Artykuły

Antyk i nowoczesność

Ajschylos: Agamemnon, przekł. Stefana Srebrnego. Eurypides: Elektra, przekł. Artura Sandauera. Arystofanes: Żaby, przekł. Artura Sandauera. Teatr Narodowy. Reżyseria: Kazimierz Dejmek. Scenografia: Zenobiusz Strzelecki. Muzyka: Stefan Kisielewski.

Trzy sztuki największych twórców sprzed 25 wieków, każda z nich pełna nieprzemijającej wciąż aktualnej mądrości życiowej. Na otwarcie wieczoru poszedł "Agamemnon" Ajschylosa, pierwsza część "Orestei", najgłośniejszej trylogii świata, opowiadającej o krwawych dziejach Atrydów.

Zamiast dalszych części trylogii ("Błagalnic" i "Eumenid") dwie sztuki innych autorów antycznych: "Elektra" Eurypidesa, będąca niejako za-kończeniem wypadków "Agamemnona" i z repertuaru komedii antycznej "Żaby" Arystofanesa. Dawno już nie zażyliśmy takiej kąpieli w antyku i powiedzmy sobie to od razu, kąpieli tak ożywczej.

Reżyseria Dejmka potrafiła w harmonijny sposób połączyć tradycyjne konwencje klasycznego teatru z wymaganiami nowoczesnymi. Uszanowano np. sposób przemawiania aktorów z twarzą odwróconą ku publiczności, a jednocześnie wystrzegano się pomysłów, które były chlebem codziennym dla widzów starożytnych, przyzwyczajonych do przebywania w teatrze od rana do wieczora, a nie do przyjęcia dla widza nowoczesnego. To tylko jeden przykład, a jest ich znacznie więcej.

Rezultat znakomity: widz bawi się świetnie, jak na sztuce, napisanej teraz specjalnie dla niego, a jednocześnie zapoznaje się z teatrem antycznym.

Do ukazania wszystkich trzech sztuk rozporządzał reżyser znakomitymi wprost siłami aktorskimi. W "Agamemnonie" zabłysła raz jeszcze wielkim swym talentem Irena Eichlerówna w roli tragicznej morderczyni Klitajmestry. Jej głos celowo monotonny przejmował do głębi, jak piękna muzyka, której się prędko nie zapomina. Była w swej roli skupiona, zwarta w sobie i jak trzeba - przerażająca. Halina Mikołajska grała Kasandrę, ale nie dumną córę Priama, tylko Kasandrę w niewoli, poniżoną, a jednocześnie wstrząsającą w wieszczej wiedzy o ogromie swego nieszczęścia. Była naprawdę wzruszająca. W rolach męskich Janusz Strachocki jako strażnik, Ignacy Machowski - przodownik chóru, Marian Wyrzykowski - Herold, Andrzej Szalawski - powracający spod Troi Agamemnon, ani na chwilę nie zapominali o nakazie gry powściągliwej, zgodnej z przypominającymi posągi strojami, a jednocześnie pełnej tragicznego wyrazu. W "Elektorze" Eurypidesa, tak jak należy, tragiczne posągi przemieniły się w ludzi z ich troskami. Tu na plan pierwszy wysunęła się tragedia Elektry, córy Agamemnonowej, odtrąconej przez zbrodniczą matkę, żyjącej w poniżeniu i biedzie. Elżbieta Barszczewska pokazała małe studium nienawiści. Ta aktorka, którą na ogół przyzwyczailiśmy się widzieć w rolach pełnych liryzmu i słodyczy, tu była krwawą lwicą, szukającą pomsty za krzywdy ojca i swoje. Orestesa grał z jakimś przejmującym wewnętrznym smutkiem Mieczysław Milecki, wiernym Pyladesem był Zdzisław Szymański. Klitajmestrą całkiem różną od ukazanej w Agamemnonie, jeśli tak można powiedzieć, bardziej "zwyczajną", była Janina Niczewska. Starcem był Władysław Krasnowiecki. Bardzo pięknie wypadł chór dziewcząt myceńskich.

I wreszcie, ostatnia sztuka - "Żaby" Arystofanesa, nieustraszonego bojownika o pokój, autora, który komediowej satyry używał jako oręża w swej bezkompromisowej walce o lepsze jutro. I tu przeżyliśmy coś zdumiewającego. Ta komedia, która dla współczesnych Arystofanesowi była po prostu czymś w rodzaju nieszczędzącej nawet najmożniejszych szopki politycznej, nie utraciła sensu po dzień dzisiejszy i budzi śmiech na widowni. W dwa i pół tysiąca lat po jej napisaniu nie utraciła aktualności satyra na krytykę literacką, a konkurs pomiędzy Ajschylosem a Eurypidesem aż się prosi, by go u nas powtórzyć w aktualnej wersji zawodów między współczesnymi literatami.

"Żaby" były znakomicie komicznie zagrane przede wszystkim przez Ignacego Gogolewskiego w roli Djomizosa i Wojciecha Siemiona jako Ksantiasza. Ten ostatni uderzył w ton ludowy tak bliski komedii greckiej. Zbi-gniew Kryński i Henryk Szletyński czuli się swobodnie w rolach dwu poetów. Szletyński grał jeszcze komicznego Charona. Wichniarz i Ordon oraz uczestnicy chóru żab dopełniali świetnej obsady. Podziwiać należało, jak dali sobie radę wszyscy ci aktorzy z utrudniającymi poruszania się maskami i kostiumami.

A kostiumy te i scenografia Zenobiusza Strzeleckiego wręcz znakomicie odpowiadały naczelnej tezie całego spektaklu: łączyły antyk z nowoczesnością.

Służyła temu celowi i muzyka Stefana Kisielewskiego. Przekładu "Agamemnona" dokonał Stefan Srebrny, przekład to piękny, choć pobrzmie-wają w nim tony młodopolskie. Z dwu przekładów Artura Sandauera "Elektry" i "Żab" pierwszy był bardzo komunikatywny dla widza, choć wolelibyśmy może wiersz biały, zamiast rymowanego, drugi ("Żab") ponad wszelkie pochwały: wierny, czytelny, nieodparcie komiczny.

W sumie wspaniały wprost wieczór.

data publikacji artykułu nie jest ustalona

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji