Artykuły

Człowiek! To brzmi... tragicznie?

"Na dnie"- Maksym Gorki, przekład - Anna Kamieńska i Jan Śpiewak, reżyseria - Jan Świderski, scenografia - Lidia i Jerzy Skarżyńscy, muzyka - Tadeusz Baird. Teatr Ateneum, Warszawa.

CZŁOWIEKIEM, który dał początek i był głównym twórcą społeczno-politycznego kierunku w naszym teatrze - pisał Konstanty Stanisławski - był Aleksiej Maksimowicz Gorki. Wiedzieliśmy, że pisze on dwa utwory: jeden, którego treść opowiadał mi na Krymie i który nie posiadał jeszcze tytułu, drugi zaś pod tytułem "Mieszczanie". Interesował nas pierwszy utwór, w którym Gorki przedstawiał był swych umiłowanych "byłych ludzi" i który właśnie zdobył mu sławę Nacieraliśmy na Aleksieja Maksimowicza prosząc o jak najszybsze skończenie sztuki, która miała zapoczątkować sezon w nowym, wybudowanym przez Morozowa, teatrze. Gorki skarżył się nam na bohaterów swojego utworu.

- Rozumiecie, co się dzieje? - mówił. - Obstąpili mnie moi ludzie, pchają się, tłoczą, a ja nie mogę osadzić ich na miejscu ani pogodzić ze sobą. Doprawdy! Wszyscy gadają, gadają i to dobrze gadają, szkoda im przerwać, naprawdę, słowo honoru!". Siedemdziesiąt lat później teatr Ateneum zaprezentował nam tę, oczekiwaną przez Stanisławskiego, sztukę - "Na dnie". I tu także aktorzy tłoczą się, pchają, gadają, ale czynią to pozostawiając publiczność chłodną i obojętną, zarówno na ich sceniczny los, jak i długi ciąg mądrych, nietuzinkowych myśli Aleksieja Maksimowicza.

Zastanawiam się czemu?

Czemu tak się dzieje ze spektaklem obsadzonym kilku wybitnymi nazwiskami, bogatym dwiema kreacjami (Machowski i Kamas) i paru bardzo dobrze zagranymi rolami (Rachwalska, Jędryka, Seweryn), w spektaklu przygotowanym przez świetnego aktora (szkoda, że w nim nieobsadzonego) i wytrawnego reżysera (Jan Świderski)? Dlaczego ten tekst, po dokonanych skrótach i skreśleniach wydaje nam się długi i nużący, czemu raz po raz przenosimy wzrok ze sceny na zegarek?

Czyżby mylił się Czechow, który uważał "Na dnie" za dobrą i oryginalną sztukę, czyżby mylił się sam Gorki, który twierdził, ze dramat mu się udał, czyżby myliły się miliony widzów na całym świecie od siedemdziesięciu lat oklaskujące tysiące spektakli owych "Scen dramatycznych w czterech aktach"? A może omylił się reżyser? Nie, tego także powiedzieć nie można. Sztuka jest zrobiona - Jak się to powiada - czysto, wątek fabularny wyprowadzony bardzo starannie, kwestie wyraźnie wypunktowane, panuje ład i porządek sytuacyjny, słowem - do czego się przyczepić? A przecież... A przecież spektakl nie wzrusza, ani nie oburza, nie wstrząsa, nie budzi współczucia... Spektakl nie angażuje nas ani za, ani nawet przeciw propozycji scenicznej. Jest neutralny jak wysterylizowany opatrunek. I to go chyba gubi.

W spokojnym, trochę akademickim przedstawieniu Teatru Ateneum dwie role wyrywają nas z obojętności: Łuka - Ignacego Machowskiego i Aktor - Jerzego Kamasa. Łuka potraktowany bardzo po tołstojowsku wnosi nutę optymizmu. Machowski umie na niej grać konsekwentnie do końca. Nie bawi łatwą czułostkowością, ani dowcipną retoryką, nie próbuje zdobyć sympatii publiczności rodzajowością postaci, nie odwołuje się do na-szego współczucia, nie rozmienia na drobne sentymentalizmu. On to właśnie - w bardzo przemyślany, prosty aż do surowości, sposób sam staje się eksplikacją, przykładem, obrazem fundamentalnej tezy dramatu (którą wypowiada zresztą Satin): "Człowiek!... To brzmi - dumnie!". U Ma-chowskiego nie jest to twierdzenie, lecz dowód przeprowadzony całym własnym życiem. Dowód z siebie.

Sądzę, że kreacja Machowskiego - Łuki zostanie nam w pamięci równie długo, jak kreacja Świderskiego - Barona sprzed prawie ćwierćwiecza.

Drugą wielką rolą premiery jest Aktor - Jerzego Kamasa. Czechow pisał o tej postaci do Gorkiego: "Śmierć Aktora jest przerażająca; Pan jakby ni stąd, ni zowąd, bez żadnego przygotowania, daje widzowi w łeb". U Kamasa nie tylko śmierć, ale cały człowiek, jak i całe jego życie są przerażające, beznadziejne, tragiczne i upodlone. Może owa przerażająca eg-zystencja jest tu budowana jakby kosztem efektu końcowego, dość oczy-wistego w takiej sytuacji. Ostatecznie jednak "koszty" nie przekraczają wartości dzieła. Kamas jest wstrząsający i absolutnie prawdziwy, aczkol-wiek ani razu nie sięga do repertuaru środków naturalistycznych, ani razu nie przeciąga napiętej struny dramatycznej.

I jeżeli określić Łukę-Machowskiego jako jasny, optymistyczny akcent dramatu, to Aktor-Kamas jest jego przeciwieństwem, drugim biegunem zepchniętego na dno społeczeństwa, upadkiem nieodwołalnym, naznaczonym piętnem losu.

Przed kilkunastu laty "Literaturnaja Gazieta" opublikowała wyniki badań nad tekstem monologu Satina. Okazało się, że pierwotnie zamiast: "Człowiek! To brzmidumnie". Satin mówił: "Człowiek! To- wspaniałe! To brzmi tragicznie!". Później wersja została zmieniona, ale do warszawskiego przedstawienia zabłądził jakiś ton wersji pierwotnej. Owego brzmienia tragicznego, czy tylko smutnego?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji