Artykuły

Słonecznik w strategicznym miejscu

Polska publiczność teatralna rzadko ma możliwość oglądania pańskich spektakli. Czy wystawienie "Miłości na Krymie" w Teatrze Współczesnym pierwszy zaproponował panu dyr. Maciej Englert czy Sławomir {#au#87}Mrożek{/#}?

-Sławomir Mrożek. Przysłał mi tekst dramatu, a ja się zgodziłem. To była nieco inna wersja. Ale zmiany, jakich dokonał Mrożek, nie są istotne. Sławomir Mrożek dołączając do dramatu "dekalog" uwag inscenizacyjnych, daje reżyserowi do wyboru praktycznie tylko tytuły, jakimi opatrzyć może ich druk w programie: "Ostatni Mohikanin" albo "Autor zwariował".

Jaki pan wybrał?

- Nie drukuję mu "dekalogu" w programie.

Czy dokonał pan istotnych zmian w projekcie scenografii?

- Zmiany są minimalne. Wprowadziłem je zresztą po porozumieniu z Mrożkiem.

Czy tekst pozostał nie zmieniony?

- Skreśliłem kilka fragmentów z {#au#136}Szekspira{/#} i kilka zdań samego Mrożka. Oczywiście nie konsultowałem już kwestii, jakie zdania skreślę. Mrożek dal mi wolną rękę, bo długo ze sobą współpracujemy. Znając nasz teatralny warsztat, mógł być pewien, że nie siebie chcę reżyserować, tylko jego utwór. Myślę, że formułując 10 zasad, wywołał może niepotrzebną lawinę komentarzy. Choć jego życzenia są zrozumiale, tym bardziej w przypadku prapremiery i pierwszych inscenizacji.

Czy wyobraża pan sobie spektakl bezwzględnie spełniający warunki, jakie postawił reżyserom Mrożek. Dwie pierwsze premiery wskazują, że mamy do czynienia raczej z projektem idealnym.

- To kwestia sceny, na jakiej dramat jest wystawiany. Zgadzam się z publicystą "Tygodnika Powszechnego", który pisał, że Mrozkowi zależy na tym, by inscenizować jego sztukę, a nie własne pomysły na jej temat. Wydaje mi się, że całe zamieszanie z "dekalogiem" to wynik złych doświadczeń Mrożka z niemieckimi i rosyjskimi adaptacjami jego utworów. W ciągu ostatnich dwudziestu lat pojawiło się bardzo mało ważnych sztuk współczesnych. Recenzenci, którzy lecą samolotem na kolejną premierę "Hamleta", są szczęśliwi, gdy na scenę wyjdzie goła Ofelia. Albo jak wyjedzie na tygrysie. Można to zrozumieć, jeśli dramat powstał w odległej epoce i nie odpowiada współczesnym konwencjom. Niestety, ze współczesnymi autorami postępuje się czasem podobnie. A nie ma takiego powodu, chyba że nie umieją pisać sztuk. Ale to nie jest przypadek Mrożka. Nie można jednak traktować "dekalogu" jako jego kolejnej miny. Jest tam spora doza przekory. Może ktoś mu zalazł za skórę.

Wystawiał pan dramaty Antoniego {#au#194}Czechowa{/#}, reżyserował prapremiery utworów Sławomira Mrożka. Jak reżyseruje się panu Mrożka, w którym jest Czechow?

- Tak jak każdą inną sztukę. Patrzę na nią jak na Mrożka w stylistyce Czechowowskiej. Stylistyka jest Czechowa, ale to jest przecież Mrożek.

To nie jest parodia Czechowa, to nie jest o Czechowie. To jest coś, co Mrożek chciał powiedzieć i użył do tego formy pastiszu.

Czy uważa pan, że "Miłość na Krymie" to przełom w pisarstwie Mrożka, czy pokazuje pisarza "wypalonego" z pomysłów, który sięga po cytaty z klasyków literatury?

- Nie jest wypalony z pomysłów, a połowa dzisiejszej literatury to cytaty i pastisze. Jeśli potraktować "Miłość na Krymie" jako literacką syntezę historii Rosji, to wydaje się, że Mrożek za wcześnie wysłał jej mieszkańców do Ameryki. Okazało się, że w Rosji został jeszcze Żyrynowski. Rosja w "Miłości na Krymie" to Rosja z literatury. Dla mnie najważniejszy jest tam motyw kondycji inteligenta w różnych okresach XX wieku. Główny bohater, Zachedryński, właściwie nie bardzo się zmieniał. To sytuacja zmieniała się na gorsze. W pierwszym akcie, "Czechowowskim", Zachedryński bryluje w towarzystwie. W drugim żyje... w takim PRL, jak myśmy żyli. Przystosowuje się. Tak jak to u nas było. Jeden zostawał sekretarzem, drugi był tylko dyrektorem teatru. Trzeci redagował gazetę, ale każdy jakoś się dostosowywał. A teraz jest zdezorientowany. Na śmietniku. Odbieram ten tekst przez pryzmat dzisiejszego losu ludzi podobnych do wielu z nas. Inteligencja, która kiedyś odgrywała w Polsce dominującą rolę, jest w coraz gorszej sytuacji. Teraz być inteligentem to nie żaden status. Główna postać dramatu, Zachedryński, w didaskaliach jest określona jako "niejasna osobistość".

Pan wyreżyserował ją podobno jako postać pozytywną?

- Pozytywną? Nie, tylko sympatyczną. To zresztą właściwość Zapasiewicza. A Zachedryński? Przecież pisze wiersze, których nikt nie czyta, znaczy, że trochę wałkoń. Wykorzystuje swoją sekretarkę i kogo tylko można naokoło... Ale nie jest zakłamany. To, że nie złożył pierwszy donosu? Może go noga bolała.

Czy w finale pokazuje pan nagą Katarzynę Wielką "ze słonecznikiem w najbardziej strategicznym miejscu"?

Tak wielką jak tylko sobie Mrożek życzy. Sam niczego takiego nie wymyśliłem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji