jako niegodną pisarza.

Przez tego rodzaju sztuki poznajemy więc to, co jest w dramaturgii światowej naprawdę nowe. Poznajemy teatr wielkiej poetyckiej metafory teatr bardzo trudny dla przeciętnego widza zarówno w swojej treści jak i w swojej formie, ascetyczny, zbudowany przede wszystkim na słowie, obcy dotychczasowym formom pisarstwa scenicznego. Mimo wielu oporów, z którymi tego typu sztuki w różnych środowiskach widzów teatralnych mogą się spotykać, znajomość ich jest dla publiczności bardziej przygotowanej, bliskiej teatrowi konieczna. Bez niej obraz współczesnego teatru jest niepełny, co więcej - jest zubożony o jeden z najważniejszych elementów. Czy się to będzie podobać czy nie, to inna sprawa. Ale znać to trzeba. Zresztą o jakimś normalnym "podobaniu się" nie może być tutaj mowy. Na pewno trzeba tu szukać zupełnie innych stów na określenie wrażenia, jakie się z tej sztuki pokazanej na scenie wynosi. I to wiele słów. I to różnych słów.

Dziś wieczór i Teatr Śląski i widownia Małej Sceny staną przed równie trudnym egzaminem. Publiczność nawet nie będzie miała okazji ochłonąć na chwilę i podzielić się ze sobą wrażeniami w toku przedstawienia, bo nie ma w tej sztuce przerwy i zmagania dwojga staruszków z pustymi krzesłami toczą się [brak fragm. tekstu - przyp. red.] rozwiązaniu bez chwili wytchnienia w tempie groźnej lawiny. A teatr o tyle ma jeszcze trudne zadanie, że cały ciężar odpowiedzialności spoczął tu na barkach reżysera, scenografa i tylko dwojga aktorów bo ten trzeci, który nazwany został "mówcą", dochodzi do głosu tylko na krótko i to w sposób, który nie pozwala nam zachwycać się jego krasomówstwem.

Nie jestem skłonny do zachwytów nad "Krzesłami" niby dlatego że to nowość, krzyk mody, rzecz supernowoczesna. Te zachwyty pozostawiam snobom (zresztą jestem przekonany, że sztuka Ionesco będzie przedmiotem wielu towarzyskich rozmówek i bez jej znajomości można się będzie czuć głupio w dyskutującym namiętnie towarzystwie). Sądzę, że podobnie jak dla mnie osobiście tak i dla widzów będzie ona okazją do pasjonującego spotkania intelektualnego do bezpośredniego zetknięcia się z nowym kształtem dramatu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji