Artykuły

Ofiarowanie

"Persona. Tryptyk/Marilyn" w reż. Krystiana Lupy w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Jacek Wakar w Dzienniku - dodatku Kultura.

Szkic do "Persony. Tryptyk/Marilyn" oglądałem na początku kwietnia.

Wtedy we Wrocławiu. Po dwóch miesiącach od premiery przedstawienie Krystiana Lupy wciąż zmierza do ascezy i ogołocenia ze wszystkiego, co niekonieczne i widziałem, jak rodził się ten (...) /część tryptyku "Persona" Lupa przygotowywał najpierw i chyba zmuszony przez okoliczności (wręczenie Europejskiej Nagrody Teatralnej) zdecydował się "work in progress" pokazać międzynarodowej publiczności. To była tylko próba - bodaj pierwszy przebieg całości, z dobrodziejstwem inwentarza, czyli interwencjami reżysera, przerywaniem akcji, jego rozmowami z grającym jedną z ról Piotrem Skibą. Zobaczyliśmy rzecz niegotową, zaledwie brudnopis do inscenizacji. Po zespołowym "Factory 2" zadziwiało nieustanne zbliżenie na Sandrę Korzeniak, która na oczach widzów sprawdzała, jak to jest nieustannie próbować wchodzić w skórę Monroe, nakładać jej życie na własne. I czasem walczyć z magmą wypowiadanych przez siebie słów. Scenariusz napisał sam Lupa i właśnie on chwilami spychał opowieść w rejony banału, domagał się najmocniejszych poprawek.

Ponownie zobaczyłem przedstawienie, gdy Teatr Dramatyczny w Warszawie grał je po raz ostatni przed wakacjami. I od premiery 18 kwietnia bodaj po raz ósmy. Wobec eksploatacji spektakli Lupy, zwykle trwającej latami, to bardzo niewiele. Tym bardziej że "Persona", projektowana jako tryptyk, z góry zakłada ewolucję poszczególnych części. Już teraz można jednak w "Marilyn" znaleźć fragmenty dla nowego teatru Lupy niemal definicyjne. Można też próbować odpowiedzieć na pytanie, które przed premierą powtarzali wszyscy. Czy doświadczenie "Factory 2" istotnie zmieni artystę? Co z niego trafi do jego kolejnego projektu, w czym będzie on zbliżony do jego dawnych dzieł? Z konieczności pobieżna ocena nie może być jednoznaczna. Ostatnie przedstawienie Lupy wyrzeka się tradycyjnie formowanej literatury, a jednak wobec kwietniowego pokazu reżyser dokonał zdecydowanych skrótów w pisanym przez siebie materiale. Wszystko, jak dawniej w "Braciach Karamazow", "Kalkwerku" czy "Lunatykach", rozgrywa się między aktorami. Spektakl stanowią sceny Sandry Korzeniak z Katarzyną Figurą (Pau-la), Piotrem Skibą (Andre), Marcinem Bosakiem (Dozorca), Władysławem Kowalskim (Greenson) oraz sekwencja finałowa całopalenia bohaterki. Lupa proponuje tym razem teatr na wskroś intymny, jakby zapraszał nas do wewnętrznego świata Monroe, która jest Sandrą Korzeniak, która jest amerykańską aktorką, która chce być, i na moment się staje, Gruszeńką z "Braci Karamazow". Każe patrzeć na sceniczny świat niejako z podwójnej perspektywy. Raz poprzez oczy Marilyn, a za chwilę próbując zachować dystans. Wtedy możemy próbować dojść do istoty niemożności teatru niepozwalającej Sandrze Korzeniak przekroczyć własnych ograniczeń i na dobre stopić się z bohaterką. W efekcie "Persona" staje się obserwacją jej osobistego zmagania z rolą, postacią, materią teatru.

Aktorka odrzuca prywatny wstyd, stając przed nami ogołocona ze wszystkiego, co jest pozą, udawaniem obliczonym na doraźne potrzeby powabem. Jej rola rozwinęła się w kierunku, który dopuszcza zestawienie Marilyn z parą z "Kalkwerku" - Małgorzatą Hajewską-Krzysztofik i Andrzejem Hudziakiem. W "Personie. Tryptyk/Marilyn" Lupa rozbija mit i go ocala. Finał - ofiarowanie Marilyn wobec jej wyznawców, a zarazem żerujących na niej pasożytów - należy już do części o Gurdżijewie. Dlatego przedstawienie Krystiana Lupy wciąż pozostaje "work in progress". Tym razem bardziej fascynującą niż kiedykolwiek wcześniej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji