Artykuły

W małym przytulnym domku

"Malutka Czarownica" w reż. Janusza Ryl-Krystianowskiego w Teatrze Animacji w Poznaniu. Pisze Marta Kaźmierska w Gazecie Wyborczej - Poznań.

Magia może się czasem wymknąć magikowi spod kontroli. Widzowie niedzielnej premiery w Teatrze Animacji przekonali się o tym na własne oczy, gdy tytułowa Malutka Czarownica zabrała się do wyczarowywania deszczu na scenie.

Tego dnia tuż przed godz. 17 Poznań spłynął w strugach gęstej ulewy. Tłum różnokolorowych parasoli spoczywających przed spektaklem na podłodze teatralnej szatni mógłby zadowolić niejedną Mary Poppins. Ci, którzy na najnowszą premierę Teatru Animacji w reżyserii Janusza Ryl-Krystianowskiego zdołali w ogóle dotrzeć na czas, w skupieniu wykręcali wodę z nogawek. Zamek wydawał się twierdzą nie do zdobycia. Ale był to tylko pozór.

Była sobie Malutka Czarownica, która miała tylko sto dwadzieścia siedem lat, a to, jak na czarownicę, jest naprawdę bardzo mało - tak zaczyna się książka Otfrieda Preusslera. Oparty na niej spektakl już w pierwszych minutach zabiera widza do małego przytulnego domku, w którym Malutka Czarownica mieszka sobie z czarnym jak smoła i gadatliwym jak przekupka Krukiem Abraksasem. Wierny przyjaciel jest dla bohaterki spektaklu głosem rozsądku, ale nie zawsze udaje mu się wybić jej z głowy niemądre pomysły. Takie jak wyprawa na doroczne tańce na górze, zarezerwowane tylko dla doświadczonych, dorosłych czarownic, zazdrośnie strzegących swoich tajemnic. Mała Czarownica bardzo chce być już dorosła. Żeby stać się dobrą czarownicą, pomaga biednym staruszkom zbierającym chrust, pokazuje drogę zagubionym w lesie dzieciom, ratuje z opresji bałwanka napastowanego przez łobuzów i miłego wołka, który ma trafić na ruszt. Nie wie, że jej poczynania śledzi z ukrycia złośliwa ciotka Rum Brum Trach...

Podczas niedzielnego popołudnia Malutka Czarownica zabrała się m.in. za wyczarowywanie deszczu. Po jej zaklęciu na scenę spadły kolorowe maskotki. Kruk prawie pękł ze śmiechu, ale jego radość trwała tylko przez chwilę. W pewnym momencie na scenie rozległo się bowiem donośne "kap, kap, kap", a oczom widzów zaczęła się ukazywać coraz bardziej pokaźna kałuża. Konsternacja twórców spektaklu była nie większa niż radość dzieci, szczerze kibicujących głównej bohaterce. Dobro i tym razem wzięło górę. I nikt nie był zaskoczony tym, że po przerwie do scenografii dołączył plastikowy pojemnik. Same miotły tym razem nie zdały się na nic.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji